Pod wpływem rozmowy z moimi komentatorami zaczęłam się zastanawiać nad jakże mglistą i trudną do jednoznacznego i konkretnego zdefiniowania ideą mądrości. Co to znaczy być mądrym człowiekiem? Jakie cechy musi posiadać osoba, która jest (stała się) mądra? Czy mądrym trzeba się urodzić czy też możliwe jest przejście od stanu głupoty (również trudnego do opisania) do stanu mądrości? A może jest to coś tak subiektywnego, że nie sposób podać obiektywnego wytłumaczenia, które prowadziłoby do utworzenia jakiejś – choćby niedoskonałej – miary?
No dobrze, ale jakąś definicją przecież dysponujemy:
– umiejętność oceniania spraw z jak najszerszej i możliwie jak najbardziej obiektywnej perspektywy
– umiejętność panowania nad własnymi emocjami i popędami
– posiadanie sprawnego mechanizmu psychicznego podejmowania decyzji
Jak widać można pod ten termin podciągnąć powiedzenie Chrystusa o dobrych i złych owocach, jakie może przynieść nasze postępowanie. Wydaje mi się to jednak dość ryzykowne, gdyż nawet przysłowiowi mędrcy nie są w stanie przewidzieć skutków każdego działania. Jednak w potocznym rozumieniu ktoś, kto aspiruje do tej roli, powinien wykazywać się dalekowzrocznością i rozumnością, które to cechy wskazują mu właściwą ścieżkę nawet w na pozór beznadziejnej sytuacji. Niektórzy dodaliby jeszcze takie cechy jak powściągliwość w wygłaszaniu sądów, umiejętność słuchania, zdroworozsądkowa pokora czy umiejętność przyznania się do błędu. I tak oto dochodzimy do wniosku, że...
...ludzi mądrych jest w gruncie jak na lekarstwo. Niejedna persona może być wielce inteligentną i interesującą, lecz niezdolną do przejścia na wyższy etap pojmowania świata i odpowiedniego doń podejścia. Przywary takie jak małostkowość, infantylizm, ograniczenie, bezustanne uleganie popędom, stronniczość i wiele innych, niekoniecznie bardzo szkodliwych, lecz utrudniających właściwy osąd spraw, sprawiają, że zatrzymujemy się w rozwoju i aż do śmierci tkwimy na dość niskim poziomie, zawieszeni pomiędzy mentalnym dziecięctwem a prawdziwą dojrzałością. Wydaje mi się, iż intuicyjnie pojmowana mądrość jest darem, który – owszem – trzeba doskonalić, niemniej bez początkowego „wkładu”, bez jakiegoś zalążka mądrości, nie ma nawet co o tym marzyć.
Czy uważacie się za ludzi mądrych? A może za zaledwie bystrych i sprytnych? A może i to nie? Czy macie świadomość własnej głupoty, czy też wolicie o tym nie myśleć? A jak wypada wasza ocena w zestawieniu z oceną bliźnich? Zachęcam do refleksji i dzielenia się spostrzeżeniami.
Komentarze