W naszej instytucji sprzęt komputerowy jest... dyplomatycznie rzecz ujmując, "drugiej świeżości". Przydzielona na nasze piętro drukarka to pożółkły, wiecznie zacinający się behemot, doprowadzający wszystkich korzystających z niego pracowników do białej gorączki. A kiedy dziwnym trafem behemot znowu zadławi się papierem akurat gdy panie z pokoju mają pilną potrzebę wydrukowania czegośtam, można zrobić tylko jedną z dwóch rzeczy.
Pierwsza rzecz to molestowanie informatołków za pomocą elektronicznego helpdesku, żeby któryś raczył się pofatygować i ruszył tyłek na górę w celu wyjęcia jednej kartki papieru, która zacięła się w jednym z miejsc dostępnych po otwarciu któregoś z dekli serwisowych tudzież wyjęciu szuflady z papierem. Informatołek przylezie po godzinie albo dwóch, bo po co się ma spieszyć. Natomiast druga to poskarżenie się na drukarkę na tyle donośnie, żebym usłyszał to mimo notorycznie grzmiącego ze znalezionych w szafie lichych głośniczków heavy metalu. Jest po prostu szybciej.
Oczywiście znowu usłyszałem sakramentalne "Znowu ta cholerna drukarka się zacięła!", więc oderwałem się od redagowania notki o Pani Kotku i jej przymusowo przyspieszonym ślubie i zapytałem, wychylając się z zagródki:
-Co, znowu mam jej łapę wsadzić?
-Jakby pan mógł...
-Oookay...
Drukarka na szczęście posiada wyświetlacz, informujący o tym co się z nią dzieje. A ten wyświetlał: "404ięcie papieru. Sprawdź zasobnik numer 1". Wyciągnąłem więc szufladę z papierem, popatrzyłem do dołu, do góry... Nic. Kartki nie widać, nawet prowadnice były dopasowane do rozmiaru papieru, żeby ten nie latał jak przysłowiowy Żyd po pustym sklepie. Wsadziłem szufladę z powrotem, na co drukarka zmieniła śpiewkę: "666ięcie papieru. Otwórz tylne drzwiczki." Problem w tym, że tylnych drzwiczków drukarka posiada sztuk dwie, a po otwarciu obydwu stwierdziłem, że tam też kartki nie ma. Co gorsza, drukarka warczała w najlepsze, zapiekając nieistniejący toner na pustych rolkach, gdy kartka tkwiła w najlepsze nie wiadomo gdzie. Zeźlony otworzyłem drzwiczki przednie i wyciągnąłem kanister z tonerem.
Bingo. Zadrukowana kartka utknęła pod grzałką, zatem starając się jej nie podrzeć, wyciągnąłem ją na zewnątrz, starając się nie upieprzyć przy okazji niezapieczonym tonerem. Po wsadzeniu tonera z powrotem i naciśnięciu przyjaznego zielonego guziczka wróciłem do pokoju i zaprezentowałem kartkę właścicielce.
-No, jakbym tej kartki nie wyjął, to mielibyśmy klasyczne HCF. - stwierdziłem, wskazując na żółty pasek w poprzek kartki.
-Co to znaczy?
-Halt and Catch Fire. Może wtedy by nam wreszcie to pudło wymienili...
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości