karlin karlin
562
BLOG

Między Roland Garros a Wimbledonem – próba podsumowania

karlin karlin Polityka Obserwuj notkę 7

Zbliża się koniec półrocza, a to dobry moment na pierwsze podsumowania tego, co się działo w polskim, tenisowym światku.  

 

 

Jerzyk w wielkim, tenisowym świecie  

On mnie naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczył. Powiedziałbym na cztery z plusem (wedle starego zakonu, bez szóstek). Po szaleństwach pierwszych tygodni tego roku trochę się ogarnął, uspokoił i zagrał kilka naprawdę świetnych meczy. Nic to, że jeszcze nie wielkoszlemowych (a tam najlepsi zawsze grają inaczej), ale zwycięstwa nad tenisistami z pierwszej dziesiątki muszą budzić respekt. No i poszedł w rankingu do góry.

Miejmy tylko nadzieję, że te sukcesy nie zawrócą mu w głowie, bo mecze choćby z Federerem czy Wawrinką pokazały, jak wiele musi się jeszcze nauczyć.

Przede wszystkim serwis. A dlatego przede wszystkim, bo zapewne każdemu, w tym być może i Janowiczowi, wydaje się, że to jest jego najmocniejsza broń, w której nie ma już co poprawiać. Tymczasem jeśli on nadal będzie próbował serwować ze średnią ponad 220 km/h, to najdalej za rok na przeciwległą stronę kortu może polecieć nie tylko piłka, ale i jego ręka z rakietą w dłoni.

Janowicz gra bardzo eksplozywną odmianę tenisa, co przy jego gabarytach wystawia go na wyjątkowo duże ryzyko kontuzji i urazów (już się zaczął oklejać plastrami). Musi zacząć ćwiczyć spokojniejszy, bardziej wszechstronny i precyzyjniejszy serwis, zostawiając atomowe uderzenia na okazje decydujące lub mające przypomnieć przeciwnikowi, kto tu w sprawach serwisowych rządzi. Jak taki serwis ma wyglądać, pokazali mu Federer i Wawrinka.

To bardzo istotne, żeby od tego zaczął, bo jego serwis w niektórych meczach zaczął już go w ważnych momentach zawodzić, (np. gdy serwował na wygranie seta z Federerem) a nie powinien dopuścić do sytuacji, w której straci do tego swojego, firmowego zagrania zaufanie. Reszta, czyli poprawa bekhendu lub returnu i większa regularność to sprawy tak oczywiste, że nie warto o nich wspominać.

Zostaje jeszcze przygotowanie fizyczne i jego ulubione skróty. To są dopiero pierwsze miesiące, w których Janowicz gra w największych, prestiżowych turniejach, nie odpadając w pierwszych rundach. Na pewno trzeba jeszcze czasu, aby nabrał doświadczenia, przygotował się fizycznie i także poprzez reorganizację swojego stylu gry do tych najważniejszych, gdzie może wchodzić w grę nawet siedem pięciosetowych meczy w ciągu dwóch tygodni.

Trening siłowy i wytrzymałościowy zawsze przynosi pewną porcję problemów z czuciem piłki i najtrudniejszymi technicznie, najsubtelniejszymi zagraniami. A to oznacza między innymi kłopoty ze skutecznymi skrótami. Przecież najlepsi na świecie nie dlatego nie używają tak często skrótów, bo tego nie potrafią.

Nie robią tak, bo wiedzą, że mordercza pięciosetowa walka efektywności takich zagrań nie sprzyja, więc lepiej się do nich za bardzo nie przyzwyczajać. Poza tym, z jaką łatwością doświadczony, dostatecznie szybki zawodnik może do odrobinę tylko nieprecyzyjnych skrótów dochodzić, pokazał Janowiczowi Wawrinka.

No i jeszcze debel. Tak jak w wypadku skrótów, niech się Janowicz przyjrzy i skorzysta z cudzego doświadczenia - ilu z czołowych zawodników, liczących na co najmniej turniejowy ćwierćfinał gra jeszcze w deblu? Większe zmęczenie, większe ryzyko urazów, zdobyte umiejętności – w sumie niewielkie, tak jak i zarobiona forsa.

Czy Janowicz poradzi sobie z tym wszystkim przy jego obecnym trenerze? To jest zagadka na najbliższe kilka, kilkanaście miesięcy.

 

Aga goes dark?

Agnieszka Radwańska powróci niebawem do ciemniejszego koloru włosów. Albo nie. Czy będzie to jednak jej kolor naturalny, tego nie wyjawiła. Oto najważniejsza w ostatnich tygodniach informacja z obozu naszej najlepszej tenisistki.

Właściwie na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Aga utrzymała czwartą pozycję w rankingu. Tryska dobrym humorem, niezależnie od sportowych wyników i tego, jak jej idzie na korcie.

Jej mariaż z kolorowymi, kobiecymi magazynami i Photoshopem przynosi coraz lepsze efekty (Nawiasem, stawiam duże piwo temu, kto na niektórych z tych zdjęć byłby w stanie rozpoznać bez wahania Agnieszkę Radwańską. Ale ponoć u Pań to czasem zaleta…).

Rozbrat z Ojcem, tym razem już także na płaszczyźnie trenerskiej i marudzenie jej specjalisty od przygotowania fizycznego, Wacława Mirka, że to Ulka wierzy w ciężką pracę, a Aga raczej w swój talent, oraz że starsza z sióstr wcale nie przepracowała okresu przygotowawczego jak należy, przechodzą bez większego echa.

Po wymuszonym przez nią na początku tego roku zamknięciu, pełnej linków do obrazoburczych materiałów o Smoleńsku, dotychczasowej strony internetowej sióstr Radwańskich, wystarczyło przypomnienie w wywiadzie o uprawianym przez nią od zeszłego roku bojkocie TVN, aby wśród części interesujących się jej osobą powróciła, lekko zachwiana, atencja do „naszej, prawicowej dziewczyny”.

Ja naprawdę, bez najmniejszej ironii uważam, że Agnieszka Radwańska ma chyba równie duży, a może nawet większy talent do autopromocji, niż do gry w tenisa. Co rzecz jasna nie najlepiej wróży dalszemu rozwojowi jej sportowej kariery.

A wracając do spraw sportowych - na początku roku dzieliło ją od następnej w rankingu, piątej zawodniczki, około 2000 pkt, przed Roland Garros już tylko sto kilkadziesiąt. To było dla niej po prostu kiepskie półrocze i nic tu – na razie - nie zmienia ćwierćfinał w Paryżu.

Zaliczyła sporo wpadek z wyraźnie niżej klasyfikowanymi rywalkami i z tymi, z którymi nie przegrała meczu od pięciu, a nawet siedmiu lat i trochę szkoda, że ona nie potrafi się czasem zdobyć na krytyczną, profesjonalną samoocenę, tak jak wiele jej koleżanek z kortu.

Czy ćwierćfinał w Paryżu będzie oznaczał „odbicie się od dna”, czy tylko, stymulowaną „zastrzykiem przeciwzapalnym i przeciwbólowym” oraz bardzo dobrym losowaniem, przerwę w dłuższej tendencji, dopiero się okaże. Bo co prawda pierwszy w karierze ćwierćfinał w RG cieszy, ale już fatalny styl tego ćwierćfinału z Errani, tenisistką co najmniej o klasę gorszą od Agi pod względem umiejętności i możliwości tenisowych, już nie za bardzo.   

Do Wimbledonu zostało tylko niecałe trzy tygodnie i wiele się poprawić nie da, ale można – jak zawsze – postąpić mądrze lub głupio. Mądrzej będzie chyba – tak mi się wydaje - ominąć poprzedzający londyńskie zmagania turniej w Eastbourne, tak jak zrobiono z zawodami w Brukseli przed Roland Garros, i tak jak robi to od lat większość zawodniczek z czołówki, liczących w Wimbledonie na coś więcej.

Tym bardziej, że Aga w Eastbourne nie ma punktów do obrony, a jej podstawowym problemem wydaje się być w tej chwili przygotowanie fizyczne, kondycja. Ona prawdopodobnie nie jest w stanie zagrać na wysokim lub poprawnym poziomie więcej, niż 3 do w najlepszym razie 5 meczy pod rząd.

Gdzie bardziej się opłaca je zagrać?

Dla tego sezonu u Agnieszki Radwańskiej najważniejsze będzie jednak, co się stanie po Wimbledonie.

Bo to jest okres, kiedy można sobie wykroić nawet ponad miesiąc czasu bez turniejowej młócki. Można go wykorzystać albo na wczasy w Kolumbii lub Kazachstanie, albo na wiejskie, lukratywne, tenisowe festyny (Sycylia), albo na solidny trening, przygotowujący choćby do wreszcie jakiegoś przyzwoitego wyniku na US Open i obrony pierwszej „ósemki” na Turniej Masters.

Najważniejszym plusem pierwszego półrocza dla Agnieszki jest bowiem to, że tak mało grała. Tylko 31 meczy w porównaniu z 47 o tej samej porze rok temu. A to oznacza, że (o ile nie ma kłopotów z kontuzjami, o których nic nie wiemy) nie jest wyeksploatowana, i są szanse na lepsze niż przed rokiem, drugie półrocze.

Byle by się tylko chciało chcieć.

 

Ula na huśtawce

Zupełnie nie wiem, co napisać o Urszuli Radwańskiej. Mam ogromny szacunek i sympatię dla tej dziewczyny, która po bardzo ciężkiej operacji wciąż walczy o wejście do światowej czołówki, i o której wszyscy mówią i piszą, że gdyby takie zaangażowanie i chęć do pracy wykazywała jej starsza siostra, to o Wielkie Szlemy moglibyśmy być spokojni.

Tymczasem Ulka wciąż jednego dnia potwierdza, że ma papiery co najmniej na pierwszą dwudziestkę, a następnego, że przyszła na kort przez przypadek.

Z całą pewnością tegoroczne zamieszanie w kwestii treningów z Ojcem odbiło się także i na niej, prawdopodobnie nawet w większym stopniu, niż na Agnieszce, bo ona - w przeciwieństwie do siostry - straciła nie tylko punkty, ale i sporo miejsc w rankingu.

Ale mi się wydaje, że ona jest chyba także źle trenowana. To nigdy nie będzie dziewczyna zaliczająca 15 winnerów i 4 niewymuszone błędy, oraz wygrywająca ważne mecze, jak jej siostra. Ona jest na to zbyt impulsywna i największą przysługę odda jej ktoś, kto ją zachęci lub zmusi do zakończenia bieganiny parę metrów za linią końcową i przyzwyczajenia się do większego ryzyka w grze.

Nie będę się upierał, możliwe że ona się trenera w tej kwestii po prostu nie słucha. Tak czy inaczej, jeśli nie znajdzie sobie szkoleniowca z większym autorytetem, któremu w pełni zaufa i który do niej dotrze, a nie po prostu sympatycznego kumpla, to nie mam pojęcia co napisać o jej przyszłości, bo kiepsko to widzę.

 

karlin
O mnie karlin

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka