kaminskainen kaminskainen
337
BLOG

Doktor O.

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Doktor O. był ekscentrykiem żarliwym i zaprzysięgłym, i to było widać na pierwszy rzut oka. Przez długie lata prowadził w Szczecinie otwarte zajęcia z filozofii pod szyldem "wybrane problemy i nurty metafizyki" - o ile dobrze pamiętam. Robił to w luźnych ramach czegoś, co nazwano dumnie MIWH - Międzyuczelniany Instytut Wiedzy Humanistycznej. Grał tam zresztą pierwsze skrzypce (choć nie wiem, na ile formalnie), nazywano go nawet wymownie "kierownikiem zamieszania" i doprawdy trudno pojąć, jak ta instytucja mogła pod takim kierownictwem jako-tako funkcjonować; a jednak działała przez długie lata!

MIWH umożliwiał dokształcanie się w szeregu fakultatywnych zajęć z przeróżnych dziedzin, a uczęszczali tam nie tylko studenci miejscowego uniwerku, ale także, dość nawet regularnie, galernicy politechniki (osobliwie z architektury i chemii; pierwsi mieli inklinacje do myślenia ogólnego, sztuki, filozofii itd. - a drudzy często mieli zacięcie filozoficzno-naukowe) i, rzadziej, akademii rolniczej. Na zajęcia przychodziło kilku do kilkunastu słuchaczy-uczestników, co pozwalało prowadzić je w formule przypominającej klasyczne kluby dyskusyjne; przynajmniej u dr O. pierwej rzucany był jakiś tam temat, powiedzmy, wykładu - ale później wszystko i tak tonęło w powodziach i wylewach burzliwych dyskusji, a wszelkie wytyczone szlaki i drogowskazy rozmywały się w tej wszechpowodzi, która potrafiła ogarnąć czasem i całą noc zimową, a nawet zniweczyć spokojny sen lokatorów górnych pięter budynku, w którym rezydowało Szczecińskie Towarzystwo Naukowe, użyczające nam łaskawie lokalu. Owszem, były skargi - że "co tam się dzieje" i że "spać nie dają". A to tylko pan filozof i jego grupka studentów urządzili sobie spotkanie wigilijne i postanowili godnie uczcić okazję...

A trafiłem tam po raz pierwszy za sprawą kolegi z liceum, który zaczął interesować się swoimi ewentualnymi przyszłymi studiami filozoficznymi (na które, po pewnych perturbacjach, faktycznie w końcu trafił). Wypatrzył gdzieś, że są takie otwarte dla wszystkich zajęcia - i mnie na nie zaciągnął. Tak się zaczęło - cały koniec liceum upłynął pod znakiem bimbania w szkole i gorących dyskusji na MIWH, u doktora O. Zachodziłem tam również, mniej lub bardziej regularnie, w czasach studenckich - wówczas to ja zaciągałem kolegów ze studiów, żeby nie czuć się łyso już na miejscu - a paru łebskich kolegów miałem. Zajęcia odbywały się już zresztą raczej na uniwerku, chyba w instytucie socjologii; potrafiłem zapominać o nich na dłuższy okres, nawet i jakiś rok - by w końcu jednak powracać.

A w międzyczasie potrafiło się nadziać. Doktor O. miał problemy, chorował, musiał się leczyć. Później przytył wyraźnie i nie był to już ten sam doktor O. Wolę go pamiętać jako tego brodatego, nerwowego ekscentryka sprzed choroby, faceta w rozpiętym, szarym sweterku, który ślinił palce, by poprawić coś na tablicy, na której postanowił coś nagryzmolić, wypisać jakieś słowa-klucze czy coś podobnego. Opowiadającego o swym wcześniejszym, burzliwym żywocie - o wyjazdach z żoną na Warszawską Jesień (był pierwszym poznanym przeze mnie fanem współczechy i może w pewnym sensie to on "pokazał mi drogę"), o porzuconej pracy architekta i przygodzie z malarstwem... Był faktycznie renesansowym typem z rozległym wykształceniem, i był postacią malowniczą jak mało kto. A na rozmaite zajęcia MIWH przychodziło sporo oryginałów - studentów, ale i specyficznych mieszkańców Szczecina, którzy czasy studenckie dawno mieli za sobą. Byli to nierzadko znajomi doktora O., równie roztrzepani i dziwni jak on - ale jednak jemu nie dorównujący.

MIWH był dla mnie wielką przygodą i nawet po tej przemianie doktora O. potrafił czasem dla mnie ożyć, choćby w zajęciach ze świętej pamięci profesorem Hempolińskim. Zostały po nim (po Instytucie) wspomnienia i trochę znajomości - gdy wyrośliśmy ze studiowania tu i ówdzie w Szczecinie nadal spotykały się małe grupki dyskusyjne, będące w istocie odpryskami i pozostałościami po nieformalnej wspólnocie stworzonej, w dużej mierze, przez doktora O. Wspominano tam spotkania i zajęcia w ramach MIWH jako prawdziwestudiowanie czy sólstudiów humanistycznych - podczas gdy regularne, codzienne zajęcia uniwersyteckie częściej przypominały "szkółkę". Myśli mi się, że opinie te świadczą o doktorzea O. jako o zasłużonym mieszkańcu miasta Szczecina - i o postaci w jakiś sposób wybitnej...

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości