Karnigore Kanibal Karnigore Kanibal
167
BLOG

Człowiek post-nowoczesny, krótkoterminowy

Karnigore Kanibal Karnigore Kanibal Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Tak mnie tknęło po lekturze wczorajszego tekstu Ezekiela. Siedziałem nad rozgrzebaną drukarką, klnąc na czym świat stoi, i czekałem aż w ślimaczym tempie ściągnie się wreszcie podręcznik serwisowy do niej. Podręcznik serwisowy miał stron osiem (albo dziesięć, nie pamiętam), a na wszystkie sytuacje, w których lampka miga na przemian na zielono i pomarańczowo miał jedną radę: "Wymień drukarkę, ta już zdechła na amen". No i zajebiście, trzy stówy z hakiem w plecy, jakbym szukał podobnego modelu, ale na szczęście na biurku stoi jeszcze kombajn HP, do którego wystarczy dokupić amunicję (czyli naboje) i przepchać dysze, żeby zaczął działać.

Zaciekawiła mnie za to jedna z informacji w rzeczonym podręczniku serwisowym. Brzmiała: "Żywotność: trzy lata albo 4000 stron (2500 czarno-białych i 1500 kolorowych), co się pierwsze trafi." Jeżeli moja pamięć nie zawodzi, to drukarka służyła mi około siedmiu lat, co i tak jest niezłym wynikiem. Jako student miałem sporo do drukowania, więc i liczbę stron pewnie udało mi się przekroczyć. A teraz tak zwany kicker: mimo, że głowica jest teoretycznie wymienialna, to i tak lepiej wymienić ją z całą resztą drukarki na lepszy model, bo po takim czasie pewnie korytko na tusz z czyszczenia głowic będzie pełne (i było). Zatem nie mam co się dziwić, że po siedmiu latach sprzęt przestał widzieć głowicę i definitywnie zastrajkował łamane przez zdechł.

Wracając jednak do Ezekiela: ciężko się nie zgodzić że teraz człowiek jest "nakierowany na rezultaty". Rezultaty krótkoterminowe, bez długofalowych planów, byle tylko odwalić robotę, zgarnąć kasę i zostawić klienta na lodzie jeśli nagle coś się zepsuje. Przypomina mi się casus Activision i wydanej przez nich gry "Vampire the Masquerade: Bloodlines" (szajs jak diabli, tak przy okazji). W dniu premiery gra była zaburaczona jak diabli, bez wyjątku wysypywała się w jednym miejscu, grafika była paskudna, etapy wczytywały się przez całe wieki, a co na to dział pomocy technicznej do wkurzonych klientów? "Masz rzęchowaty komputer albo piracką wersję, spadaj." Biorąc pod uwagę, co ostatnio Activision odwaliło w przypadku szefów Infinity Ward, to robienie ludzi w wała i spuszczanie ich na drzewo pod byle pretekstem jest najwyraźniej w tej firmie sprawdzoną praktyką. Byle się nachapać tanim kosztem. A gdzie indziej wcale nie jest lepiej.
Oprócz tego, producenci mają inne magiczne zaklęcie: "No User-Serviceable Parts Inside", biorące się albo z ignorancji użyszkodników, albo z chęci odstraszenia różnego rodzaju "wynalazców", którzy mogliby odkryć, że za tajemniczą awarią bardzo drogiego urządzenia kryje się sparciały pasek klinowy z badziewnej chińskiej gumy, który można wymienić kosztem dużo mniejszym niż wysłanie całej maszyny do serwisu, gdzie firma policzy sobie jak za zboże i założy kolejny badziewny chiński pasek. Tacy "wynalazcy" są niebezpieczni, bo jak raz urządzenie kupią, to nie biegają z nim do serwisu przy każdej okazji, tylko kombinują sami, pozbawiając firmę zysków. A jak wszyscy wiemy, prowizorka jest najtrwalsza.
W końcu, czy ktoś tu, cholera, myśli o ekologii? Jak taki krótkoterminowy sprzęt ląduje w "firmie utylizacyjnej", która wywozi go do Chin albo jakiejś Murzynii, to albo dzieci z lutownicami rozmontowują go na części pierwsze, albo jakiś cwaniak-wynalazca doprowadza go sobie tylko znanymi sposobami do ponownego działania. W drugim przypadku da się to zrozumieć - w końcu w Murzynii ludzie nie muszą grać w Crysisa, ani nawet mieć Windowsa 7, więc takiego przestarzałego komputerowego trupa można zaprząc choćby do korzystania z równie przestarzałego pakietu biurowego i jakoś to będzie. Gorzej w pierwszym, którym swego czasu straszono w prasie: dzieci z lutownicami babrzą się w jakichś toksycznych chemikaliach, wypruwając z płytek scalaki, diody i inne takie cudactwa, bo podobno "krzem się nie zużywa" i nikogo nie obchodzi, że się nawdychają oparów czegoś, czego sama nazwa powoduje więdnięcie pobliskiej roślinności. Potem takie części sprzedaje się z powrotem do fabryki, która albo je zwyczajnie wyrzuca, albo używa ponownie.

A pomyśleć, że niektórzy jeszcze mają dobrze utrzymane samochody z lat 30., i to na oryginalnych częściach. Przedwojenne sprzęty były lepsze, co?

Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię. Jestem także utalentowanym słowopotfurcą. Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda. Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości