Miałem z tekstem czekać do początku lutego, ale stwierdziłem, że raczej nie ma potrzeby, bo opinia publiczna gapi się tylko na śledzia hazardowego, bomba na pieniaczy okazała się lichym kapiszonem (z planowanych celów zjawił się tylko jeden, a za komentarze przedawnione banować nie będę, bo to jak nagle po paru miesiącach walnąć gościa w ryja, kiedy on już nie wie, za co dostał), cierpię na niemoc twórczą i nic interesującego nie napiszę, a tak się fajnie złożyło, że moi szpiedzy z krainy Mountain View donieśli, iż pewne newralgiczne hasła wstukiwał w gógla jeden i ten sam zakres IP, przyporządkowany do AT&T Internet Services z najbardziej gejowskiego miasta w najbardziej komunistycznym stanie Ameryki, czyli jakże wspaniałego San Francisco, California. Jako, że jest to miasto gejowskie w stanie komunistycznym, słynne z ruchów będących forpocztą cywilizacji śmierci, uznaję za oczywistą oczywistość, że żaden szanujący się Polak-katolik tam nie mieszka.
Ze spraw innych, niezawodnie dostałem głupawki czytając, jakich to słów kluczowych ludzie używali, żeby wleźć na mojego bloga. Podejrzanie dużo tam bowiem odniesień do gejów: "colt geje" (co proszę? Glock, to może być gejowski pistolecik, ale nie porządne amerykańskie "narzędzie demokracji"!), "gang bang geji" (sic!), "gej pały", "pały gejow " oraz "kanibalizm-geje" (powoli, cholera, o Arminie Meiwesie jeszcze nie pisałem, bo mi się nie chce!).
Hasła "kanibal", jako oczywistego, spodziewałem się, ale nie w takich połączeniach jak "porno kanibal" (to prawie jak "pornogrubas", ale mi się podoba - zresztą Allachu miłosierny, przebacz tym cymbałom z Algierii i Indonezji, że wpisali to w Gógla, bo na pewno nie mnie szukali), "prezydent kanibal" (w zestawieniu z "porno kanibalem" sprawia to, że zaczynam się czuć jak Olek Kwaśniewski, z tą różnicą, że ja MAM dyplom), "kanibal chińczyk" (ludzie... ten koleś MAŁPĘ jadł, nie płoda...), "japonia kanibalizm" (widać dla niektórych wszyscy skośni tacy sami - "To jest koreański! A ja jestem z Wietnam!"), "wyznania kanibala" (jak mnie najdzie, to może sobie taki tytuł ustawię, why not?), "stopy kanibalizm" (wietrzę fetysza, ooooj, wietrzę fetysza!), "kanibalizm ludzki w unii" i "zabawki kanibal". Ktoś zapytał również "co to kanibal".
Toyahowi, w jego zapale godnym Torquemady, należy podziękować za keyworda "palenie dzieci na stosach" - może i o tym coś będzie, ale raczej fikcyjnie, bo od czarnych legend kościoła mamy tutaj Ryjka Ryuuka.
Keywordów dotyczących procedur celnych przy sprowadzaniu zabawek z Hong Kongu znalazłem multum - a jako, że w swoich rewolwerowych gawędach dość dokładnie opisałem, jak "to" się robi, chyba ludziom się te informacje przydały.
Wśród keywordów kuriozalnych mogę wymienić takie kwiatki jak "zbigniew mikołejko głupi żyd", "smieszne hasla na slepych", "policjanci nie lubią świadków koronnych", "czy feministki są potrzebne" (to rzuciło mnie na glebę - jasne, że NIE SĄ.), "cba huje precz", "cwaniak schetyna", "nuda jak cholera", "oszołomy cholerne", "teksty żeby zgnoic wroga" (oho, znać, że gówniarstwo uczy się od najlepszych...) oraz "jak odciągnąć dziecko od telewizora".
Hitem okazały się natomiast Opowiastki Biurowe - na czytaniu jednej przyłapałem nawet jednego z europosłów (zgaduję, że prof. Migalskiego). Oprócz niego, zgodnie z hasłem "od biurwów dla biurwów", odwiedzały mnie w tej sprawie znudzone biurwy z najdziwniejszych instytucji, od Komendy Głównej Policji, przez Instytut Pamięci Narodowej, Węglokoks S.A. z Katowic, starostwo w Wejherowie, bóg wie jaką firmę czy urząd obsługiwaną przez Crowley Data Poland (wnioskuję, że biurwy, bo Crowley zapewnia usługi tylko dla firm), po energetykę - ZEORK i VST Rafteikning hf z mroźnej Islandii. Niestety nie gwarantuję powstania nowych, bo to zależy od biurowych kuriozów zachodzących na miejscu, a te są ode mnie niezależne.
Oprócz tego, zjawił się u mnie gość z TVN, który prawdopodobnie szukał jakiegoś chwytnego tekstu do "pożyczenia". Niestety, do poważnych blogerów trochę mi brakuje, więc raczej się nie spodziewam, że kogoś najdzie na "pożyczanie" sobie mojej radosnej i niewyparzonej twórczości.
To do zobaczenia za miesiąc. Zobaczymy co też do tego czasu wymodzę.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości