Po latach przerwy zrobiłem sobie online test osobowości - enneagram. Autorzy testu opierają się na typologii wyróżniającej dziewięć podstawowych typów: perfekcjonista, dawca, zdobywca, indywidualista, obserwator, strażnik, entuzjasta, wojownik i mediator. Pytania i moje odpowiedzi na nie zdawały się sztampowe i nie prowadzące do żadnych ciekawych wniosków. A jednak musiałem na końcu uznać trafność wyniku.
Wyszło, żem "indywidualista" (indywidualista, ekscentryk, tragiczny romantyk, the individualist) - ale, co ważne, z silnym podtypem obserwatora (obserwator, myśliciel, the investigator).
Indywidualista: przyciąga go to, co niedostępne. Tragiczny, smutny, artystyczny, wrażliwy. Skupiony na nieobecnym kochanku lub utracie przyjaciela. Indywidualista często jest artystą lub ekscentrykiem (oryginalnie się ubiera i zachowuje).
Otóż zgadza się - ale w "części pozytywnej". "Część negatywną" programu "indywidualista" - poczucie straty, skupienie na "nieszczęściu" itp. - zastąpiłem sobie elementami programu "obserwator": utrzymuje emocjonalny dystans wobec innych. Chroni swoją prywatność i nie angażuje się. Często obywa się bez kogoś, co stanowi dla niego obronę przed zaangażowaniem. Zobowiązania i cudze potrzeby wyczerpują go. Jest oderwany od ludzi, uczuć i rzeczy.
Dalej jest o wąskim gronie (zgadza się - mógłbym powtórzyć za dr Housem to, co powiedział do dr Wilsona: znamy razem może z tuzin ludzi; House i Wilson są nawzajem swoimi wybrańcami, i podobnie zawsze funkcjonowałem wśród ludzi - w oparciu o nielicznych "wybrańców") i o tym, że nikt nie może wiedzieć, o czym naprawdę myśli obserwator - który (na przyjęciu) raczej słucha innych rozmów, niż skupia na siebie uwagę.
Przy obu typach osobowiści (mam wrażenie, że urodziłem się indywidualistą i pojebem, by stawać się powoli raczej chłodnym obserwatorem - byłżebym właśnie w pół drogi?) jako trafny wybór zawodu podano... psychologa. Ale ja mam do psychologii jakiś tam uraz; psychologia bazuje na statystyce, by w końcu stworzyć obraz "człowieka średniego" (w rzeczywistości nieistniejącego) i powiedzieć: to jest NORMA. Na tym opierają się nawet pewne testy na... inteligencję. Wg. nich zostałbym debilem, bo mam bardziej oryginalną, nieszablonową wyobraźnię, skutkującą nieszablonowymi skojarzeniami (a w testach trzeba kojarzyć szablonowo, żeby się załapać na dobry wynik).
Ponadto w dzisiejszej psychologii bardzo prężny jest nurt dokonujący czegoś, co już zdążono nazwać "patologizacją życia". Taki narwany psycholog będzie wiercił mi dziurę w brzuchu, aż znajdzie jakiś punkt godny rozpoczęcia terapii. Albo będzie to zbyt silne napięcie - albo zbyt słabe; a to jest po prostu życie, które samo sobie znajduje stan równowagi. Mnie np. mógłby taki narwaniec pragnąć "przywrócić ludzkości" - ale ani ja, ani ludzkość wcale tego nie pragnie. Od małego, od dwulatka, wykręcałem się od zbyt czułych i natrętnych uścisków ludzkości, nawet mojej ulubionej babci. Po prostu tak już miałem - byłem przeznaczony do innych rzeczy, niż czułości. Do jakich rzeczy? Określiłbym to tak: aby świat był widziany także moimi oczami - z mojej perspektywy. Jest to perspektywa "samotnego ja" - ale bez negatywnego, emocjonalnego bagażu słowa "samotność". Mazgajstwem tego rodzaju pogardzam.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości