Niedawno pisałam o głupich modach. Ale przecież mody nie muszą być głupie; czasem mogą być całkiem dorzeczne. Weźmy choćby coś takiego jak minimalizm: przecież to całkiem racjonalna odpowiedź na nadmierną konsumpcję, która zagraża i naszej planecie, i naszemu osobistemu dobrostanowi. Co jednak, jeśli i na tym – skądinąd znakomitym – trendzie ktoś zechce zarabiać? Co, jeśli przekształci się on w swoją własną parodię? I czy można być minimalistą, jeśli nas nie stać na markowe, ponadczasowe produkty, na których obecnie żerują niektórzy producenci?
Minimalizm należy odczytywać po prostu jako trend. Kolejny trend w modzie i stylu życia, który wiąże się z kolejnymi zakupami. Na pewno w tym przypadku istnieje znacznie większa szansa, że nowe rzeczy posłużą nam dłużej, ale raczej nie ma się co łudzić, że podreperują nasz portfel. Z każdym kolejnym sezonem pojawią się okazje do zakupu nowych ubrań w minimalistycznym stylu i nowych minimalistycznych dodatków.
No tak, w zasadzie tego właśnie można się było spodziewać: ktoś prędzej czy później musiał zacząć zbijać na tym kasę. Czy można się o to oburzać? Nie unikniemy konsumpcji całkowicie, powinniśmy zatem dbać, żeby była ona solidnie przemyślana. Dlatego nie ma sensu traktowanie minimalizmu ze śmiertelną powagą, jakbyśmy wybierali się na Księżyc. Nie dajmy się wkręcić w „konsumpcjonizm bis”, tym razem opatrzony bardzo mylącą etykietką.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości