"Import-Export" w sygnaturce na jednym z forów mam nie na darmo. Jeżeli trzeba zamówić na Allegro dla znajomka z Belgii czy UK sowieckie graty, albo ściągnąć z Hong Kongu czy bóg jeden raczy wiedzieć skąd sprzęt dla kumpli, zawsze służę pomocą. Oczywiście, jak pan Bóg przykazał, płacę VAT, cło i inne takie bzdety, trzymam faktury dłużej niż trzeba (żeby nikt nie sugerował, że palenie "starych faktur" jest u mnie rodzinne, bo to najzwyklejsze pomówienie!) i dostarczam miłym (albo i nie...) paniom z firm kurierskich niezbędne papiery dla agencji celnych. A czasami także durne, nikomu niepotrzebne oświadczenia wymagane tylko dlatego, że ktoś nie wie, co to jest airsoft i dostał szoku na widok pistoletu maszynowego vz.61 Skorpion, nie wiedząc, że to strzelająca kulkami zabawka.
Przesyłki z Hong Kongu dla znajomych miałem już różne. Od pojedynczego kartonu mieszczącego plecak, maskę ochronną i celownik optyczny po trzy pudła ca. 15 kilo każde, które po rozpakowaniu okazały się sięgającą mi do pasa stertą karabinów, magazynków i uśmiechniętych gumowych piłeczek. Z kurierami też było różnie - pani z TNT była bardzo miła (chociaż wspomniana 50-kilowa paczka przed samymi świętami ewidentnie ją zaszokowała), ale niestety firma zmieniła politykę i niczego wyglądającego jak spluwa już nie wyśle, pani z UPS okazała się wredną klempą, a firma podpadła mi nieodbieraniem telefonów i pobieraniem należności celnych w gotówce (skąd ja, na Boga, mam w sobotę o 10 rano wytrzasnąć 150 zeta?! Nie noszę przy sobie więcej niż pięć dych w gotówce!), a Pocztex, mimo że pracują tam kumaci ludzie ("Airsoft? A tak, wiem co to jest.") przejawia XIX-wieczne podejście do komunikacji, wysyłając i odbierając wszystkie papiery za pośrednictwem listów poleconych.
Tym razem padło na drobiazgi. Zapasowy magazynek, kilka części wewnętrznych, a ja do tego wszystkiego postanowiłem dorzucić ekskluzywny kowbojski rewolwer made in Japan, o którym już pisałem. Niestety towarzystwo zaczęło jęczeć, że nie ma kasy, że musi na wypłatę czekać, a szlag by ich trafił. I jak tak na nich czekałem, aż się zmotywują, ludzie wykupili cały zapas wspomnianych rewolwerów. Zakląłem szpetnie w pięciu językach i zacząłem panicznie szukać innego sklepu, w którym być może taki rewolwer ocalał (jeśli wcześniej udało mi się kupić niedostępne od dwóch lat USP Tactical KJ Works, bo w jednym sklepie ostało się kilka egzemplarzy). Trafiłem. 15 dolarów taniej. Koszty wysyłki nie podane. Myślę sobie, wałek jakiś albo co? No nic, ryzyk fizyk, póki nie każą płacić z góry, jest dobrze. Po jakichś czterech godzinach, o godzinie 19:00, dostaję wyliczenie kosztów. Myślę sobie, w Hong Kongu trzecia nad ranem, a jakiś Chińczyk już tam siedzi i zasuwa na kalkulatorku? No piękne kwiatki. Za wysyłkę Pocztexem policzyli sobie 44 dolce - za USP płaciłem 30 głupim airmailem, więc tanio jak barszcz. Pieniądze paszły. Ale, cholera, pomyślałem sobie, nie leżą mi te firmowe okładki. Imitacja bakelitu, wulkanitu czy innego wczesnego tworzywa sztucznego? Wolałbym choćby drewno, ale airsoftowych drewek nikt nie ma na stanie, a za takie do prawdziwego Colta trzeba wykasłać minimum osiemdziesiąt baksów. Za plastikową imitację kości słoniowej też. Ale, myślę sobie, ciekawe co wujaszek Ebay wyszpera. Znalazłem kaburę do M1911 taniej niż w Polsce, może z okładkami też się uda. I co? I bingo. "Sprzedaję okładziny, bo oczywiście Urząd ds. Weteranów ma mnie w dupie i odciął mi zasiłek. Cena: 13 dolców, wysyłka za Ocean 8." Zamrugałem z niedowierzaniem: 21 baksów za całkiem zdrowo się prezentujące drewienka? Hit it. Pieniądze paszły.
Dziś rano sprawdziłem pocztę, żeby sprawdzić czy małe żółte dostało ode mnie kasę. Dostało. Spojrzenie na dwustrefowy zegarek Google'a - w Hong Kongu czwarta po południu, czyli pewnie kogoś przy biurku zastałem. Zapytałem uprzejmie, czy da się wysłać paczkę dzisiaj. Pół godziny później dostaję odpowiedź: "paczka poszła dziś, tu jest numer nadania, tylko uprzedzali, że przed świętami mają kocioł i mogą jej dziś nie wsadzić do samolotu".
TO BE CONTINUED...
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości