Odeszła do Pana kolejna z moich ukochanych podopiecznych, Kimberley.
Kimusia, o piekielenie trudnym do wymówienia dla miejscowych, ale przepięknym polskim nazwisku. Kilkanaście miesięcy temu, do tragicznej serii przypadłosci, z jakimi przyszło jej żyć ( całkowity paraliż od urodzenia) przyplatał się jeszcze wyjątkowo zabójczy gatunek raka.
Kimuniu, moja już wolna, śliczna dziewczyno -
Przełykam łzy rozstania t u t a j, ale przecież wiem, że kiedyś cię spotkam, Tam, gdzie nie sięga choroba, ból, cierpienie.
I nie grymaś ( ech, nigdy nie zapomnę tych min!:), że o tym tutaj ludziom piszę, że to bez sensu, co to kogo może obchodzić.
MNIE obchodzi, a ponieważ mam tu paru przyjaciół, powierzam im mój smutek - i Nadzieję.
Oczami wyobraźni widzę cię skaczącą po chmurkach. No i jak ci się chodzenie podoba? :)))))))))))))))))))))))))
Nadal będe cię kochać , Kimusiu, tak jak was wszystkich kocham, Anioły wy cudowne moje, którymi miałam wielki zaszczyt w wyjątkowo bolesnych warunkach pomagać żyć i życiem się cieszyć.
Katarina