Na wstępie chciałbym wyjaśnić, że jestem przeciwny pochowaniu Lecha Kaczyńskiego w Krakowie z zupełnie innych powodów niż większość. A później wyjaśnię, jakie to powody.
Pomysł kardynała Dziwisza wydaje mi się lekko niewłaściwy. No dobra, niech wam będzie, że towarzystwo na Powązkach niesympatyczne, z tym się zgadzam. Ale prezydent miasta stołecznego, a potem kraju, urodzony i wychowany w Warszawie, gdzie żyje również jego rodzina, miałby zostać pochowany w innym, odległym mieście? Zresztą jest alternatywa - można by prezydenta Kaczyńskiego, tak jak Gabriela Narutowicza i Ignacego Mościckiego, pochować w krypcie w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela, w sercu Warszawy. Jest to i nobilitacja, i lokalny patriotyzm, ot, wilk syty i owca cała. Może ranga trochę mniejsza... Ale prezydent w ten sposób zostanie w Warszawie.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości