Karolina Nowicka Karolina Nowicka
986
BLOG

Czy ludzie są równi?

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 82


Jednym z najpopularniejszych ostatnio słów, którym można walić w oponenta jak w bęben, jest „równość”. Że niby wszyscy ludzie są równi, wszystkie kultury równe, podobnież poglądy i zachowania. Nie ma lepszych i gorszych. Różni, ale równi! – krzyczą niektórzy. Nie można wartościować, dyskryminować, odrzucać, gdyż w ogólnym rozrachunku wszyscy jesteśmy tyle samo warci. Takie podejście zaowocowało dążeniami do stworzenia świata przyjaznego każdemu obywatelowi:

Równość społeczna – stan rzeczy, w którym wszyscy ludzie w danym społeczeństwie mają taki sam status pod możliwie wszystkimi względami, w tym pod względem praw obywatelskich, wolności słowa, praw własności i równego dostępu do niektórych dóbr społecznych i usług socjalnych. Może ona jednak obejmować również równość opieki zdrowotnej, równość gospodarczą i dostęp do innych zabezpieczeń społecznych. Równość społeczna wymaga braku prawnie egzekwowanych granic klas społecznych lub kastowych oraz braku dyskryminacji opartej na niezbywalnej części tożsamości danej osoby.

Jak to się zaczęło? Zapewne kiedyś chodziło po prostu o równość wobec prawa. Naturalna, oparta często na dziedziczności pozycji społecznej hierarchia przyczyniała się do ucisku harujących i niewykształconych mas. Obecnie jednak szlachetna ta idea, będąca wszak terminem abstrakcyjnym i wprowadzonym nieco na siłę, oddzieliła się od dawnego kontekstu, przez co jej znaczenie mocno się rozmyło. Zamiast dbać o równość szans na dobrą edukację, opiekę zdrowotną na odpowiednim poziomie czy sprawiedliwe traktowanie w sądzie, niektórzy zaczęli domagać się wyrównywania szans na sukces poprzez wprowadzanie parytetów, punktów za pochodzenie czy obniżanie wymogów dotyczących przyjęcia do jakiegoś zawodu (dobrze, że to się zmienia). Do tego dochodzi nieustanne podkreślanie, że nie można przedkładać jednych ludzi nad drugich, oceniać ich wedle cech, na które nie mają wpływu (kolor skóry, urodzenie, inteligencja), próby badania różnic pomiędzy płciami, rasami czy kulturami są źle widziane, a już otwarta krytyka wydaje się być totalnie nie na miejscu.


Budzi to mój sprzeciw. Nie jesteśmy „równi”. Paradoksalnie, nie musimy też być lepsi czy gorsi. „Lepszość” i „gorszość” mają sens wyłącznie wtedy, kiedy ocenia się coś/kogoś według jakiegoś wzorca. Jeśli ten wzorzec jest w miarę obiektywny (opiera się na faktach), wtedy możemy swobodnie o takich różnicach dyskutować; jeśli jest subiektywny (opiera się na przekonaniach), wówczas osądzamy daną rzecz, zjawisko czy osobę wyłącznie na własny użytek. Prawie każdy z nas nosi w sobie taki wzorzec: jakąś osobistą świętość, niepodważalne założenie moralne, wiarę w konkretne wartości – i według tego ocenia, osądza, potępia, odrzuca, a nawet aktywnie zwalcza pewne zjawiska. I bardzo dobrze. Tocząca pierwszy świat plaga ultratolerancji nie ma nic wspólnego z autentyczną miłością i szacunkiem bliźniego. To nakaz zamykania oczu na zło. Bądź bierny, akceptuj świat takim, jaki jest, dopasuj się do innych, zamiast próbować ich czy cokolwiek zmieniać. Dla mnie to obrzydliwe. Ale co kto woli...

Ja pochwalam naturalną różnorodność oraz swobodny osąd każdego człowieka, czynności i zjawiska według własnego sumienia, gustu i rozumu. Wymuszona równość oraz udawanie, że nie ma różnic pomiędzy poszczególnymi grupami ludzi, jest równie głupie i szkodliwe, jak wmawianie dziecku, że każdy może osiągnąć, co mu się tylko zamarzy, dobrzy ludzie zawsze wygrywają, ciężka praca przynosi bogactwo, a dyplom magistra zapewni mu godziwą płacę. To się po prostu mija z faktami. Różnice istnieją – i to jest wspaniałe. Natomiast ich wartościowanie zależy albo od kontekstu (pamiętacie rządy dzieci w „Królu Maciusiu I”?), albo od osobistych „preferencji” moralnych, estetycznych, towarzyskich, etc.

A ponieważ o moralności pisaliśmy już sporo, weźmy na tapetę coś lżejszego, a mianowicie gust. Apoteoza równości wymaga uznania wszystkich ludzi za równie pięknych, każdy styl w sztuce za równie godny uwagi, każde dzieło za wartościowe (o ile nie podważa samej idei równości, ha ha). Naturalnie profesjonalna krytyka wciąż istnieje, jednak nie ośmiela się zbyt ostro atakować osób ani pozycji, którymi zachwycają się miliony. Co się sprzedaje, to musi być dobre. Trochę to smutne, ale... kto wie, może właśnie pluralizm poglądów i możliwość wypowiadania swojej opinii przez każdego, kto ma dostęp do Internetu, jest jedyną słuszną równością, gdyż wpisana jest w nią także wolność? Jeden czyta Stendhala, drugiego porusza Jack London, a inny pochłania z wypiekami Blankę Lipińską. Pan X zachwyca się Jodorowskym i chadza na wystawy sztuki współczesnej, pani Y uwielbia space opery i malarstwo Rembrandta, a państwo Z wspólnie oglądają telenowele i kolekcjonują komiksy. Oceniamy krytycznie upodobania bliźnich, ale je szanujemy lub przynajmniej tolerujemy.

Cieszmy się ową różnorodnością, póki jeszcze istnieje. Nie dajmy sobie wmówić, że czegoś nie wypada czytać, oglądać, jeść, pić czy w coś wierzyć. Że trzeba żyć tak, a nie inaczej, robić to, a nie coś innego, gdyż jest to powszechne, aprobowane przez ogół i autorytety, zachwalane przez media. Nie każdy styl życia czy gust jest równie dobry, ale o tym każdy z nas musi się przekonać samodzielnie.


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo