Pojechałem sobie na Oławkę, jako że mam zakodowaną miłość do małych rzeczek. Wiosną i latem szukam w nich kleni i pstrągów, jesienią szczupaków (w tych rzeczkach, gdzie wolno łowić jesienią na spinning - czyli nizinnych). Zajechałem aż do Marcinkowic i parknąłem przy moście, gdzie firma Skanska prowadzi jakieś roboty budowlane. I widzę rzeczkę wielkości Płoni, ale szybko i prosto płynącą przez łąki, okoloną wałem, prostowaną raz na dwadzieścia lat... Nie za ciekawie, choć i takie kanałowe łowiska mają swój klimat i gdy okonie i szczupaki biorą, to nawet można je polubić.
Po chwili obok mnie parknęli ojciec z synem na oławskich numerach - wzięli w garść spinningi, podbierak na długim trzonku (! - z doświadczenia wiem, że w tego typu łowiskach, gdzie na dodatek ryba powyżej kilograma jest świętem - podbierak tylko zawadza) - i ruszyli w dół rzeki. Ja zatem ruszyłem w górę. Początek nie za ciekawy - płycizna, płaskie dno piaskowo-żwirowe, zerowe rokowania na szczupaka. Idę więc dalej w stronę miasta Oławy, mijam dwóch chłopaków łowiących na gruntówki (wyglądają profesjonalnie, mają eleganckie krzesełka, pudła i zanęty) - aż zaczynają się w miarę niezłe miejsca z głębszą wodą. Brań jednak o dziwo nie ma - o dziwo, bo mam zakodowane, że jesienią szczupak po prostu bierze - w dobrych czasach na Płoni brania były praktycznie w każdym miejscu... Po paruset metrach takiego łowienia brak brań przestaje dziwić. Raz, na płyciźnie, dał się przyuważyć szczupaczek jak ołówek z wyrazistym, szczupaczym deseniem: złote cętki na ciemnooliwkowym tle.
W końcu całego tego smutku bezrybnej rzeczki dopełnił wędkarz, spinningista z Oławy. Przemieszczał się on z miejsca na miejsce nowym autem terenowym, wędkę trzymając za oknem - po wykoszonej trawie przywala (czy międzywala) dałoby się spokojnie zasuwać i zwykłym samochodem... Groteskowość sytuacji podkreślają jego słowa, że jeździ tu już od trzech dni - bez jednego brania. Pytam, czy jest tu szczupak choć dwukilowy. Dwukilowy?! Panie, to już okaz, prawdziwa rzadkość...
Wobec tego rezygnuję z dalszego marszu w górę rzeki - nic tu po mnie. Choć miło wspominam niegdysiejszą, majową wyprawę na odcinek gdzieś powyżej Marcinkowic, gdzie rzeka płynęła nieco bardziej dziko, momentami była wręcz ładna - no i nawet złowiłem ze dwa klenie na muchę. Było tam również sporo płowej zwierzyny, zające, kuropatwy... Ale musiałbym jeszcze sporo przejść, a tu zaraz wieczór. Jadę więc na sprawdzone miejsce - na Oławę, ale do Parku Wschodniego we Wrocławiu. Tamże oczywiście również bez ryby, ale przynajmniej na wodę patrzy się z przyjemnością - te wszystkie mosty, spiętrzenia i odnogi robią swoje. No i jednak mam branie - szczupak (prawie na pewno szczupak) prawie zsunął mi gumę z haka. Obławiam miejsce małą. lekką wahadłówką dla odmiany, ale już się nie odzywa. Potem jeszcze coś chyba goniło mi przy białym twisterku, ale mogły to już być wieczorne zwidy spinningisty. Robi się chłodno, lecę do samochodu i dopijam daktylową herbatę...
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości