Dziś przypowieść o miłosiernym celniku. Po godzinie (sic!) wiszenia na telefonie (który po stronie OCIPu albo nie działał, albo nikogo w jego pobliżu nie było) dodzwoniłem się do celników, pytając co mam zrobić, skoro zapomniałem podpisać tego kretyńskiego kwitu (a podpis, jak już mówiłem, jest na dobrą sprawę zbędny). Miłosierny celnik uspokoił mnie, stwierdzając że "damy radę bez podpisu". Postanowiłem więc zagrać trick shrekowego Kota W Butach, pytając przy okazji, czy zdążą załatwić sprawę z paczką przed świętami, bo inaczej ktoś się na mnie śmiertelnie obrazi. Na to miłosierny celnik rzucił coś w stylu "nie mogę panu nic obiecać, my tu tylko robimy odprawę celną, a co dalej będzie poczta robić, nie wiem, ale na wtorek raczej powinien pan ją już mieć". No dobra, myślę sobie, i tak jest do dupy, ale mogło być gorzej.
Niestety, znowu muszę napisać na końcu "TO BE CONTINUED". Dlaczego w tym kraju wszystko musi być tak idiotycznie skomplikowane? Zresztą ostatnio NIK zrobił kontrol w Poczcie Polskiej i udowodnił całą masę niedoróbek i zwykłego partactwa. Prasówka na stronie Izby jest zresztą najeżona różnymi rodzynkami, że aż przytoczę:
"Pogarsza się sytuacja ekonomiczna Poczty Polskiej. W roku 2008 straty wyniosły 144,2 mln zł. Według szacunków, straty w roku 2009 mogą osiągnąć 215 mln zł. Stopniowo obniża się płynność finansowa spółki. Zdaniem NIK najbardziej przyczyniły się do tego złe zarządzanie, nieracjonalne zatrudnienie, nierentowna współpraca z Bankiem Pocztowym, niekorzystne powiązania kapitałowe z innymi spółkami prawa handlowego oraz niekorzystne rozliczenia z firmami wykonującymi usługi." - w firmie prywatnej, jak znam życie i pieniądze, żaden menedżer chcący zachować stołek nie odwaliłby takiej maniany. Ale jako, że Poczta Polska to firma państwowa w dzikim kraju Trzeciego Świata gdzieś w Europie Bliskowschodniej, to zaraz miernoty z politycznego nadania obsiadają wysokie stołki jak szarańcza, kombinując coś pod stołem ze swoimi pociotkami i kumplami od piwa.
"w nowo oddanych WER w Lisim Ogonie k. Bydgoszczy, Pruszczu Gdańskim i Wrocławiu nie zainstalowano w ogóle maszyn sortujących. Natomiast w Warszawie, Krakowie, Katowicach, Poznaniu i Łodzi nie wymieniono wyeksploatowanych już i ulegających częstym awariom urządzeń. Sortowanie przesyłek odbywało się więc ręcznie." - innymi słowy, sortownie listów w naszym kraju wyglądają jak samochód z pewnego dowcipu: samochód nagle zwalnia i się zatrzymuje, gość otwiera maskę, a tam sześciu murzynów sapie i jęczy "Pić! Pić! Pić!" Technologia godna Flintstone'ów.
"zczególnie dokuczliwym przejawem złej organizacji pracy są kolejki po odbiór awizowanych przesyłek (zamiast doręczenia przesyłki adresatowi listonosz zostawia przed południem awizo, a przesyłkę wieczorem lub następnego dnia trzeba odebrać osobiście)." - ha! Panie NIKu, ja już takie kwiatki widziałem, że leżę sobie w łóżku z przeziębieniem, a świnia listonosz zamiast wleźć na górę perfidnie wrzuca mi awizo do skrzynki nawet nie sprawdzając, czy jestem czy mnie nie ma! Nieważne, list, paczka, nawet nie spróbuje wejść na górę i zadzwonić, kasztan jeden.
"Klientowi Poczty Polskiej trudniej jest też dotrzeć do skrzynki pocztowej. W ciągu dwóch lat zlikwidowano ponad 2 tys. skrzynek" - i to najczęściej nie tam gdzie trzeba. Przykład? Jedna skrzynka pod moim domem, druga jakieś 150 metrów dalej pod urzędem pocztowym, a trzecia, jak mnie pamięć nie zawodzi, 60 metrów w stronę przeciwną, na budynku filii jednej z telefonii komórkowych. Oczywiście w samym centrum Wolski, niedaleko od ulicy Wolskiej, na Woli. A dzieci ze wsi nie mają gdzie wrzucać kartek do św. Mikołaja.
A najgorsze, że z tego Absurdystanu nie ma dokąd uciec, bo ostatnio Brytole stwierdzili, że wszystkim tym imigrantom z Europy Bliskowschodniej żyje się u nich za dobrze i postanowili wprowadzić u siebie komunizm.
TO BE CONTINUED...
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości