kawalec kawalec
91
BLOG

Abrakadabra

kawalec kawalec Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Dzieliłem się już z Wami moimi proroczymi snami. Teraz podzielę się proroczymi fantazjami. Poniżej początek mojej powieści. Zacząłem w 2010. Potem nie mialem czasu ani sił żeby to kończyć, ale patrząc na to co się dzieje postanowiłem wykrzesać z siebie co nieco energii twórczej i skończyłem. Dostępna tutaj. Tam też dwa rozdziały do poczytania. Resztę można nabyć w formacie elektronicznym lub A5 w miękkiej okładce.

-----

1. Wybrani pod namiotami

1

— Wykonało się… — Rezajasz złożył enigmatyczny raport z wykonanego zadania.

Złość wyrwanego z łóżka Konstantego, który chwilę wcześniej położył się spać po przyjęciu z okazji swych sześćdziesiątych szóstych urodzin, mieszała się z ulgą, że przedostatnia przeszkoda na drodze do uskutecznienia latami wdrażanego projektu przestała istnieć.

— Obiekt został wywieziony na taczkach — dodał Rezajasz cynicznym tonem profesjonalisty.

Konstanty machinalnie uzupełnił notatkę. Policzył dyski, sprawdził czy każdemu towarzyszy transkrypcja, wziął głęboki oddech i przykrył kartonowe pudełko wieczkiem. Długo trzymał na nim swe zimne dłonie spracowane latami pisania raportów i tworzenia projektu w ramach wirtualnego świata, który już niedługo miał zastąpić coraz bardziej niewydolny System. Miał w zwyczaju, po zamknięciu projektu, ceremonialnie oklejać skrzynkę z aktami starą taśmą klejącą, na której, niczym gwóźdź do trumny, przybijał pieczątkę. Relikt ten przemycił ze swej dawnej firmy, rozwiązanej kilkanaście lat wcześniej. „Biuro Analiz Inspektoratu VII, Al. Jerozolimskie 66/6, Rzym.”

Konstanty był człowiekiem przywiązanym do tradycyjnych wartości; miał swoje rytuały i słabości. Komputer? Tak, ale musi być też na papierze… Czipy? No dobra, ale tu, dla siebie, niech będzie pieczątka. Stara dobra budżetówka: śmieją się z tych przestarzałych metod działania. Niech się śmieją. I tak ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Konstanty, wybity ze snu, odłożył wieczko i pieczątkę, sięgnął do jednej z fiszek w skrzynce i wydobył z niej leciwą płytkę.

— Przeżyjmy to jeszcze raz — westchnął i pogładził brodę, jakby jeszcze przed snem chciał podelektować się dobrą robotą starej sprawdzonej szkoły.

Włączył nagranie na odtwarzaczu red-lite który kiedyś „kupił” od jakiegoś żebraka za porcję ciepłego hot-rat’a i nabijając fajkę zapadł się w fotelu wyściełanym skórą z dzika.

— „… Darek, tym razem przesadziłeś. Przecież jak im każesz na majtkach pisać jakieś mitologiczne hasła, to gdzieś to musi schnąć… no i budzi zainteresowanie. Każdy internat ma swoje sprzątaczki”, — Konstantemu łezka zakręciła się w oczach — Jak dzieci, jak dzieci… — mruknął, pociągnął nieco Amfory i przez dym dłuższą chwilę przyglądał się mrugającemu płomykowi świecy.

2

Ponad tysiąc mil od niepozornego domku Konstantego, w wielkim namiocie na Polach Elizejskich dosłownie wrzało. Rozwścieczony tłum jeszcze do niedawna potulnych owieczek, teraz niczym stado wilków węszył, kogo następnego pożreć. Na mównicę wszedł właśnie Rezajasz i czule objął dwójkę trzynastoletnich chłopców, jednak szybko rozluźnił swe objęcia i pewnym ruchem chwycił stojący nieopodal mikrofon, osierocony świeżym usunięciem Guru Dariusa. Instrument ten tak zrósł się z wiecznie uśmiechniętym obliczem przywódcy najprężniejszej kongregacji na wschód od Edenu, że teraz, przy beznamiętnych ustach Rezajasza i na tle jego ciemnych okularów pasował do nowej twarzy Zgromadzenia jak przysłowiowa pięść do nosa. Tuba zmieniła proroka. Dla tłumu nowym prorokiem był niewątpliwie Rezajasz.

— Prowadź, bracie, hallelujach! — ryknął jeden ze starszych. Odpowiedzią było przeciągłe „haaaaaleeeeluuuuuuujaaaaaa” niczym z seansów afrykańskich słynnego ewangelizatora zza między.

— Widzę, że ty, Judaszu, jeszcze liczysz na jakąś taryfę ulgową! — Rezajasz podniósł w górę ręce. — Widzę jak rugasz Dariusza za te obrzydlistwa… ale czy potępiasz jego czyn? Niee! Ciebie nie przerażają majtki kleryków z napisem AMOR, które mieli zakładać by pojechać na stypendium do Rzymu!

W namiocie zapadła cisza. Ireneusz, choć był przecież prawą ręką Dariusza, to jednak pomimo nagłego upadku Guru, wciąż cieszył się opinią człowieka bez skazy.

— Tak jak Amor jest czytanym wspak wyrazem Roma, tak ty jesteś drugą stroną medalu, którym jest przywództwo tego zgromadzenia! Nie, ciebie nie przerażały czyny Dariusza, tylko to, że się wydadzą! Bóg dyktuje mi właśnie jak rozmawiasz z Przywódcą. Jest 6 czerwca… Mam mówić dalej?

Ireneusz pobladł. — Skąd ten człowiek może wiedzieć o tym telefonie? Czyżby Dariusz się wygadał? — zachodził w głowę. Prawa ręka Guru był w głębi duszy człowiekiem wierzącym. Po prostu, życie zmusiło go do tej postaci cynicznego realizmu, w której jest miejsce na akceptację zła by osiągnąć jakieś dobro. Wspierał Dariusza nie widząc dla niego alternatywy. Tak jak nie widział alternatywy dla samego Zgromadzenia tu, na Wschód od Edenu. Gdyby nie te wszystkie Namioty, wokół byłyby same wymioty. Rezajasz denerwował go: człowiek zagadka z tajemniczą przeszłością. Odkąd przybył wciąż jątrzył, rzucał podejrzenia, wszystkiego się czepiał, a najbardziej ludzi mających w Zgromadzeniu autorytet, prowokował, pouczał, dzielił, zrażał i rżnął głupa. Miał w sobie sporo tupetu i nawet jak ktoś go zmiażdżył, to bynajmniej nie zgasił: on wciąż mantrował. I miał swoich zwolenników, i to coraz więcej. Cóż, przeciętny wierzący nie myśli, tylko wierzy. A asertywność popłaca. Ireneusza zastanawiało jednak, skąd człowiek ten tyle wiedział. Czasem, gdy Rezajasz sugerował to czy tamto, pewnym ludziom nieźle szło w pięty, zupełnie jakby ten wiedział co mówi. Wreszcie dzisiejszy wieczór i auto da fe Dariusza. Może zatem…? — A jeśli Rezajasz JEST prorokiem? — pomyślał i to nagłe olśnienie sprawiło, że zaciskająca się na szyi Ireneusza pętla stała się jakby czułym objęciem anioła.

Gdy więc wściekły tłum linczował osobę numer 2 w Zgromadzeniu, ten błogosławił Rezajaszowi kreśląc znak krzyża swą właśnie stratowaną ręką.

— Chwała Panu, alleluja! Dzięki ci Panie za Brata Rezajasza! Bracie, prowadź! — ryczała sala.

Wierni wznieśli ręce ku niebu i mamrocząc pod nosem niezrozumiałe wyrazy zaczęli rytualnie obracać się w podskokach wokół swojej osi.

— Bracia i siostry… — zaczął Rezajasz. Wierni ucichli. — Bóg wskazał mi naszego nowego przywódcę…

— Re-za-jasz! — rozległo się jednomyślnie pod plastikowym sklepieniem, powtarzane coraz głośniej przez wyrokujący tłum.

— Bracia … — wierni znów natychmiast ucichli — Bóg chce by naszym nowym guru był brat Tewu.

kawalec
O mnie kawalec

czasem coś mi świta więc pisuję

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura