Mądre rosyjskie przysłowie mówi: „Заставь дурака Богу молиться, он и лоб расшибёт”. Regularnie przytrafia się to Andrzejowi Urbańskiemu. Właściwie za każdym razem, gdy otworzy usta. Tyle, że raz robi sobie krzywdę mniejszą, innym razem większą. Nie tylko sobie. Także tym, o których mówi. Im bardziej pochlebnie mówi, tym krzywda większa, bo jego słowa wywołują w najlepszym wypadku niedowierzanie i bezradność, a w gorszym – salwy pogardliwego śmiechu.
Dzisiaj jest ten inny raz. Andrzej Urbański powiedział, że gdyby żył Lech Kaczyński „być może w ogóle by nie doszło do tego, co dziś dzieje się na Majdanie, ponieważ on pojawiłby się tam dużo wcześniej. Wtedy, gdy obecny prezydent Ukrainy wykazywał coraz słabszą wolę do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, a rzeczona Unia Europejska nie wiedziała, jak go przeciągnąć na swoją stronę”.
Oczywiście, od strony logiki formalnej, tej opinii nie można niczego zarzucić, ani tym bardziej jej zaprzeczyć. Jest to zdanie równie prawdziwe jak to, że gdyby żył Lech Kaczyński, Agnieszka Radwańska nie przegrałaby z Dominiką Cibulkovą, dzisiaj za oknem zamiast śniegu leżałaby manna z nieba, a dochód narodowy na jednego mieszkańca Polski wynosiłby bilion zł rocznie. Lech Kaczyński nie żyje i już się nie dowiemy, co by było, gdyby żył.
Lech Kaczyński był prezydentem Polski pięć lat. W tym czasie przez dwa lata jednocześnie rządził PiS i przez ponad rok premierem był bliźniaczy brat Lecha, Jarosław Kaczyński. I jakoś w tym czasie Ukraina nie przybliżyła się nadzwyczajnie do Europy i cywilizowanych standardów. Raczej więc należy przypuszczać, że Lech Kaczyński też nie zdziałałby tu cudów, bo problemy Ukrainy nie wynikają z tego, kto rządzi w Polsce. I nawet nie z tego, kto i jak rządzi na Ukrainie i w Rosji, lecz z tego, że Ukraina jest krajem, który w dużej mierze zmarnował szanse, jakie wszystkie narody byłego imperium sowieckiego dostały na początku lat 90. Krajem głęboko podzielonym, z ogromnymi tendencjami prorosyjskimi, a z bardzo słabymi tendencjami proeuropejskimi.
Takie bałwochwalcze wypowiedzi tylko więc ośmieszają Urbańskiego i wcale nie są korzystne dla pamięci o Lechu Kaczyńskim. Takie wypowiedzi robią z Lecha Kaczyńskiego polskiego Lenina z czasów ZSRR.
A może Andrzej Urbański wcale nie jest durniem i właśnie o to mu chodzi? Jeżeli tak, to najmocniej pana Urbańskiego przepraszam i nisko mu się kłaniam, czapką do ziemi, po polsku.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka