Wygląda jakby funkcjonariusze Prawa i Sprawiedliwości nie na żarty zaniepokoili się aktywnością Bartosza Arłukowicza. Poseł wraz ze swoimi sztabowcami spędził weekend w Węgrowie. Natknęli się tam na pana Andrzeja, który na zaczepkę, iż podobno jest głównym orędownikiem PiS w swoim mieście odpowiedział: „Niech mnie pan nie denerwuje”.
Kto był na „Zbójcy” („Die Räuber”) Fryderyka Schillera sztukę opowiadającą o grupie naiwnych rewolucjonistów i ich tragicznym końcu ten nigdy by nie pomyślał, że sztuka zostanie z powodzeniem wystawiona w Węgrowie.
Niby zadupie a świat kultury dotarł. Zespół zbójców dotarł więc bez przeszkód do Węgrowa i się zaczęło. Jedna z artystek Baśka Domańska tak jak w tradycjach szwabskich bywało, listę tych, co zbóje dopaść muszą, przygotowała i cała grupa poszła kulturę szerzyć. Artyści rozdawali lizaki, bo od kasy odcięci rekwizytami dostępnymi operowali i szaleństwo napierało impetu.
Trzeba pochwalić widzów węgrowskich, że w mig dołączyli się do gry fizycznie i słownie udział w przedstawieniu biorąc. Ktoś jednak polskim zwyczajem plamę dać musi i tu padło na głównego zbója Arłukowicza.
W scenie finałowej Arłukowicz miał wpaść do jaskini PiS i załatwić wroga, ale tu wizja artystyczna nie zagrała z inteligencją. Arłukowicz, zamiast wpaść, czekał jak dupa i doczekał się Andrzejka, który wypadł z jaskini. Dalszy ciąg jest wszystkim znany, więc dodam to, co mi w oko obserwatora wpadło. Na scenie występowała już Dr Ewa, która jajami widzów karmiła i daleko dziewczyna doszła. Teraz budżet starczył na lizaki, ale z analogiami różnie bywa.