kaminskainen kaminskainen
572
BLOG

Trocie w Wiśniówce

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 4

 Wiśniówka to rzeczka, nie alkohol; właściwie potok; uchodzi do Iny w Goleniowie, źródła w okolicach Imna. Ma urocze odcinki, szczególnie przyujściowe przyśpieszenie, gdzie rzeczka ma tu i ówdzie wysokie brzegi i żwirowe dno - typowe tarliska łososiowatych. No i tarły się tam te trocie, choć parę lat temu regularnie były wyczesywane z wody przez kłusowników. Teraz jednak, w miejscu gdzie rzeczka przylega do wylęgarni pstrągowo-łososiowej, bez przerwy nieomal kręcą się chłopaki i faceci w Towarzystwa Przyjaciół Rzeki Iny i Gowienicy, do których sam się zresztą zaliczam; przy prowizorycznej wiacie płonie "wieczny ogień" w bębnie od pralki osadzonym na metalowym słupku; ktoś zawsze dorzuci drew, ktoś poukłada ziemniaki na rancie albo chleb i kiełbasę na grillowej kratce. Rozmowy o rybach, o stanie wód, planach na przyszłość, działaniach na szczeblu lokalnym. Wśród dyskutantów działacze, fachowcy, nawet były wojewoda, któremu zdarzało się podejmować słuszne z punktu widzenia ekologii decyzje, zwykle zatem wbrew lobby meliorantów...

 
Przyjaciołom rzek nie chodzi o to, by dobro ryb i ich miłośników było zawsze i bezwzględnie na pierwszym miejscu i przed wszystkim innym - a tylko o to, by aspekt ekologiczny miał zawsze właściwą wagę przy podejmowaniu decyzji. Donoszą o bardzo niepokojącym, nasilającym się w ostatnich latach zjawisku. Odtrąbiono otóż sukces i zwycięstwo w walce o czystość wód, wszędzie pobudowano oczyszczalnie - aż tu nagle, od paru lat, wszystkie wskaźniki lecą na łeb, na szyję! Rzeki są coraz brudniejsze, pomimo że są oczyszczalnie! Gdy je pobudowano, to Ina zrobiła się tak czysta, że można było wypatrywać ryby w dołkach - po latach bycia ściekiem, zmiana była "szokująca pozytywnie". I teraz mamy proces odwrotny. Przyczyny? Jest jedna zewnętrzna, klimatyczna - nawalne deszcze latem z wyjątku stają się normą. Oczyszczalnie sobie z tym nie radzą, bo poradzenie sobie z takimi ściekami pochodzącymi z kanalizacji ogólnospławnej to jest pewne wyzwanie. Zamiast więc przechwycić te ścieki i przyłożyć się, by rozwiązać problem technologicznie - puszcza się je jakimś by-passem wprost do rzeki, a na wylocie z oczyszczalni wykazuje się "spełnienie parametrów" (bo i nic się nie stało). Stąd więc nowy fenomen masowych śnięć ryb w Inie po nawalnych letnich deszczach. W poprzednich latach na 10-15 kilometrach rzeki poniżej Stargardu. W tym roku - już na 30 kilometrach. Przy tym rzecz jest nie do udowodnienia - oficjanie ryby padły na skutek "deficytu tlenu" i tyle.
Są dalsze przyczyny, czysto już ludzkie, tego pogarszania się stanu wód: niedostatek wiedzy, kompetencji i odpowiedzialności personelu na oczyszczalniach (w przypadku Stargardu bardzo się pogorszyło po roszadach personalnych "za PiS-u" - niestety). Wiemy skądinąd, jak sobie nieraz technologowie z małych oczyszczalni radzą z problemem nadmiaru osadu w obiegu: spuszczają go nocą do rzeki. Oczywiście niweczy to w dużej mierze efekt ekologiczny, który oczyszczalnia miała przynieść. Wydano więc wiele milionów złotych (oczyszczalnia dla dużej aglomeracji to koszt rzędu pół miliarda złotych) - i dzieją się takie rzeczy. Jedną z przyczyn stanu rzeczy jest przemożna chęć szukania oszczędności (przypuszczalnie na skutek nacisków "z góry" - z magistratów itp.); jest to samo w sobie absurdem - oczyszczalnie są poważną inwestycją, która ma pełen sens wtedy, gdy wyciśnie się z nich to, co jest do wyciśnięcia; wszelkie zawalanie i fuszerowanie kończące się pogarszaniem jakości wód woła po prostu o pomstę do nieba. Konkluzja była taka, że praca na oczyszczalni jest bardzo trudna i odpowiedzialna - to nie jest taki samograj, jak by się niektórym wydawało (sam wiem coś o tym z praktyki); ponadto skonstatowaliśmy, że to typowy polski absurd: szukanie na siłę oszczędności przy oczyszczaniu ścieków. Akurat tego robić nie wolno!
 
Tak sobie pogadaliśmy, po czym udałem się na spacer w górę strugi, wspomnianej Wiśniówki. Trocie stały w miejscach, gdzie dno wyściełał żwir, w wielu miejscach na skutek pracy samych ryb, które wypłukały piasek ogonami dokopując się do żwiru, niezbędnego dla odbycia tarła. Liczebnie dominowały samce (ciemniejsze płetwy, intensywniejsze wybarwienie ciała, dłuższy pysk biały od środka: patrz, jaką mam gębę! uważaj na mnie!), stąd każda samica była obstawiona przez jakiegoś samczego osiłka, za którym kręciło się sporo często mniejszych i słabszych samców - choć były i takie równorzędne. Obserwowały się w napięciu, by bliżej wieczora zacząć się ganiać i kąsać po ogonach - gdy samica kopała gniazdo kładąc sią na boku i bijąc o dno ogonem.
 
Pod jaz ryby nie skakały - była niższa woda i większość ryb wróciła do Iny, by szukać pojemniejszych tarlisk - zostały tylko ryby mniejsze, sięgające może 70 cm (i tak bardzo ładne). Półtora tygodnia wcześniej były i takie jak noga i skakały pod jazem. Część nawet poszła w górę, bo zasuwę na jakiś czas podniesiono... Ale tam jest taka dzicz, że kłusownicy raczej sobie odpuszczą - no i chłopaki z Towarzystwa też tam pewno nieraz zajdą. Będzie więc naturalne tarło! Idze bardzo się ryby podobały, bez wątpienia dobrze to zapamięta, naopowiada koleżankom, kolegom i paniom w przedszkolu itd. - prawdziwa edukacja ekologiczna.
 
To było wczoraj - a dziś zaszedłem z wieczora, już po ciemku. Spotkałem kolegów z Towarzystwa, znanych wcześniej wyłącznie z forów i maili. Pogawędka, spacer z silną latarką - i znów widzimy ryby. Zostało ich w rzece mniej niż 30, gdy poprzedniej nocy było ich około 60. Gdy przy dużej wodzie weszły te duże trocie, było w dolnej Wiśniówce blisko 200 ryb (!). Niestety musiałem odmówić "kielicha", bo byłem samochodem.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości