Karnigore Kanibal Karnigore Kanibal
103
BLOG

Kanibal się bawi

Karnigore Kanibal Karnigore Kanibal Rozmaitości Obserwuj notkę 7

Dziś, z inspiracji Coryllusa, będzie luźno. Zeszło mi się na wspominki. Jak już wyjaśniałem, jestem dzieckiem schyłku PRLu, i to z rodziny uprzywilejowanej, więc miałem więcej zabawek niż Coryllus, ale po kolei. Przede wszystkim, plastikowe żołnierzyki - ale te małe i zielone, made in China. Ale to miał chyba każdy. Oprócz tego, miałem masę gumowych kopii starych figurek Kennera z Gwiezdnych Wojen - o ironio, pamiętam tylko szturmowców i TIE Pilota. A pistoletów różnorakich miałem kilka - co prawda ani jednego korkowca, ale za to rewolwery na kapiszony na papierowych paskach nawet dwa. Oraz, teraz wszyscy robią "Wow!", prawdziwe resoraki Matchboxa (w tym zestaw "samochód NASCAR plus ciężarówka z lawetą") i klocki Lego, w tym taki duży statek kosmiczny (po złożeniu skubany miał chyba ze 30 cm długości!). A potem nastała wolność gospodarcza i można było kupować prawdziwe amerykańskie zabawki made in China.

Pamiętacie jeszcze GI Joe? Kiedyś dla eksperymentu policzyłem wszystkie, jakie miałem. Wyszło mi coś koło 50 oryginałów i 20 różnego rodzaju podróbek, imitacji i klonów. Wśród oryginałów, co mnie zaciekawiło, prawie dwukrotną przewagę miała Cobra (ci źli). Największy wybór był w dwóch miejscach: w Mirage'u na Bitwy Warszawskiej (tam go przynajmniej później przenieśli) i Kidilandzie na Placu Konstytucji. Niestety, co ciekawe, nigdzie w Polsce nie szło dostać żadnej figurki kobiecej - ani Scarlett, ani Baronowej, ani Lady Jaye. Zresztą, z "pierwszego garnituru" GI Joe miałem niewiele: Generała Hawka z gadającym plecakiem, Destro w dwóch wariantach (tego dołączonego do pojazdu "Destro's Despoiler" i tego w kosmicznym pancerzu), Duke'a w wersji "kosmicznej" i znalezionego przypadkiem Storm Shadowa w wersji Ninja Force. Ale za to miałem inne fajne rzeczy. Na przykład, teraz wszyscy znowu robią "Wow!", kupiony za ciężkie pieniądze (bodaj trzy miliony starych złotych polskich) Mobile Command Center. Z rzeczy mniejszych, Barracuda - do której dołączona była tabletka z jakimś musującym cudactwem, sprawiająca że po zwodowaniu Barracuda to zanurzała się, to wynurzała. To był rock'n'roll, czad i w ogóle. Zresztą część tych GI Joe nadal stoi u mnie na półce.

Pistolety miałem nadal, takie co robiły "bang bang" albo "tratata" jak się pociągnęło za spust. Moim ulubionym był TEC-9, bo był mały, poręczny i miał "wiencyj trachu". Oprócz tego, mniej więcej wtedy dostałem od ojca swój pierwszy pistolet airsoftowy - Berettę 92FS koreańskiej firmy Academy (że to Academy, doszedłem metodą eliminacji jakieś trzy lata temu, kiedy już przez łapy przewinęły mi się chyba wszystkie sprężynowe Beretty 92FS). Beretta była fajna, strzelała kulkami z farbą (aż w końcu od tych kulek z farbą zepsuła się na amen, a wtedy jeszcze nie byłem na tyle utalentowany, żeby zwyczajnie ją rozebrać i wyczyścić), a potem pożyczyłem ją koledze, który ją zgubił. DOH!

Oprócz tego, komputery były. Najpierw "małe Atari" 800XL - z takimi hitami jak River Raid, Pitfall 2 czy Montezuma's Revenge (oraz wycieknięta beta-wersja nazywana "Preliminary Monty") albo, z rodzimych tytułów, Misja, Fred, Miecze Valdgira (które przeszedłem!) czy AD 2044. Potem był już pecet, 486 Cyrixa (taka firma, co to zdechła, bo miała skrajnie chujowe produkty - w benchmarku mój Cyrix wypadał gorzej niż AT!) z kartą graficzną SVGA i CD-ROMem. Się grało w Jungle Strike, Syndicate, Dooma czy Transport Tycoon... Co ciekawe, nigdy nie miałem i nawet nie chciałem mieć Pegasusa, czyli chińskiej kopii Nintendo Entertainment System, do której cartridge (pirackie oczywiście) kupowało się u Ruska na bazarze. Zresztą ludzie z Polski czytając amerykańskie historie o NESach mogą się nabawić dysonansu poznawczego - oni mieli takie cuda jak Final Fantasy czy Legend of Zelda, a u nas? Tylko obcięta wersja Super Mario Brothers, Contra czy jakieś badziewia, które Nintendo wstydziło się wydać w cywilizowanych krajach albo żenujące ROM hacki.

A dzisiaj? A dzisiaj to jestem zgredem, ale nadal lubię się pobawić. Wiosna się zbliża, trzeba przygotować swoje repliki airsoftowe (które znowu zacząłem kolekcjonować). Oprócz tego, miłość do gier komputerowych mi nie przeszła - noszę się z kupnem XBoxa 360 i nowego telewizora, bo niestety takich fajnych rzeczy jak Wet czy Army of Two raczej na PC się nie doczekam, a i kupować pecetową wersję Splinter Cell Conviction z jej koszmarnie spieprzonym DRM mi się nie uśmiecha. A teraz dowcip, to będzie moja pierwsza konsola.

Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię. Jestem także utalentowanym słowopotfurcą. Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda. Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości