Kancermeister Kancermeister
126
BLOG

Rekolekcje [aktualizacja]

Kancermeister Kancermeister Społeczeństwo Obserwuj notkę 12

Ostatnio byłem na rekolekcjach. Masakra. W ogóle dzielę rekolekcje na dwa gatunki:

    • Pierwszy to emocjonalny, z muzyczką i ma wszystkich pogłaskać i powiedzieć, jaki Bóg jest dobry i dlaczego warto Go kochać.

    • Drugi typ to mniej lub bardziej udana umysłowa gimnastyka w wydaniu niedouczonych teologów.

Postanowiłem więc napisać własne rekolekcje, takie, które by do mnie trafiły.

Po kolei więc.

Teraźniejszość

Teraźniejszość jest dążącą do zera granicą pomiędzy przyszłością a przeszłością. Należy jednocześnie pamiętać, że nie ma żadnej przyszłości i przeszłości. Określenia te są generowane przez ludzki mózg. Pamiętamy to, co się stało i możemy uporządkować — mniej lub bardziej wnikliwie — to, co się zdarzyło. Na podstawie swojego doświadczenia oraz pamięci przeszłych zdarzeń przewidujemy to, co się może jeszcze zdarzyć i nazywamy to przyszłością. Ponieważ teraźniejszość jest okresem niezwykle krótkim, staje się ona dla nas jedynie granicą poznania. Najbardziej to przypomina ekran radaru. Wąska zielona kreska oświetla obiekt, który jeszcze przez pewien czas jest widoczny jako echo, a potem rozmywa się w czerni. Tak właśnie postrzegamy przeszłość: wiecznie zwróceni ku tyłowi, porządkujemy w myślach to, co się stało i jeszcze jest wyraźne jako najnowsze, a to, co zaczyna rozmywać się we mgle zapomnienia — jako najstarsze. Nie ma jednak ani jednego, ani drugiego — jest wyłącznie teraźniejszość i nasza własna pamięć.

Ponieważ wyłącznie istniejąca teraźniejszość jest okresem dążącym do zera, a tzw. przeszłość i przyszłość istnieją wyłącznie w naszych wyobrażeniach, możemy nawet uznawać, że odnotowujemy upływ czegoś, co praktycznie w ogóle nie istnieje. Czym więc jest czas? To kierunek przemian. Potwierdza to także fizyka. Jedyną, matematycznie udowodnialną teorią wszystkiego jest czasowo dynamiczna triangulacja (CDT), w której kierunek przepływu czasu jest fundamentem istnienia Wszechświata.

Wieczność

Są dwie koncepcje wieczności. Jedna wywodzi się ze znanego świata i definiuje wieczność jako rodzaj super lodówki. Wieczne trwanie bez żadnych zmian. Nawet nie chce mi się tego komentować.

Druga koncepcja wieczności to określanie poszczególnych własności bez próby jednolitej definicji, najprawdopodobniej fałszywej z powodu naszych ograniczeń. Pierwsza taka własność to jednoczesne bycie we wszystkich teraźniejszościach, które się już wydarzyły i jeszcze się wydarzą. Kolejna własność wymaga pewnego wprowadzenia. Otóż mamy dostęp do wiedzy, którą nabywamy w ciągu naszego życia. Moglibyśmy sobie wyobrazić osoby żyjące w owej wieczności, jak nabywają — wiecznie — docierającą do nich wiedzę. Tak jednak nie jest. Od razu po znalezieniu się tam będziemy mieli dostęp do całości wiedzy. Wszelkiej wiedzy. Nie tylko tej, którą byśmy — hipotetycznie — przez wieczność nabyli, pozostając niezmiennie podobnymi do takich, jakimi bylibyśmy, gdyśmy tam trafili. Nie, posiądziemy naprawdę całą, dostępną wszystkim istniejącym tam bytom.

Jest jeszcze kilka innych własności, ale w tej chwili to nie miejsce i czas.

Wszechwiedza i wolność wyboru

Rozważając wszechwiedzę i wolność wyboru, zazwyczaj się je wyklucza. Albo istnieje wszechwiedza i wszystko jest zdeterminowane, albo można wybierać i wiedza o wszystkim zwyczajnie się rozmywa. Przystępując do poniższego rozważania, chciałbym przede wszystkim zwrócić uwagę, że nie ma w nim w ogóle istot nadprzyrodzonych. Wszechwiedza i wolność wyboru jest dostępna dla nas samych i nie potrzebujemy do tego wiary w Boga.

Sądzę, że w tej chwili każdy może sobie przypomnieć to, co było jego udziałem jakiś czas temu. Każdy też może sobie wyobrazić siebie samego za jakiś czas, jak wspomina to, co dzieje się w tej chwili.

Niezależnie od tego, czy jest tak w istocie, wyobraźmy sobie, że istniejmy w idealnym świece, w którym wszystkie nasze wybory są wolne i niezależne. Oraz że jesteśmy świadomi tej wolności. Za parę godzin, wspominając swoje przeszłe wybory, będziemy jednocześnie świadomi tego, co do nich doprowadziło, tego, co one spowodowały oraz tego, że byliśmy w owych wyborach całkowicie wolni.

Powinniśmy zatem przyjąć, że obecnie jesteśmy wolni w swoich wyborach, co wcale nie zmienia tego, że za czas jakiś będziemy w stanie zrozumieć, co do nich doprowadziło.

Gdyby jednak ktoś uważał, że to jakieś pomylenie przeszłości i przyszłości, odsyłam do wcześniejszego rozważania o teraźniejszości, gdzie — mam nadzieję — dość jasno uzmysławiam, że nie ma żadnej przeszłości ani przyszłości, a tylko i wyłącznie teraźniejszość.

Wszechmoc

Głównym argumentem za nieistnieniem kochającego Boga jest twierdzenie, że gdyby nas kochał i był wszechmocny, to nie dopuściłby do wszystkich tych złych rzeczy, które spotkały ludzi w ich historii.

Nie wiem, jak inne religie, ale w katolicyzmie problem ten został rozwiązany dawno temu. W trakcie II Synodu w Orange, w roku 529:

KANON 12. Jacy jesteśmy my, których kocha Bóg? Bóg kocha nas za to, czym będziemy przez Jego dar, nie zaś jakimi jesteśmy z naszej zasługi.

Rozwinięcie: Bóg nie kocha nas takimi, jakimi jesteśmy tu, na Ziemi, z naszych zasług, ale takimi, jakimi będziemy po śmierci, zbawieni dzięki Jego łasce. Dlatego też spełnione będą tylko te prośby, które w konsekwencji przyczynią się do naszego zbawienia. Wtedy zaś będziemy trwali w wieczności. W porównaniu z wiecznością dzisiejsze nasze śmieszne trwanie w teraźniejszości jest praktycznie niczym. Gorączkowym snem na zapchlonym wyrku. A wszystko to, co nas złego tu spotkało, zostanie prześwietlone promieniami zbawienia. I wszystko to, co teraz nazywamy złem, będziemy tam uważać za dobre, sprawiedliwe i konieczne dla naszego zbawienia.

A jeśli się jakiemuś chrześcijaninowi inaczej wydaje, że to nie może tak być, niech sobie przypomni, że po śmierci czeka jeszcze Sąd. Nie byłoby go, gdyby Bóg ludziom ufał i wierzył. Jesteśmy zbawieni tylko potencjalnie, a dowiemy się o tym dopiero po śmierci. Jest to odmiana znanego paradoksu. Z perspektywy zbawienia, to co się z nami teraz dzieje jest najlepszym dowodem na to, że Bóg jest wszechmocny i nas kocha.

Edit: Bóg nas kocha w całej rozciągłości naszego istnienia. Istniejemy zaś trochę tutaj, a w większości po śmierci. Często mówi się tak: to, co dzisiaj wydaje się okrutne i nie potrzebne, jest takim dlatego, że ma nas doprowadzić do zbawienia. Czy przypomina to wam teksty w innych religiach, np. w komunizmie ;-) ? Dlatego ja tego nie mówię. To, co nas tutaj spotyka jest okrutne i złe, ale najczęściej z naszej własnej winy. Zauważcie, że sądy nie znajdują usprawiedliwienia w słowach „Bóg tak chce”, czy też تَكْبِير‎. Wiara w naukową predestynację też nie zwolni od kary.

Odrzucenie perspektywy zbawienia i robienie wszystkiego tak, jakby życie kończyło się wraz ze śmiercią, powoduje, że jesteśmy wyznawcami [cywilizacji] śmierci. Zatem, jeżeli wydaje się wam, że Bóg was nie kocha, to sami jesteście sobie winni. To przykre stwierdzenie, ale niestety właśnie tak jest. I jeżeli w to nie chcecie wierzyć, przypomnijcie sobie wszystkie świństwa, które zrobiliście swoim bliźnim i zastanówcie się, czy przypadkiem ich nie doprowadziło to do utraty wiary.

Podsumowanie

A wyście się spodziewali, że Bóg będzie was kochał takimi, jakimi jesteście? Że jest jakimś subem, skutym, nagim i skatowanym, który będzie was kochał bez względu na to, co zrobicie? Takich, jakimi jesteście? Nienawistników, morderców (choćby w myślach), pełnych sprytnych uzasadnień dla własnej podłości?

Nie.

Tylko współpracując z łaską Bożą możemy uzyskać zbawienie.

Dalsza lektura

Polecam Tom 2 Summy św. Tomasza z Akwinu, a szczególnie Zagadnienie 23 z przypisami.


Gdybym był racjonalistą, mógłbym upierać się, że Wszechświat jest obiektem Boltzmana, nieuchronnie powstałym w odwiecznej próżni. Co jest łatwiejsze: być czarownikiem i wierzyć w Jedynego, czy być racjonalistą i wierzyć w samorództwo?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo