Karolina Nowicka Karolina Nowicka
355
BLOG

Każdy z nas posiada (własne) sumienie. Zbrodniarz również.

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Rozmaitości Obserwuj notkę 180


Wbrew temu, co pisze bloger Zetjot w kolejnej moralizatorskiej notce, która udaje naukową, chrześcijaństwo nie ma patentu ani monopolu na wolną wolę i suwerenne sumienie. Nawet jeśli to ta właśnie religia jest źródłem konkretnych TERMINÓW, to jest to tylko teoria. ZetJot, jak wiadomo każdemu, kto czyta jego blog, wielbi teorię. :) W praktyce natomiast ludzie w każdym kraju, w każdej epoce, byli:

a) wewnętrznie wolni (nawet jeśli ich poglądy były wynikiem prania mózgu w dzieciństwie) i mogli wybierać, jak postąpić – i zdarzało się, że postępowali inaczej niż potulna większość

b) posiadali rozeznanie w tym, co dobre, a co złe, które może i było wynikiem wychowania oraz presji otoczenia, ale zintegrowane z INDYWIDUALNĄ psychiką w pewnym wieku stawało się prywatnym i w miarę spójnym światopoglądem jednostki

Bloger ZetJot oskarża mnie o pychę i ignorancję. Cóż, nie przeczytałam nawet jednej setnej książek, które on ma na koncie, ale mniej więcej wiem, jak wygląda rzeczywistość. To wynik wieloletnich obserwacji i przemyśleń. Ja rozumiem, że ludzie NIE CZUJĄ SIĘ wolni. Że czują się zniewoleni przez pobratymców, przymuszani do wyznawania określonych zapatrywań. Tak, my się CZUJEMY zniewoleni. Ale tak naprawdę jesteśmy wszyscy, co do jednego, wolni. Możemy decydować, jak postąpimy. Zupełnie inną sprawą są ewentualne konsekwencje naszych poczynań. Owszem, możemy zostać w jakiś sposób ukarani. Przez prawo, przez społeczeństwo, przez konkretnych bliźnich. Ale to wynika z ICH wolnej woli. My mamy własną i to do nas należy wybór, jak pokierujemy swoim życiem. Co zrobimy, jak zareagujemy. Naprawdę.

Analogicznie każdy z nas ma wyłącznie (!) własne sumienie do dyspozycji. Jeśli dla bezpieczeństwa, także psychicznego, woli na ogół kierować się opinią większości, to znaczy, że dobrowolnie rezygnuje z prymatu swojego sumienia ponad sumieniami innych. Tragedią KAŻDEJ epoki jest to, że tchórzliwi konformiści stanowią gros KAŻDEJ społeczności. Ale zdarzają się też nierzadko nonkonformiści, którzy zdają sobie sprawę z tego, że każdy ma swój rozum i swoje uczucia (zauważcie, że znowu piszę o uczuciach :)), co umożliwia im dojście do szóstego poziomu moralności w skali Kohlberga, czyli do całkowitej niezależności moralnej od opinii społeczeństwa. I uwaga, ja wcale nie twierdzę, że nonkonformizm jest wyznacznikiem jakości danej moralności! Nie, to „zaledwie” moralna dojrzałość i suwerenność.

Każdy człowiek rozwija własną niezbywalną moralność. Każdy z nas ma wartości, które nie tylko pomagają mu oddzielić „dobro” od „zła” z abstrakcyjnego punktu widzenia, ale także wpływają na nasze zachowanie, percepcje i myśli. Można nawet powiedzieć, że czasami moralność jest tak uwewnętrzniona, że może wpływać na nasze emocje. Jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych modeli, który próbuje wyjaśnić rozwój moralności człowieka, jest teoria rozwoju moralnego Kohlberga. Z drugiej strony każdy z nas ma swój własny kompas moralny. Dlatego zawsze trudno było ustalić uniwersalne zasady moralne. To fascynuje wielu filozofów i myślicieli. Istnieje wiele perspektyw. Kantowska perspektywa moralności opiera się na korzyściach grupowych. Istnieje również utylitarna perspektywa, inspirowana indywidualnym dobrostanem.

Nie wierzycie? No to zastanówmy się nad kwestią dobra i zła. Każdy z nas, łącznie z najgorszymi bestiami, ma JAKIEŚ rozeznanie w tym, co dobre, a co złe. Oczywiście na skutek podobnego wychowania oraz wrodzonego konformizmu wiele jednostek podąża utartymi drogami, bez namysłu, bez refleksji, płynąc z nurtem. Ma to o tyle sens, że przyczynia się do niezmąconego zbyt wieloma utarczkami spokoju w społeczeństwie. Jednak dla niektórych jednostek wolność sumienia ma tak wielkie znaczenie, że przedkładają ją ponad społeczną zgodę. Jednostki te walczą o lepszy świat, z rozmaitymi rezultatami, ale na ogół coś tam osiągają, gdyż leniwa większość ukierunkowuje swoje własne sumienia na dbałość wyłącznie o własną chatę. Dodajmy, iż to, że każdy posiada własne suwerenne sumienie, nie oznacza, że jego moralność jest wynikiem solidnych przemyśleń; lwia część populacji nigdy nie osiąga moralności postkonwencjonalnej, gdyż jest na to zbyt tchórzliwa, konformistyczna i niemądra.

Dzisiaj triumfy święci indywidualizm, a zatem łatwiej o odrzucenie dyktatu większości i odnalezienia własnej drogi postępowania. Tutaj mała dygresja: nawet jeśli bloger ZetJot ma rację, że to kultura oparta na chrześcijaństwie doprowadziła do wytworzenia warunków dla rozkwitu indywidualizmu, w przeciwieństwie do hołdujących idei racji stada kultur Chin czy Japonii (i nie tylko ich), to samo chrześcijaństwo nigdy tolerancyjne dla wolnego sumienia nie było. Dopiero świat POSTchrześcijański, ze swoją niejednoznacznością, relatywizmem moralnym i odrzuceniem większości etycznych dogmatów, zezwolił na prawdziwą eksplozję samodzielnego dociekania, co jest dobre, a co złe. Efektem ubocznym są podziały, niesnaski, bańki moralne (tutaj bloger ZetJot może przywołać Jonathana Haidta, który to zjawisko baniek moralnych opisuje). Co się dzieje, jeśli spotykają się dwie jednostki, których sumienia są skrajnie odmiennie uformowane, np. zwolennik bicia i przypalania dzieci z przeciwnikiem tego typu zachowań? Otóż mamy KONFLIKT. Nie da się obiektywnie stwierdzić, kto ma rację (czego dowodzi dyskusja pod poprzednim wpisem o karach fizycznych), pozostaje SPRZECIW wobec postępowania tej jednostki, którą uważamy za złą, niemoralną, błądzącą.

Kto wygrywa taki konflikt? Silniejszy, sprytniejszy, bardziej zdeterminowany. Czasami wygra osoba szlachetna, a czasami bydlak. Oczywiście kto jest szlachetny, a kto jest bydlakiem, to też rzecz względna. Dla niektórych morderca jest istotą pokrzywdzoną przez los, bo w dzieciństwie miał pewnie pod górkę. A w ogóle to nie wolno nikogo osądzać – tak rozumują entuzjaści Jezusowego wzorca. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że trudno jest oddzielić niemoralny (według nas) czyn od sprawcy. Osądzanie jest wpisane w nasz genotyp. A że w świecie bez Boga dobro i zło są relatywne, względne, zależne od osobistego widzimisię? Trudno. Osądzamy nie po to, żeby to ten zły się zmienił, tylko żebyśmy my sami umieli odpowiednio na zło reagować.

Oczywiście jeśli – w co ja wierzę – istnieje Bóg, to istnieje też OBIEKTYWNA moralność, którą trzeba po prostu krok po kroku odkryć. W ten sposób rozumując, można by dojść do pewnych wspólnych wniosków,  np. że czegoś tam robić nie wolno (zabijać, kraść, kłamać, oszukiwać, etc). I wielu ludzi w to wierzy. Ale Bóg na razie milczy, więc nasza postawa może zostać uznana za fundamentalistyczną i niebezpieczną dla innych, mniej radykalnych osób. Na szczęście nasze SUBIEKTYWNE postrzeganie moralności najczęściej się ze sobą zgadza, inaczej mielibyśmy permanentną wojnę. :)


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości