Jechałem nocą rowerem po paskudnej drodze ni to gruntowej, ni to z pokruszonych płyt betonowych - była totalnie zorana i kostropata. Nikłe światełko rowerowej lampki pozwalało się jakoś po tym poruszać. Wiedziałem, że gdy naprzeciwko zobaczę czyjeś światła, będę musiał uciekać. Nie było tam bezpiecznie.
Coś się wydarzyło - gdy już się uniosłem w powietrze, pod sobą widziałem jakiś samochód. Moment wcześniej zorientowałem się, że jestem we śnie. To tylko sen! - i zaraz potem przypływ niesamowitego entuzjazmu, który trudno wytłumaczyć. Wcale nie chodziło o to, że mogłem robić co chciałem (uniosłem się zresztą zaraz w powietrze) - ekscytacja była związana raczej z samym odkryciem, że jestem we śnie. Po raz pierwszy nie byłem zakładnikiem własnego snu, jakże często kapryśnego. Nie groził mi lęk, upokorzenie, wstyd, albo choćby utrata zębów (często mi się to śni) - a jeśli już, to kontrolowane, służące spotęgowaniu wrażeń i frajdy. Przypuszczam, że był to podobny rodzaj doznania jak to, które reklamuje się w tym naszym codziennym śnie na jawie jako "oświecenie", "nirwanę" czy "ekstazę mistyczną".Tyle, że tam obudziłem się ze snu - śniąc go dalej (niestety eksperyment trwał krótko - prawie natychmiast otworzyłem oczy) - a tu mamy się obudzić z marnego, ograniczonego trwania do prawdziwej pełni istnienia - żyjąc dalej jak inni (mniej lub bardziej).
To poczucie entuzjazmu po zorientowaniu się, że "to tylko sen" jest zresztą charakterystyczne, opowiadano mi o tym nieraz. Choćby moja siostra miała podobny przypadek, a także kolega ze studiów. On z kolei zaczął straszyć swych śnionych towarzyszy robiąc sztuczki w rodzaju Copperfielda...
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości