Mam chęć zacząć parafrazą słynnego wybuchu Steve'a Ballmera. Jest prosty do zrozumienia, bo zamierzam powtarzać jedno angielskie słowo parę razy. Mianowicie: "Stupidity, stupidity, stupidity, stupidity. Stupidity, stupidity, stupidity, stupidity..."
No. Skoro już to mamy za sobą, to mówię w czym rzecz. Otóż salonowiec Toyah, pozjadawszy wszystkie pobliskie rozumy (a, jak mniemam, była ich liczba ujemna), zaczął wygłaszać jakieś durnowate farmazony na temat książek J.K. Rowling, kompromitując się raz po raz. Oczywiście tłuszcza tzw. konserwatystów ochoczo mu klaszcze, nie zauważając, że gość ewidentnie pieprzy od rzeczy. Kwiatek najdorodniejszy:
"Fakt jest jednak taki, że dla światowej masonerii, londyńskie metro stanowi symbol ich zwycięstwa i władzy. Plan londyńskiego metra dokładnie bowiem odzwierciedla układ kabały, a więc jednego z podstawowych dla masońskiej symboliki znaku http://www.johncoulthart.com/pantechnicon/kabbalah.html."
Boże jedyny! Jak można być tak tępym cepem, żeby nie odróżnić artystycznej prowokacji pana Coultharta (link powyżej) od prawdziwego planu londyńskiego metra?! Kompromitacja i przejaw głupoty w formie czystej, ale cóż, na takiej zasadzie działa cała sensacjonalistyczna prasa. Równie dobrze na podstawie wyrwanych z kontekstu wypowiedzi można całą masę rzeczy zarzucić Radiu Maryja, że wspomnę choćby o słynnym Maybachu, którego nigdy nie było.
Oprócz tego, oczywiście trzeba ciemnemu ludowi wmówić, że Horry Portfell to masońskie zło, tak samo zresztą jak historie pana Loftinga o doktorze Dolittle, co to umiał się ze zwierzętami dogadywać. Oczywiście zarzuty nie mają większego sensu, a ich uzasadnienie brzmi "bo tak" tudzież "jeżeli kilka liter przestawimy, a kilka zamienimy, to odkryjemy, że słowo KOMPUTER znaczy tak naprawdę SZATAN", czyli zwyczajnie ex rectum. Sorry, z takimi ludźmi się nie dyskutuje, bo od razu widać, że to czuby. Uprze się taki i będzie wpierał jakąś lichą ciemnotę, że żydzi jedzą chrześcijańskie dzieci, średnia temperatura na świecie rośnie z winy człowieka, a homoseksualizm jest całkiem normalny. Ludzie, błagam, wy myślcie sami, to naprawdę nie boli! Zresztą już kolega Brixen Marcin, sam też nie awangardowy, ale przynajmniej z tzw. wicem i lepszym spojrzeniem, wypalił wprost: "Pospierałbym się z panem, ale skoro Pana racja jest najmojsza to pozostaje mi życzyć miłego wieczoru." Siostro, basen i pigułki dla pana Toyaha, żeby nie krzyczał w nocy.
A prawda jest taka, że kiepska literatura pokroju "Eragona", tej odrażającej książki na Z czy rodzimych romansideł dla gospodyń domowych sprzedaje się dlatego, że społeczeństwo nam zdebilało i każdy, kto wykreuje się na pisarza, może potencjalnie zostać okrzyknięty literackim bożyszczem tłumów. Cholera, nawet ja mógłbym takowym zostać, szczególnie jeśli zmusiłbym się do kontynuowania mojego cyklu o nowojorskim detektywie z lat dwudziestych czy lokalnym półwampirze, który zresztą ostatnio zachwycił koleżankę Novalijkę. I oczywiście natychmiast znalazł by się jakiś Toyah czy inny tego typu patałach, który ubzdurałby sobie, że moja książka została wydana przez masonów, satanistów albo kogo tam, bo jak można napisać o facecie zajmującym się okultyzmem, albo pijącym krew i uprawiającym przypadkowy seks z nastolatkami, i to jeszcze TAKIM językiem, a potem to wydać?! Owszem, kurwa, można. Patrz pan, Masłowska, gwiazda młodego pokolenia, wypromowana przez Świetlickiego i Pilcha chyba późno w nocy, przy trzeciej z rzędu flaszce. Taki język, i to drukiem. Patrz pan, Lovecraft, który wymyślił 3/4 rzeczy rzucanych przeze mnie pod nogi mojemu detektywowi, i jego naśladowcy - Derleth, Carter, Bloch i Lumley, żeby wymienić pierwszych z brzegu. Okultyzm, i to już osiemdziesiąt lat temu. Patrz pan, Anne Rice, czyli nowe, bardziej ludzkie (o tyle o ile) wampiry - niestety, przypadkiem zajrzała za kanapę i znalazła Jezusa, a potem przyszedł ten spasiony mormoński kalafior i najpierw znalazł Jezusa, a potem wymyślił odblaskowe wampiry. Nihil novi dopóki się tego nie wstrząśnie i nie zmiesza. Cykl o przygodach koncesjonowanego rabusia grobów i starych ruin, zwanego dla niepoznaki archeologiem i stanowiącego połączenie Indiany Jonesa z Wiedźminem oraz wpakowanego w typowy do bólu świat fantasy też szczególnie odkrywczy nie jest, ale jak to mówią, ludzie najbardziej lubią te piosenki które już znają. Ja mam fun przy pisaniu, ludziom się to podobało już osiem lat temu, więc wiem czego target sobie życzy, wszyscy szczęśliwi. Tylko oczywiście potem jakiś samozwańczy inkwizytor za czytanie takich bezeceństw będzie chciał dzieci palić na stosach. Sugestia: niech najpierw spali się sam. Ze wstydu za swoją ignorancję.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości