Karnigore wygodnie rozparł się na bujanym krześle na ganku sklepu z artykułami żelaznymi, nasunął kapelusz na oczy i już przymierzał się do poobiedniej sjesty, gdy nagle do jego uszu dobiegły wściekłe wrzaski i tupot. Nasz bohater ponownie uniósł kapelusz, spojrzał najpierw w lewo, potem w prawo i zdębiał.
Oto z prawej strony galopowała niezwykle liczna tłuszcza z kijami, widłami, sznurami i, co było dziwne ze względu na porę dnia, pochodniami, wzbudzając przy tym tuman kurzu.
-A tym co znowu? - burknął Karnigore pod nosem, przechylając bujane krzesło w przód i leniwie wstając.
Poczekał, aż tłum minie go i zaczepił jednego z wlokących się za nim maruderów.
-Ej, panie, co to za zbiegowisko? Złoto komuś zamiast kapusty na polu wyrosło?
-Nie! W mieście jest ta kanalia!
-Jaka znowu kanalia?
-To bydlę bezbożne, ten niewydarzony bimbrownik, łajza z Tennessee...
-Dobra dobra, ale kto dokładnie?
-Z księżyca pan spadłeś, że pytasz pan kto?! Rooster Catburn!
Rooster Catburn był bohaterem powtarzanych od Sacramento po Dallas plotek, właścicielem gorzelni i kongresmenem, wybranym podobno dzięki idącym w dziesiątki tysięcy dolarów łapówkom. Skąd na nie wziął kasę - nikt nie wiedział. Czy to była prawda - też nikt nie wiedział. Natomiast każdy wiedział, że Rooster Catburn miał niewyparzoną gębę, cudem jakimś hipnotyzował tłumy, zarabiał krocie i był uniwersalnie znienawidzony przez Republikanów, szczególnie przez porównywalnego sławą senatora Blinkenhouse'a. A co robił w sennym miasteczku w samym środku niczego, nikogo nie obchodziło - ale tłum złożony na oko z trzech czwartych populacji miał wyjątkową chęć powiesić go na najbliższej suchej gałęzi.
Karnigore podciągnął pas z Peacemakerem, poprawił kapelusz i ruszył w stronę Saloonu, spodziewając się znaleźć tam kogoś bardziej wtajemniczonego w całą tę grandę. Niestety, jak stwierdził po dotarciu na miejsce, Saloon był szczelnie otoczony przez tłum z widłami.
-No nie... Teraz to się doprosili... - warknął, po czym przeraźliwie gwizdnął na palcach. - Rozejść się! Ludzie chcą się napić, a wy w przejściu stoicie!
Przedstawiciele tłuszczy natychmiast odwrócili się i zmierzyli naszego bohatera wzrokiem.
-Mam oddać strzał ostrzegawczy? - zapytał przewrotnie Karnigore. Jego definicja "strzału ostrzegawczego" różniła się bowiem znacząco od powszechnie przyjętej.
Słowo "ostrzegawczy" znaczyło bowiem w tym przypadku "informujący o tym, że właściciel Colta nie żartuje, nie lubi się powtarzać i skoro właśnie skasował jednego idiotę, to raczej nie będzie miał nic przeciwko wystrzelaniu pozostałych".
-Poszedł precz, bezbożniku!
Ta odpowiedź wyraźnie wytrąciła naszego bohatera z równowagi. Położył dłoń na rękojeści Colta i zaczął się uśmiechać.
Tłum ani drgnął.
-Po pierwsze, to czytałem Dobrą Księgę. Księga Wyjścia, rozdział czternasty. Pamiętacie?
Karnigore powoli wyciągnął Colta z kabury.
-Mojżesz wyciągnął rękę nad morze, a Pan cofnął wody gwałtownym wiatrem wschodnim...
Nasz bohater spokojnie wycelował prosto w łeb delikwenta, który mu pyskował. W tym momencie tłum, niczym Morze Czerwone, rozstąpił się, ukazując stojącego w drzwiach Saloonu barmana z dubeltówką. Karnigore przeszedł więc przez tłum, na progu zakręcił rewolwerem i schował go z powrotem, po czym uchylił kapelusza barmanowi i wszedł do środka.
-Tutaj też ktoś ma zamiar wieszać Roostera Catburna na suchej gałęzi? - zapytał, rozglądając się wokół.
-Po co? - spytał Krzysztof Leski, unosząc wzrok znad kart.
-Też nie wiem. - odparł Karnigore. - Ale tutaj taki spokój...
-Spokój jak spokój. Tak się pięknie dzień zapowiadał, poker, hazard, wędzone śledzie...
-A właśnie: gdzie ten Catburn? Bo nie wątpię, że barman go tutaj schował, a te głąby na zewnątrz chcą krwi.
-Catburn? - Mireks odwrócił się od lady i wskazał palcem na sufit. - U Renaty w szafie...
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości