Kiedyś problemem był niedobór. Niedobór wszystkiego: dostępnych (m. in. finansowo) dla wszystkich mieszkań, przedmiotów codziennego użytku, informacji, wiedzy, kultury. Dzisiaj problemem jest nadmiar – dokładnie tych samych rzeczy. Pieniądze wciąż są pewnym problemem, istnieją jednak kredyty, pożyczki, chwilówki, raty. Już nie trzeba walczyć o możliwość poznania prawdy, dzisiejsza cenzura jest subtelna i to nie ona czyni najwięcej szkód. Obecnie zwykły człowiek może się zapoznać z faktami, tyle, że najpierw musi je odcedzić z tysięcy kłamstw, pół-prawd oraz prawd pozornych, które zalewają jego umysł każdego dnia, jak tylko odpali którąś z przeglądarek. Dotyczy to także wyboru prawidłowego stylu życia: nie wiadomo już, co jest naprawdę pożyteczne, a co szkodliwe, gdyż każdy portal, a nawet autor danego tekstu czy filmu proponuje nieco odmienną wersję właściwego (według niego) postępowania.
Może wydawać Ci się, iż bezpiecznie jest podążać za większością. A może odwrotnie – uważasz, że najlepiej jest postępować po swojemu, zdając się na własny rozum, intuicję tudzież przyjęte (zazwyczaj nieświadomie) wartości. Niestety, szybko zostaniesz „oświecony”, że Twoje wybory szkodzą nie tylko Tobie czy Twojej rodzinie, lecz nawet kompletnie obcym ludziom; że dajesz się wyzyskiwać, oszukiwać i okradać tym „złym”, przez co cierpisz nie tylko Ty, ale i ci „dobrzy” (lub przynajmniej „niewinni”), na których życie wpłynąłeś, popierając tych pierwszych (niezależnie od tego, czy zrobiłeś to specjalnie, np. podczas głosowania na konkretną partię, czy niechcący, np. kupując dany produkt). Gdziekolwiek się nie obrócisz, tam możesz coś spieprzyć – zarówno w swoim życiu, jak i w cudzym.
Dlatego nie dziwię się tym, którzy machają na to ręką i uznają, że w dobie nie tylko informacyjnego, ale i moralnego chaosu nie sposób dociec, co jest naprawdę słuszne, a co nie. Bycie odpowiedzialnym za dobrostan całej ludzkości jest cholernie trudne, nie do uniesienia dla zwyczajnego człowieka. W pewnym momencie trzeba chyba odpuścić sobie przejmowanie się całym światem. Nie mamy moralnego, obyczajowego ani prawnego obowiązku troszczyć się o każdego Ziemianina czy nawet swojego rodaka. To jest przykre, być może nawet cyniczne, ale jak żyć inaczej w świecie, którego nie sposób w całości ogarnąć – choćby i potężnym – rozumem?
Dlatego skupmy się na swoim życiu, na tej naszej mizernej, lecz momentami przecież radosnej doczesności, mając leciutką nadzieję na wieczność (cokolwiek by to nie znaczyło), unikajmy zaś bełkotu biednych, nawiedzonych pobratymców, którzy żyją tym, co robią jeszcze inni – tyle że mający znacznie większą władzę – pobratymcy. Internet to zarazem niebiański ogród, ale i bagno, w którym taplają się wszyscy mający do niego dostęp – najpierw odczuwając rozkosz z powodu nieomal nieograniczonego dostępu do informacji, później płacąc za to emocjonalno-duchowo-intelektualną „zgagą”. Dlatego uważajmy, co i kogo czytamy, a i sami unikajmy wchodzenia w rolę nieomylnego moralisty, gdyż jesteśmy z dużą pewnością tak samo ułomni, jak reszta populacji.
Haniebny powrót po wcześniejszym zadeklarowaniu się, że nigdy tu już nie wrócę. :/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości