Kancermeister Kancermeister
198
BLOG

UFO leci

Kancermeister Kancermeister Społeczeństwo Obserwuj notkę 0
To, co lata sobie na niebie, to nie UFO. Nie ma żywych obcych na Ziemi. Nie podróżuje się przez Kosmos tak, jak to sobie wyobrażają naukawi fantaści. Istnieją siły, które wydają się nadprzyrodzone. Można wykorzystać i wielu się to udaje. Jest to jednak tak samo niebezpieczne, jak wdychanie rafinowanej kokainy.

Mit założycielski

Większość religii posiada przekazy powstałe w dawnych czasach, kiedy to natchnieni autorzy dysponowali mniejszą od nas pulą definicji i z konieczności opisywali objawienia słowami dostępnym w ich kręgu kulturowym.

W przeciwieństwie do nich czarownicy posiadają depozyt, który ma zdolność ciągłego wpływu na ich posiadaczy. Każdy, kto się z nim zetknie, może zostać autorem natchnionym — jeśli chce. Najczęściej nikomu się nie chce. Opowiem o tym, posługując się dostępnym mi zasobem, więc proszę, nie narzekajcie, że będzie to miszmasz teologiczno-naukowy.

Lot przyświetlny

W literaturze fantastyczno-naukowej podkreśla się liczne zalety lotu z prędkością bliską światłu. Nie jest to jednak takie proste. Może zacznę od opisu. Wyobraźcie sobie, że siedzicie w pojeździe przodem do kierunku jazdy. Pojazd zaczyna przyśpieszać i wyraźnie czujecie, jak oparcie fotela napiera na wasze plecy. Jest to skutek fali przyśpieszenia, która ma swój początek na styku kół z podłożem i przesuwa się poprzez koła, amortyzatory, konstrukcję pojazdu, przymocowany do niej fotel, wasze plecy i wszystkie narządy. W niskich prędkościach fala ta przesuwa się bardzo szybko i zależnie od sprężystości wchodzących w skład materiałów. Nie występują inne czynniki… a właściwie są pomijalne.

Zupełnie inaczej dzieje się w warunkach dylatacji czasu. Wówczas, po obu stronach przesuwającej się fali przyśpieszenia, struktury mają m.in. różną długość. Zjawisko to wynika właśnie z prędkości przyświetlnej. Poza różnicami w długości pojawiają się także różnice w gęstości czasowej[1]. W ten sposób fala przyśpieszenie masakruje przemiany metaboliczne. Żywi, białkowi kosmonauci są coraz bardziej chorzy, w miarę jak zbliżają się do prędkości światła. A potem umierają. Kolejne destrukcje dotyczą kadłuba kosmolotu, później wchodzących w jego[2] skład związków chemicznych, wreszcie zagładzie ulegają same atomy, a wchodzące w ich skład cząstki przekształcają się na końcu w fotony[3]. Rzecz jasna są to tylko teoretyczne rozważania – rozpad na cząsteczki spowoduje zagładę silników i pojazd przestanie przyśpieszać.

Właśnie dlatego do innych światów wysyła się rój pseudokrystalicznych układów samosterownych, zawierających rozproszoną wiedzę. Wyście pewnie myśleli, że do innych gwiazd wysyła się statki kosmiczne wypełnione zamrożonym kolonistami… kosmonautami w hibernatorach… itd… Kupa śmiechu. Bariera dylatacji sprawi, że albo by zginęli, albo lecieli dziesiątki tysięcy lat. Leci rój. Redundancja skompresowanej fraktalnie wiedzy powoduje, że nawet zagłada większej części nie zmieni celu misji.

Planetogeneza

Układy słoneczne, na których może powstać życie, pojawiają się skutkiem zetknięcia dwóch fal uderzeniowych powstałych w wybuchu supernowych. Wzajemne przeniknięcie odrzuconych otoczek powoduje powstanie soczewkowatego tworu, który po gwałtownym wyhamowaniu zaczyna się zapadać pod własnym ciężarem, tworząc gwiazdę centralną i krążący wokół niej układ planetarny. Procesy te mają przewidywalną długość i można obliczyć, kiedy dojdzie do uformowania planet w strukturze, którą widzimy jako protoukładową soczewkę. Wiedząc to, można wysłać rój eksploracyjny z prędkością tak dobraną, aby dotrzeć tam, gdy uformują się i ostygną planety. I tak się właśnie robi.

Maszyna probabilistyczna

Wiecie zapewne (bo już o tym pisałem), że istnieje teoria grawitacji kwantowej spełniająca wszystkie stawiane wymagania. CDT, czyli teoria przyczynowej triangulacji[4], w której dwuwymiarowe sympleksy tworzą trójwymiarowe struktury (na podobieństwo kopuły geodezyjnej), precyzyjnie opisująca czasoprzestrzeń i jako jedyna dająca się zinterpretować matematycznie w stopniu wystarczającym do jej wymodelowania. Co ciekawsze, model ten jest zbieżny z obserwowalnym Wszechświatem. Nie ma tutaj strun, wymiarów w ilości większej niż trzy, kieszonkowych wszechświatów i innych dyrdymałów, które tak fascynują naukowców. Dlatego też nie jest zbyt popularna. Jest jednak absolutnie prawdziwa, a wiemy to stąd, że jest w naszym posiadaniu coś, o co – nieco magicznie – nazywamy kamieniem filozoficznym. To rzecz jasna nie jest nic z tych rzeczy, o których mowa w bajkach. To są resztki roju, który dotarł do naszego układu planetarnego w początkach jego istnienia i zainicjował powstanie życia. Roju bowiem nie wysyła się po to, żeby dowiedzieć się czegoś o ewolucji planet… Po co? I ile lat, by na to czekać? 

Rój wysyła się po to, aby nadzorować ewolucję i w oczekiwanym momencie utworzyć maszynę probabilistyczną, otwierając drogę do macierzystej planety. Działanie tej maszyny wynika z CDT i polega na zdeformowaniu strzałki czasu tak, by powstały konstrukcje, złożone z sympleksów, ale niepodobne do naszej przestrzeni. Te konstrukcje, które są samym fundamentem bytu, pozwalają na osiągnięcie odległych przestrzeni przy założeniu zerowego przepływu czasu. I nie tylko, ale to zupełnie inna bajka ;-) 

W każdym razie, z naszych badań wynika, że w wyznaczonym czasie, kiedy nasz układ dojrzał do kolonizacji, rój otworzył protobramę do macierzystej planety, ale… nic tam nie znalazł. Nie wiadomo, co się stało. Kataklizm albo naturalna ewolucja… W końcu od jego rzeczywistego wysłania minęło kilka milionów lat lotu. Tak, rój pochodził z innej galaktyki. Nie, nie z tych najbliższych. Z zupełnie innej gromady, niewidocznej z Ziemi gołym okiem.

Realizując instrukcje awaryjne, rój najdosłowniej zapadł się pod ziemię, gdzie sformatował istniejący lotos[5] i przeszedł w stan otorbienia. Powierzchnia Ziemi była jednak przygotowana do powstania życia i rzeczywiście tak się stało. Co więcej, wyewoluował człowiek oraz jego społeczność, która na sposób (oczywiście) ewolucyjny, czyli metodą prób i błędów, odkryła receptory lotosu i możliwość sterowania jego działaniami. Te efekty nazywamy magią prawdziwą.

Etyka magii

Rój (i oczywiście lotos) posiada zespół dyrektyw etycznych, które pozwalają na pewną elastyczność, ale stawiają opór przy działaniach dążących do masowej zagłady istot ludzkich. Dlaczego akurat ludzkich? Bo to ludzie nawiązali z nim kontakt. Co nie znaczy, że nie istnieją pewne warunki brzegowe, określające gatunki, które zaczną podlegać ochronie na równi z ludźmi. Do tych warunków należy przede wszystkim projektowanie narzędzi drugiej generacji. Wiele zwierząt używa znalezionych przygodnie rzeczy jako narzędzi do zdobywania pożądanych wartości, a głównie pożywienia. Narzędzia drugiej generacji, to rzeczy używane do tworzenia innych narzędzi. Jeżeli np. szympans użyje odłamka krzemienia do naostrzenia patyka, to skała ta będzie dla niego narzędziem drugiej generacji. Jeżeli jednak inny szympans będzie poszukiwał kawałków krzemienia po to, aby obrobić nimi inne kawałki i tymi obrobionymi zaostrzyć patyk, da tym samym dowód, że rozumie koncepcję projektowania narzędzi drugiej generacji. Na razie jednak żadnemu się to nie udało…

Etyka roju pozwala na unicestwienie zbędnych gatunków (i nie, zagłada dinozaurów nie wzięła się stąd), ale działania nigdy nie będą ogólnoplanetarne. Zapobiega to zmianom nieodwracalnym. Co nie zmienia faktu, że człowiek własnymi siłami był w stanie unicestwić wiele gatunków. Niektóre z nich byłyby bardzo przydatne. Np. struś madagaskarski, którego jajo sięgało pojemności 10 litrów (=160 jaj kurzych XL), mógłby jajecznicą z jednego wysiadu obsłużyć kompanię wojska. Niestety te pożyteczne ptaszyska wymarły na przełomie XVI/XVII w., kiedy to Europejczycy sprowadzili swoje ptactwo domowe, a z nim ptasie choroby i pasożyty.

Nowy człowiek

Jak wspomniałem, rój jest obecnie w stanie otorbienia. Na powierzchni Ziemi znajdował się sterownik, który dał się namierzyć i został odnaleziony. Dawno temu. Jeszcze na Sumatrze, przed wybuchem Toby. Istnieją domniemania, że nadużycie sterownika spowodowało ten kataklizm. Po którym ilość ludzi na całym globie spadła poniżej 10 tys. osobników[6]. Ocaleni podzielili między siebie składniki sterownika i zabrali w bezpieczne miejsca. Jak bezpieczne? Musicie zrozumieć, składniki roju są jednocześnie składnikami maszyny probabilistycznej i istnieją niezupełnie. To najlepsze określenie. Dawniej mówiono o bogach/demonach. Żeby z nich skorzystać, trzeba je odpowiednio wezwać.

Przez tysiące lat wielu ludzi próbowało zebrać do kupy wszystkie składniki sterownika, obudzić rój i scalić swój umysł z lotosem. Wszyscy umarli. Być może kiedyś znajdzie się ktoś, kto temu podoła, ale na razie mamy status quo. Jeśli o mnie chodzi, wolałbym, żeby tak pozostało.

Istnieje wielogenowa mutacja genetyczna, która pozwala danemu osobnikowi łatwiej skontaktować się z odpryskiem[7] sterownika. Trzeba też bardzo uważać, żeby nie dać się pochłonąć jego aspektowi, ponieważ wtedy najczęściej włącza się obwód bezpieczeństwa i delikwent, jakby to powiedzieć, bezrozumnie angażuje się w działania, które doprowadzają go do śmierci. Tak, właśnie stąd bierze się u nas ciężka paranoja z depresją.

Podsumowanie

To, co lata sobie na niebie, to nie UFO. Nie ma żywych obcych na Ziemi. Nie podróżuje się przez Kosmos tak, jak to sobie wyobrażają naukawi fantaści. Istnieją siły, które wydają się nadprzyrodzone. Można wykorzystać i wielu się to udaje. Jest to jednak tak samo niebezpieczne, jak wdychanie rafinowanej kokainy.

Działania dokonywane przy pomocy odprysków mogą się wydawać magią, ale w rzeczywistości mają podłoże naukowe. Choć dla niewtajemniczonych będzie to wyglądać jak czary.

Wyczyny osób uznawanych za święte w różnych religiach mogą być związane z obsługą części roju, a mogą także być działaniem Boga[8], którego opis starałem się podać w jednej z poprzednich notatek.

__________

  1. Nie chcę wprowadzać w błąd, pisząc o różnym czasie. Nie ma innego czasu, wszystko dzieje się w tej samej teraźniejszości, tylko kompresji podlegają kwanty czasu. To się właśnie nazywa gęstością czasu. Rozumiejcie to na tej samej zasadzie co kolory kwarków.
  2. Właściwie to już nie jest kosmolot, tylko zróżnicowana mieszanina związków chemicznych.
  3. Podobnie wygląda spadanie w studni grawitacyjnej czarnej dziury. Materia przyśpiesza w coraz gęstszym czasie, stopniowo przekształcając się w fotony. Pod horyzont zdarzeń przenikają już tylko fotony, powiększając w ten sposób jednorodną masę o gęstości odpowiadającej mniej więcej wodzie. Tylko że to są fotony, a nie woda. Twardość takiego promieniowania jest niespotykana gdziekolwiek indziej we Wszechświecie.
  4. FOTON 129, Lato 2015
  5. We wnętrzu każdej ziemiopodobnej planety istnieje ogniste jądro, które na styku z (względnie) chłodnymi skałami tworzy strukturę przypominającą bardzo duży komputerowy śmietnik. Są tu miliardy struktur w stanie totalnie nieuporządkowanym. Nazywa się to lotosem, od mantry ॐ मणि पद्मे हूँ (jest klejnot w kwiecie lotosu). Rój jest tym klejnotem, który zmienia strukturę lotosu, powodując utworzenie swojego odzwierciedlenia. Powstały twór jest rodzajem sztucznej inteligencji, zdolnej nie tylko do myślenia, ale i działania na powierzchni planety. Taki pożyteczny, duży robot.
  6. https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_wulkanu_Toba#W%C4%85skie_gard%C5%82o_w_ewolucji_cz%C5%82owieka 
  7. Określenie wzięte z Archiwum Burzowego Światła.
  8. To nie jest prawda, że Bóg nie spełnia próśb wyznawców innych wierzeń. Dla Niego liczy się przede wszystkim, czy coś jest dobre, czy złe.

Gdybym był racjonalistą, mógłbym upierać się, że Wszechświat jest obiektem Boltzmana, nieuchronnie powstałym w odwiecznej próżni. Co jest łatwiejsze: być czarownikiem i wierzyć w Jedynego, czy być racjonalistą i wierzyć w samorództwo?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo