Patologia polskich celebrytów — cyrk, w którym małpy same sobie biją brawo
Cześć druga
—
Polski świat celebrytów to już nie show-biznes. To dziki bazar próżności, gdzie każda kłótnia, zdrada, załamanie nerwowe czy publiczne robienie z siebie idioty jest walutą cenniejszą niż talent, praca czy jakakolwiek godność. Jeśli ktoś szuka dowodu na to, że dno ma jeszcze podłogę — wystarczy włączyć Instagram.
—
Złota zasada celebryty: nie masz talentu? Zrób dramę.
W Polsce, żeby zostać celebrytą, nie trzeba już grać, śpiewać ani pisać. Wystarczy:
-Rozstać się trzy razy w tygodniu z tym samym partnerem.
-Urządzić awanturę na live.
-Obrazić pół internetu, a potem nagrać „szczere przeprosiny”, najlepiej z filtrem i łzą z aplikacji.
Tak wygląda nowa definicja „osoby publicznej”: ktoś, kto publicznie nie potrafi zachowywać się jak dorosły.
—
Patologia podana w złotej ramce
Kiedyś patostreaming był niszą. Dziś jest telewizją śniadaniową w wersji deluxe. Celebryci oferują:
-krzyki,
-wyzwiska,
-upublicznianie zdrad,
-przemoc emocjonalną w odcinkach,
-i dramaty tak głupie, że nawet telenowele się wstydzą.
Jak się nie ma dorobku artystycznego, to trzeba mieć chociaż burdel w życiu — bo przecież to generuje zasięgi.
—
Rodzinne brudy? Dawaj na Insta!
Nowa moda: publiczne pranie brudów.
Jedna awantura = trzy artykuły, pięć reelsów i tysiące komentarzy. Ktoś zdradził? Idealny materiał! Ktoś się rozstał? Powtórka sezonu! Ktoś się pokłócił o kotka? Breaking news!
W normalnym świecie ludzie rozwiązują konflikty w cztery oczy. W świecie celebrytów — w cztery kamery.
—
Media klęczą przed patologią
Portale plotkarskie z uwielbieniem piszą o każdych bzdurach: kto kogo odobserwował, kto komu nie podał ręki, kto komu wysłał emoji nie takie jak trzeba.
To jest poziom „informacji”, który normalnie powinien być emitowany w przedszkolu podczas leżakowania, a nie w mediach masowych.
Ale kliknięcia się zgadzają, więc moralność odkłada się na później — albo wcale.
—
Publiczność też jest współwinna
Największa ironia?
Wszyscy mówią, że mają dość celebrytów, ale wszyscy ich oglądają.
-„Nienawidzę tego faceta!” — mówi ktoś, scrollując jego profil codziennie.
-„Ta babka jest żenująca!” — powtarza ktoś, oglądając wszystkie jej dramy po cichu.
Im większa patologia, tym większe zainteresowanie.
To nie celebryci są problemem — problemem jest rynek, który nagradza ich patologie.
—
Kultura? A kogo to obchodzi
Wartości, talent, wiedza, sztuka — to nie generuje dramu, więc przegrywa z kretesem. W Polsce celebryta nie musi mieć żadnej umiejętności poza jedną: umieć narobić hałasu.
Najlepiej takiego, który słychać aż u sąsiadów.
—
Podsumowując: polski show-biznes to reality show, którego nikt nie reżyseruje — bo każdy woli chaos.
Patologia celebrytów kwitnie, bo to biznes. A dopóki publiczność będzie płacić kliknięciami, dopóty celebryci będą się kłócić, płakać, zdradzać, krzyczeć i robić z siebie clownów na cały kraj.
W końcu w tym cyrku małpy same sobie klaszczą.
A publika… chętnie dokłada popcorn.
—
Karol Badziąg
17.11.2025
Inne tematy w dziale Społeczeństwo