Kerakles Kerakles
275
BLOG

Bunt w Bobrujsku Marzec 1945

Kerakles Kerakles Kultura Obserwuj notkę 4
Nieznana historia Polaków na Kresach pod sowiecką okupacją 1943-1945. Nieznana historia "marynarkowców". Przymusowo wcielanych rekrutów do oddziałów przyfrontowych w sowieckim wojsku.

Bunt w Bobrujsku


Bunt poborowych Armii Czerwonej w Bobrujsku w marcu 1945 roku, jest jednym z wielu zupełnie wcześniej nie znanych w Polsce epizodów wspólnej gehenny Polaków i Białorusinów w okresie II WŚ na terenach zajętych przez Związek Sowiecki. O tyle jest istotny bo przedstawia nierozerwalne losy obu narodów w zmaganiach z rusyfikacją i sowietyzacją. Szczególnie jest to ważne dzisiaj kiedy sowieckie dogmaty, głoszone od wieków prymitywną propagandą, teraz za sprawą Kremla odżywają i nabierają nowej siły oddziaływania. 

Jest mi niezwykle trudno dotrzeć do źródeł dokumentów, nawet liczne artykuły zamieszczone w rosyjskojęzycznym internecie są anonimowe a redakcje portali na których zostały zamieszczone zastrzegają i „zastrzegają się”, „że nie jest to ich opinia”. W opracowaniu tego materiału korzystam z szerokich fragmentów tekstów pochodzących z internetu i w miarę możliwości staram się to podkreślać. Jednak czytelniku pamiętaj, że opieram się na źródłach i opracowaniach dostępnych tylko w internecie i ani ja ani ty ani nikt inny nie ma możliwości stworzenia opracowania historycznego ponieważ dokumenty są zastrzeżonych i niedostępne. 

 Historia „Buntu w Bobrujsku” bywa określana nawet mianem „Powstania w Bobrujsku” wyszła na jaw z tajnych archiwów sowieckich dopiero w 2002 roku. Prezydent Białorusi Łukaszenka wydał dekret w 2002 roku nr 579 „O przygotowaniu i przeprowadzeniu obchodów 60 rocznicy wyzwolenia Republiki Białoruś od najeźdźcy nazistowskiego i zwycięstwo narodu radzieckiego w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej”Jeden z punktów dekretu obiecywał weteranom różne świadczenia, przede wszystkim mieszkaniowe. W trakcie trwania rocznicowej kampanii pojawiła się grupa ludzi, którzy postanowili zainteresować opinię publiczną losem swoich krewnych. Zastraszani od dziesiątek lat sami uczestnicy wydarzeń przez całe lata pokornie milczeli. Od lat wpajano im „wady” w ich „bojowych” biografiach: nie byli na froncie, unikali walki i odmówili wyjazdu na front. Po wydarzeniach z marca 1945 w Bobrujsku zostali rozrzuceni na tyłach wojskowych jednostek pomocniczych. Aktywiści jednak nalegali na zbadanie sprawy, i w taki sposób z archiwów pojawiły się odtajnione dokumenty dotyczące Buntu w Bobrujsku i jego uczestników.

 Wyzwoleniu spod niemieckiej okupacji terytoriów Związku Radzieckiego w latach 1943-1945 towarzyszyły nie tylko znane wszystkim krwawe walki na frontach, ale także prawdziwe tragedie na tyłach. Byli w nie zaangażowani zarówno legendarni dowódcy, jak i przyszli sowieccy mężowie stanu, którzy napisali tomy wspomnień, w których jednak „cierpili na wybiórczą utratę pamięci”. Do takich tragicznych wydarzeń należy w szczególności bitwa o Dniepr, w której Watutin, Żukow, Rokossowski i Chruszczow utopili w rzece od 250 do 270 tysięcy nowo zmobilizowanych Ukraińców. Podczas ofensywnej operacji „Bagration” na Białorusi wybitni dowódcy Bagramian, Czerniachowski, Rokossowski, Żukow i Wasilewski wrzucili do sowieckiej „maszynki do mięsa” 150 tys. Białorusinów i Polaków świeżo zwerbowanych rdzennych mieszkańców Białorusi. Te dwie ofensywne operacje przyniosły jedne z największych strat Armii Czerwonej, m.in. i wśród rekrutów zmobilizowanych z wyzwolonych terytoriów okupowanych oraz z zajętych terytoriów Rzeczypospolitej.  


 Zgodnie z sowiecką narracją i wyjątkową bolszewicką „logiką” mieszkańcy ziem okupowanych przez Niemców byli „winni i powinni własną krwią zmyć swoją winę”. „Wina" wszystkich była taka sama bo znajdowali się na terenach okupowanych przez Niemców a nie wycofali się z Armią Czerwoną: część uciekła z niemieckiej niewoli (poddali się do niewoli czyli byli zdrajcami), część ukrywała się przed Niemcami czyli „siedzieli cicho”, część dopiero dorosła i była już w wieku poborowym, część nie została powołana w 1941 ze względów zdrowotnych lub ze względu na wiek. To wystarczyło aby zarówno 15-latkowie, jak i 60-latkowie, mieszkańcy oswobodzonych od Niemców terenów zostali przymusowo „zagarnięci” do Armii.  „Zagarnięcia” takie zostało zalegalizowane rozporządzeniem Naczelnego Dowództwa z dnia 9 lutego 1942 r. nr 089 „W sprawie poboru obywateli na ziemiach wyzwolonych do tworzenie pułków rezerwowych”(zał. 1) . Radom wojskowym armii nadano prawo powoływania osób nadających się do służby wojskowej do pułków rezerwowych. Zgodnie z rozkazem w pułkach, dywizjach i brygadach utworzono jednostki specjalne odpowiedzialne za mobilizację wojskową oraz prace ewidencyjne i poborowe. Nazywa się je popularnie „polowymi biurami werbunkowymi” ( ros. Полевой военкомат lub военно-полевой военкомат). Ze względu na swoje przeznaczenie nie były stałymi strukturami sztabowymi, lecz tworzono je czasowo w zależności od zapotrzebowania na rekruta lub na czas mobilizacji w dowolnej miejscowości. Oddziały te nie miały ani struktur ani zaplecza do prowadzenia szkolenia wojskowego poborowych. Były doraźnym instrumentem przy pomocy, którego dowódcy odcinków frontu ogłaszali „mobilizację” i siłą wcielali okolicznych mieszkańców do oddziałów. Niemal zawsze mobilizacja wyglądała jak nalot na męską populację z przesłuchaniami i szeroko zakrojonymi obławami idącymi od wsi do wsi, od domu do domu i od drzwi do drzwi. „Pojmani” byli przymusowo doprowadzani do pułku rezerwowego. Pułk rezerwowy miał prześwietlać, przygotowywać i szkolić bojowo ten kontyngent w strefie działania swoich armii. Jednak w praktyce zmobilizowanych, często cywilnych ubraniach, nieubranych w wojskowe mundury a nawet nieuzbrojonych, od razu wyrzucano na linię frontu w postaci „mięsa armatniego” – na pola minowe, na stanowiska ostrzału wroga, na odwracające uwagę ataki…

 Zgodnie z oficjalną historiografią sowiecką nigdy w historii Krasnej Armii nie było „polowych biur werbunkowych”. Zachowały się jednak liczne dowody dokumentujące i świadczące o istnieniu od lata 1941 r. praktyki mobilizowania mieszkańców przez dowódców jednostek wojskowych. Jako przykład podaję poniżej kserokopię zaświadczenia o mobilizacji sołectwa z polowego biura werbunkowego z dnia 12.07.1941 r., zgodnie z rozkazem KVO z dnia 9.07.1941 r., wydanym w 1947 r.  (zał. 2) Wygląda na to, że Rozkaz nr 089 z 9 lutego 1942 jedynie legalizował dotychczasową praktykę. Dowództwo sowieckie wydało specjalne zarządzenie, które wskazywało na potrzebę szerszego wykorzystania takiego źródła uzupełniania wojsk, jak mobilizacja osób zdolnych do służby wojskowej z wyzwolonych regionów. Armia i służby polityczne otrzymywała praktycznie carte blanche na „wykorzystanie” zasobów ludzkich. Z całym prawdopodobieństwem możemy przypuszczać, że korzystali przy tym z wszelkich dostępnych na danym terenie sowieckich instrumentów: donosów, opinii miejscowych komisarzy po to aby przy okazji oczyścić teren z ludzi skompromitowanych współpracą z Niemcami, niepewnych politycznie czy po prostu ludzi z różnych przyczyn niewygodnych dla sowieckiej władzy bo np. byli narodowości polskiej. Tłumaczono to też potrzebą oczyszczenia obszarów przyfrontowych z elementu, które mogłyby ewentualnie zaszkodzić Armii Czerwonej działaniem dywersyjnym. Natomiast konieczność podjęcia doraźnych działań mobilizacyjnych, które nie są charakterystyczne dla frontowych oddziałów będących w trakcie wykonywania zadań bojowych (mobilizacja i przeszkolenie wojskowe wymagały dodatkowych wysiłków) tłumaczono trudnościami i brakiem wystarczającej ilości środków transportu. Zatłoczenie linii dostaw rzekomo nie pozwalało na terminowe dostarczenie nowych posiłków przygotowanych na tyłach na linię frontu. Jednocześnie w dokumencie podkreślono, że na tyłach jest wystarczająca ilość siły roboczej, aby zaspokoić wszystkie potrzeby armii. Tłumaczenie takie jest już na pierwszy rzut oka kłamliwe, gdyż wielkie operacje wojskowe jak „Bagration” przygotowywano z wyprzedzeniem wielu miesięcy.

 Później nakaz poboru został zastąpiony zarządzeniem Naczelnego Dowództwa nr 0430 z dnia 15 października 1943 r. „W sprawie trybu poboru osób odpowiedzialnych za służbę wojskową na terenach wyzwolonych spod okupacji niemieckiej”. W związku z prowadzonym masowym werbunkiem przez oddziały, zabroniono prowadzenia mobilizacji dowódcom dywizji i pułków. Czyli świadczy to o zupełnej samowoli jaka panowała na terenach zajmowanych przez jednostki sowieckie. Późniejsze „mobilizacje” prowadzone przez „polowe biura werbunkowe” miały też miejsce na wyzwolonych terenach obcych państw. Nowe rozporządzenia z października 1943 r. powstały po wyciągnięciu wniosków z „nieracjonalnego wykorzystania środków mobilizacyjnych” i zmobilizowanych przez polowe biura werbunkowe rekrutów częściej kierowano nie do walki, ale do budowy obiektów strategicznych na głębokich tyłach. To tylko świadczy o skali działania doraźnych akcji werbunkowych na zajętych obszarach i jak pokazuje historia nie zakończył samowolnych werbunków przez dowódców wojskowych.


 Duża liczba strat wśród zmobilizowanych poborowych doprowadziła do powstania wspólnej nazwy dla rekrutów powołanych przez polowe urzędy werbunkowe: „Marynarki”, „Czarne koszule”, „Czarna piechota”,„Chachłomiasorobka”, „Szaroskórzy”,„Czarna ścierka” i „Jednorazowi”. Nazwy te nawiązują do tego, że rekruci ubrani byli w cywilne ubrania, najczęściej w cywilnych marynarkach lub koszulach. 

 Niemieckie źródła wojskowe podały, że po pierwszym zdobyciu Charkowa wiosną 1943 r. do Armii Czerwonej zmobilizowano ok 15 tysięcy osób w wieku od 15 do 45 lat, które zostały wysłane na front bez przygotowania. Mężczyźni ci byli ubrani po cywilnemu i praktycznie nie mieli broni (1 karabin był używany na 5-10 osób). To nie przypadek, że Niemcy nazwali tych ludzi „Beutesoldatenen” -co możemy przetłumaczyć jako „żołnierze- łupy” (wojenne, sowieckie łupy wojenne). Nawet dla frontowych Niemców to zjawisko było tak szokujące, że nie mogli zrozumieć aby Sowieci używali nieuzbrojonych własnych obywateli do ataku na umocnione pozycje. Doszli zatem do błędnego wniosku: „Sowieci całkowicie wyczerpali swoje zasoby ludzkie i teraz rzucają do walki młodzież i starców zmobilizowanych z miejscowej ludności”.


 Dużym problemem stanowi brak jakichkolwiek ewidencji w dokumentach oddziałów działających w warunkach frontowych i sowieckiej rzeczywistości. „Marynarki” bywały rzucone do doraźnych walk, nawet jeszcze zanim zostali wprowadzeni na listy racji żywnościowych. To powoduje, że ich liczba nie jest do dziś znana. Jak to jest możliwe, że zniknęła bez wieści taka masa ofiar. Może częściowej odpowiedzi udziali nam znaleziona relacja: 

„…cała 8 Armia Gwardii została wycofana z przyczółka, tracąc do 70% personelu…”. „…W jednostce wszyscy oficerowie są nowi: od dowódcy batalionu po dowódcę. Pokazałem nowemu zamkombatowi (zastępca dowódcy batalionu) listy żołnierzy do odznaczenia (z walk prowadzonych przez oddział poprzedniego dnia), ale on się nie zgodził. Powiedział, że nie brał udziału w bitwach i nic nie wie…”.” … uzupełnienia ze szpitali i z obywateli, którzy pozostali na okupowanym terytorium. Nie były one jednolite, dlatego przezywano je „Czarnymi koszulami”. W dywizji było ich ponad 50%. W ogóle nie umieli posługiwać się bronią. Trzeba było nauczyć ich posługiwania się bronią, celnego strzelania. W ciągu 7 dni ukończono i przeszkolono 243 dywizję. A oto nowy rozkaz: zrobić marsz 40 kilometrów. Przeszliśmy całą drogę bez odpoczynku…” W takich warunkach zrozumiałe wydaje się, że dowódcy nie dbali o ewidencję.  „…Z marszu nasza dywizja wkroczyła do bitwy, zastępując inną potrzebującą odpoczynku. Walka była zacięta, (…) Zdarzały się przypadki, kiedy nasze czołowe jednostki, widząc dużą liczbę niemieckich czołgów, uciekały, zwłaszcza „Czarne koszule” się ich obawiały. Polityczny skład pułku i rezerwa powstrzymał zbiegów…” W jaki sposób polityczny skład pułku „powstrzymał zbiegów”, możemy się tylko domyślać. 

A tutaj jest historia jednego z „Jednorazowych” który przeżył wojnę ale nikt nigdy nie upomniał się o niego a on prawdopodobnie jedynie czego pragnął to tego aby władza sowiecka i o nim zapomniała. Jak podaje internauta, wszystko wskazuje na to, że jest to jedna z „Czarnych koszul” opisana w relacjach powyżej. „Nagroda po 58 latach. 76-letni Iwan Czesnokow z gospodarstwa regionu Pridonsky Verkhnedonsky otrzymał nagrodę, która znalazła go 58 lat później. W 1943 roku rozkazem dowódcy 906 pułku piechoty do medalu „Za odwagę” nominowano 18-letniego szeregowca Iwana Czesnokowa. W rejonie Kurska został ranny, a po szpitalu był już w innej jednostce. Nagroda przepadła. Potem była kolejna rana i - decyzja komisji lekarskiej „nie nadający się do walki". W tym samym 1943 roku żołnierz wrócił do swojej rodzinnej miejscowości.” (gazeta elektroniczna Rostowa„ Życie ”nr 19, 2001) 

Znane są szacunkowe dane z różnych sektorów frontów i okresów, w których rekruci „z obywateli” byli powoływani do armii. We wrześniu-listopadzie 1943 r. podczas bitwy o Dniepr zmobilizowano około 300 tysięcy „Marynarek”. We wrześniu 1943 r. do formacji Frontu Południowego dołączyło 120 tys. osób z regionów Donbasu. I w sumie tylko z Ukrainy, według danych ekspertów, ponad 900 tysięcy osób zostało wezwanych przez „polowe biura poboru”.

Oficjalna historiografia sowiecka, negując istnienie „polowych biur werbunkowych”, nie podaje danych o liczbie powołanych i zabitych z terenów okupowanych. Jednak w setkach wspomnień żołnierzy frontowych pojawiają się wzmianki o używaniu „Marynarek”, a na okupowanych terytoriach Ukrainy, Białorusi, Mołdawii i niektórych regionach Rosji zachowały się wspomnienia tysięcy naocznych świadków. 

Jednocześnie prosowieccy badacze całkowicie odrzucają istnienie „Marynarek”, argumentując to brakiem dokumentów. Oczywiście oficjalnym sowieckim tłumaczeniem są obiektywne powody dla których nowo przyjęte rezerwy nie przeszkolono do walki ale też i źródła oficjalnie podają przykłady wysłania rekrutów bez broni czy bez mundurów i oczywiście bez odpowiedniego przeszkolenia. 

  

 Według szacunków można przyjąć, że jednostki Armii Czerwonej w latach 1943-1944 zmobilizowały ok. 1,5-2 mln osób, które zamieszkiwały na zajętych terenach. Prawie wszyscy zginęli i są uznani za zaginionych.


 Kolejnym ważnym zagadnieniem istnienia w Armii Czerwonej „Marynarek” jest polityka Kremla wobec podbitych narodów, którą pokrótce spróbujemy naszkicować. Na froncie ukraińskim powstał termin określający świeżo wcielonych rekrutów „Chachłomiasorobka”, „Chachoł” to pogardliwe określenie osób narodowości ukraińskiej można przetłumaczyć jako "ukraińska maszynka do mięsa”, „ukraińskie mięso armatnie”. Tematem zajęli się ukraińscy historycy badający okres II WŚ. Ze zrozumiałych względów w prosowieckiej Białorusi nikt oficjalnie nie podjął się badania tego tematu. 

Władysław Grinewicz, znany ukraiński historyk pisze: „Sowiecka historiografia jako całość ominęła ten problem, ponieważ krył w sobie wiele nieatrakcyjnych i szczerze niebezpiecznych wątków, zdolnych do zniszczenia rodzącego się mitu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Katastrofa 1941 r. i późniejsza okupacja niemiecka wyraźnie pokazały nielojalność ludności ukraińskiej wobec reżimu sowieckiego. Ale dla tych ostatnich nie była to wielka tajemnica. Oceniając reakcję ludności republiki na okupację niemiecką, sekretarz KC KPZR U D.S. Korotczenko w notatce do NS Chruszczowa zauważył: „Bezwzględna większość ludności cywilnej na Ukrainie nie chciała kontynuować walki z Niemcami, ale próbowała na różne sposoby dostosować się do reżimu okupacyjnego”. Jeszcze w 1941 roku powstał mit „ukraińskiej zdrady narodowej”. Chruszczow wspominał, w swoich pamiętnikach, że sowiecki generał Kirył S. Moskalenko mimo swego ukraińskiego pochodzenia był bardzo rozgoryczony postawą swoich rodaków, nazywał ich zdrajcami oraz wzywał do wywózki wszystkich Ukraińców na Syberię. Późniejszy Marszałek ZSRR Moskalenko od 1943 roku dowodził 38 Armią Frontu Ukraińskiego, czego zatem możemy się spodziewać na terenach zajętych przez sowieckiego dowódcę z takim nastawieniem do miejscowej ludności i mający takie instrumenty prawne w ręku, nieograniczoną niczym władzę i brak jakiejkolwiek kontroli. Wprowadził katastrofalną w skutkach politykę natychmiastowego użycia rekrutów w działaniach wojennych. M. Doroszenko opisał w swoich wspomnieniach jak poborowi zostali zmuszeni do bitwy bez broni, każąc im zdobyć broń w walce. Jednocześnie politrucy głosili: „Musicie własną krwią, zmazać swoją „winę” wobec Ojczyzny i Stalina”. Wśród wojsk sowieckich panowały negatywne nastroje wobec „siedzących cicho w latach okupacji”. Do dziś dla nikogo z krajów postsowieckich nie jest tajemnicą, że rekruci z dawnych terenów okupowanych byli ludźmi drugiej kategorii, do których nie było pełnego zaufania na froncie. 

 

W naprędce organizowanych przez liniowych bojców punktach werbunkowych panowały straszne warunki socjalne charakterystyczne raczej dla obozów koncentracyjnych niż koszar dla rekrutów. Nowi rekruci często spali na gołej ziemi, gołym betonie bez łóżek, materacy czy nawet kocy. Punkty zbiorcze były otoczone przez uzbrojonych strażników, którzy pilnowali poborowych a jednocześnie strzegli punktów zbornych przed rodzinami rekrutów. Nierzadko rekruci przetrzymywani byli w naprędce utworzonych obozach za drutami kolczastymi. Szczególnie takie postępowanie powszechne było na zajętych terenach Rzeczypospolitej. Komitet Centralny Komunistycznej Partii Białorusi w dokumentach określał rekrutów jako jeńców co wskazuje na to, że był to element polski lub politycznie niepewny przeznaczony do likwidacji. Co wpisuje się w prowadzona przez Kreml politykę bezwzględnego traktowania rdzennych mieszkańców Rzeczypospolitej. Liczne kolumny rekrutów konwojowane pod lufami gotowych do strzału pepesz pokazały prawdziwą twarz oraz utrwaliły obraz sowieckich „wyzwolicieli”. Pozostając na Froncie Ukraińskim wspomnę „metodę” eliminowania elementów niepewnych politycznie zastosowaną w Operacji Dukielskiej. Wielkiej krwawej bitwie, która miała jedynie na celu wyniszczenie elementu Ukraińskiego, Kazachskiego oraz doprowadzenia do upadku powstania antyniemieckiego na Słowacji. Ten ostatni epizod znamy dobrze z tragicznych doświadczeń Powstania Warszawskiego. Podobną metodę likwidacji „elementu niepewnego” zastosowano wobec Polaków I Armii WP rzuconych w zimowe mrozy bez wsparcia broni ciężkiej na Wał Pomorski a póżniej bez wsparcia i przeszkolenia na Kołobrzeg. II Armię WP wykrwawiono na południowej flance w Operacji Budziszyńskiej. Zauważmy, że do końca wojny oddziały polskie operowały na skrajnych skrzydłach Operacji Berlińskiej ponoszą krwawe dotkliwe straty. 

Znamy też podobne przypadki tworzenia „obozów przejściowych” w 1944 roku na Lubelszczyźnie w Hańsku i Krasówce gdzie na ogrodzonych drutem kolczastym szczerym polu w dołach wykopanych w ziemi utworzono punkty zborne w których gromadzono ujętych Polaków. Jest to dotychczas zupełnie niezbadany przez historyków temat ale uderza podobny sposób działania jednostek sowieckich na zajętych obszarach przyfrontowych. 

Bezwzględne traktowanie ludności polskiej przez Sowietów jest nam powszechnie znane jednak moim zdaniem nie jest właściwie i gruntownie zbadane. Nie ulega żadnej wątpliwości, że sowieci systematycznie i z właściwą sobie bezwzględnością prowadził akcję oczyszczania terenów Rzeczypospolitej na wschód od linii Curzona już od 1937 roku. W tym też celu bezwzględnie wykorzystywali i podsycali konflikty narodowościowe i społeczne w latach 1939- 1941. Uderza mnie, że nikt do tej pory nie podwiązał czystek etnicznych prowadzonych przez Ukraińców na Polakach z operacjami sowieckimi a przecież realizowały one założenia Kremla. 

 Wracając do Białorusi rozważmy działanie Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Białorusi oraz jej I Sekretarza Pantelejmona Kondratowicza Ponomarienke. W latach 1938–1947 pierwszy sekretarz KC Komunistycznej Partii Białorusi. W okresie 1941-1944 kierował z Moskwy ruchem partyzanckim na Białorusi. Na Plenum KC 27–28 lutego 1943 mówiąc o celach partyzantki radzieckiej na Białorusi Ponomarienko stwierdził „walka z wrogim polskim podziemiem jest nieunikniona”. Zgodnie z jego rozkazem polscy partyzanci mieli być rozbrajani, a kadra oficerska i stawiający opór żołnierze rozstrzeliwani. W celu wykonania tych poleceń partyzanci białoruscy podjęli ograniczoną współpracę z hitlerowcami. 22 czerwca 1943 za jego sprawą Komitet Centralny KP(b) Białorusi podjął na plenum w Moskwie uchwałę „O przedsięwzięciach w zakresie dalszego rozwijania ruchu partyzanckiego w zachodnich obwodach Białorusi” stwierdzającą, że „zachodnie obwody radzieckiej Białorusi stanowią integralną część Republiki Białoruskiej”, że „nacjonalistyczne oddziały i grupy tworzone przez polskie koła reakcyjne należy izolować od ludności przez tworzenie radzieckich oddziałów i grup, składających się z ludzi pracy narodowości polskiej” oraz że należy „wszystkimi sposobami zwalczać oddziały i grupy nacjonalistyczne”. Rozkaz ten stał się podstawą do mordu popełnionego 26 sierpnia 1943 przez sowiecką Brygadę Partyzancką im. Woroszyłowa dowodzoną przez płk Fiodora Markowa na 80 żołnierzach AK z oddziału Antoniego Burzyńskiego „Kmicica” działającego w rejonie jeziora Narocz. 30 listopada 1943 Ponomarienko wydał rozkaz dotyczący rozbrajania polskich oddziałów partyzanckich i rozstrzeliwania ich członków „w razie oporu”. Wykonując ten rozkaz, następnego dnia dowódca sowieckiej Brygady im. Stalina gen. Grigorij Sidoruk zaprosił na rozmowy do Prudziszcza partyzantów Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK na czele z dowódcą Zgrupowania, mjr Wacławem Pełką „Wacławem”, którzy zostali wówczas podstępnie rozbrojeni; część z nich przewieziono samolotem do Moskwy i osadzono w obozach internowania, a część (ok. 50 osób) zamordowano:. Ponomarienko późniejszy „pan i władca” Białorusi miał w przeszłości wiele sukcesów w utrwalaniu władzy sowieckiej na zajętych przez Armię Czerwoną terytoriach Rzeczypospolitej a przytoczony z internetu obszerny fragment jego życiorysu niech będzie wprowadzeniem do wydarzeń w Bobrujsku w 1945 roku. 

Sposób traktowania pojmanych i wcielonych do Armii Czerwonej tuż za linia frontu mieszkańców nie były tajemnicą dla ludności białoruskiej w 1945 r. Rekruci w obawie przed powtórzeniem ich losu, unikali mobilizacji, kryli się i uciekali do lasów. Prowadzono na nich regularne obławy wyłapując ich w chutorach, w leśnych obozach, prowadzono aresztowania na podstawie donosów miejscowych komunistów, odnajdywano ukrywających się w piwnicach własnych domów i siłą zabierano do ośrodków werbunkowych. Bardzo często schwytani rekruci z zachodnich regionów Białorusi udawali Polaków, chociaż w rzeczywistości również samych Polaków było sporo a wszyscy próbowali dostać się do Wojska Polskiego.

15 sierpnia 1944 roku został wydany przez PKWN dekret o częściowej mobilizacji i rejestracji ludności do służby wojskowej na terenach zajętych przez Armię Czerwoną. W okresie od sierpnia do grudnia 1944 r. na terenach obecnej Białorusi powołano ochotników narodowości polskiej do uzupełnienia Wojska Polskiego. Pod szyldem sowieckich wojskowych urzędów rejestracyjnych i rekrutacyjnych polscy oficerowie prowadzili pobór ochotników. W ten sposób z tych terenów do Wojska Polskiego wcielono 41 072 osoby. Znaczna część z nich była etnicznymi Białorusinami. Dowództwo sowieckie świadomie promowało pobór Białorusinów do jednostek polskich, uważając, że nie są oni związani z polskim podziemiem, które może wprowadzać swoich ludzi w szeregi Wojska Polskiego i próbować wpływać na nastroje żołnierzy. Ponadto wielu Białorusinów celowo podało się za Polaków podczas poboru, aby dostać się do Wojska Polskiego, niektórzy mieli już nawet doświadczenie w służbie w przedwojennym Wojsku Polskim. Ich niepolskie pochodzenie było tak oczywiste, że polscy oficerowie żartobliwie nazywali takich ludzi „wypełniający polską powinność”.

 Chęć dostania się do polskiej armii determinowało kilka czynników. Mieszkańcy pamiętali Armię Czerwoną jeszcze z czasów wojny polsko- bolszewickiej. W przedwojennej Polsce zgodnie z prawdą przedstawiano stosunek Armii Czerwonej do białoruskich rekrutów. Prawdziwość tego Białorusini poczuli już w latach 39-41 po wkroczeniu Sowietów 17 września 1939 roku. Dziesiątki tysięcy Białorusinów wywieziono w bydlęcych wagonach w latach 1940-41 do „najlepszych” regionów Uralu, Syberii i Azji Środkowej. Panowało ogólne przekonanie, że będąc w Wojsku Polskim, rekruci mieli nieporównywalnie większe szanse na przeżycie na froncie, ponieważ Polacy przeprowadzali wstępne przeszkolenie wojskowe. Ponadto wierzono, że polscy oficerowie bardziej cenią swoich żołnierzy i nie wyniszczają ich w bezsensownych atakach, jak robili to oficerowie sowieccy. Mimo silnych starań i tego, że bolszewicy starali się to ukryć ale powszechnie postrzeganie ideologii sowieckiej przez Białorusinów było negatywne. Wyzwolenie przez Sowietów było przez Białorusinów postrzegane jako okupacja, która w rzeczywistości tym właśnie była. Rząd Polski na uchodźstwie, emisariusze Armii Krajowej, głosili, że za wstawiennictwem Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii Związek Sowiecki zwróci poprzednio okupowane tereny Polski, czyli zachodnie obszary Białorusi zostaną w Polsce. W ten sposób Białorusini nie mieli motywacji, by umrzeć za obcy kraj i obce prawa. Niektórzy zauważają, że tuż przed wydarzeniami w Bobrujsku miała miejsce krwawa ofensywa wojsk sowieckich w Prusach Wschodnich w której poległo 150 000 żołnierzy w tym bardzo wielu Białorusinów, którzy mieli krewnych znajomych wśród rekrutów. 

 Mając na uwadze takie nastroje na zajętych terenach, sowieckie urzędy poborowe posuwały się powszechnie do oszustw i podstępów. W wielu przypadkach Polacy otrzymywali wezwania do Wojska Polskiego, ale trafiali do Armii Czerwonej. Polscy poborowi, mimo desperackich protestów, byli rejestrowani jako Białorusini i przymusowo wysłani do Armii Czerwonej. Aby pojmani poborowi nie rozproszyli się po drodze, dostarczano ich pułków jako więźniów, pod uzbrojoną eskortą. Dokumenty archiwalne zawierają wiele tragicznych faktów mobilizacji Polaków i Białorusinów do Armii Czerwonej. 

Oto tylko jeden z nich: „15 lipca tego roku (1944) eskortowano 159 zmobilizowanych ludzi z miejscowości Soły do miejscowości Wilejka (powiat mołodeczański, woj. Wileńskie), zmobilizowani zaczęli rozbiegać się do lasu. W wyniku użycia broni eskortujący zabili 18 i ranili 20 osób. Do Wilejki dostarczono tylko 3 osoby ”. Ale nawet jeśli udało się złapać „pojmanych” i dostarczyć ich na punkt zborny, nie oznaczało to, że na pewno dotrą na front. Na przykład 3 marca 1945 r. z Bobrujska na front w Prusach Wschodnich wysłano eszelon z uzupełnieniem, któremu towarzyszyło 30 oficerów. Na trasie, na odcinku Baranowicze-Wołkowysk, ze wagonów zdezerterowało 73 żołnierzy, głównie Polaków i Białorusinów.


Nieposłuszeństwo wcielonych do Armii Czerwonej ze wschodnich województw Rzeczypospolitej przejawiało się w wielu miejscach. Dosyć dobrze znamy to z relacji byłych AKowców.  W wielu z tych miejsc zamordowano znaczną liczbę poborowych. Kilkuset Polaków z Białorusi, którzy przybyli w grudniu 1944 r. w ramach uzupełnień do szeregów 19 Armii, zadeklarowało niechęć do służby w Armii Czerwonej i nalegało na przeniesienie do Wojska Polskiego. Twierdzili, że w 391 pułku rezerwowym wydano im książeczki wojskowe Armii Czerwonej, w których zostali zarejestrowani jako Białorusinami. Odmówili przyjęcia taki wystawionych książeczek. 

160 osób, które przybyły do 27 Dywizji Strzelców, odmówiły przyjęcia książeczek Armii Czerwonej wypisanych im w pułku rezerwowym, twierdząc, że są Polakami narodowości polskiej, a w rejestrach Armii Czerwonej zapisano, że są Białorusinami. 

Następny znany przypadek. Polacy, którzy przybyli do 18 Dywizji Piechoty zwracali się do każdego oficera, który z nimi rozmawiał, z prośbą o wysłanie ich do służby w Wojsku Polskim. 32 Polaków złożyło w tej sprawie zbiorcze oświadczenie. 

W 424 Pułku Rezerwowym, Polacy złożyli zbiorowe oświadczenie, w którym wskazali, że przyczyną niemożności złożenia przysięgi w Armii Czerwonej było to, że wielu z nich wcześniej służyło w Wojsku Polskim, gdzie już złożyli przysięgę i teraz uważają, że nie można dwukrotnie przysięgać, bo „przysięgali Bogu i Narodowi Polskiemu”.

 W takich wypadkach Smiersz „rozrywał Polaków na strzępy”. Żołnierze byli bezceremonialnie stawiani przed przed sądem wojennym i skazani na podstawie doraźnych wyroków na rozstrzelanie, mniej żarliwych „buntowników” z wysokimi wyrokami wysłano do GUŁAG-ów. Pododdziały, składające się z Białorusinów i Polaków, były rozwiązywane, rozpraszając rodaków między różnymi kompaniami i batalionami. Jednak do tej pory fakty nieposłuszeństwa nie miały charakteru masowego, ograniczały się do kilkuset uczestników, były wygaszone z reguły na szczeblu lokalnym i ukrywane przed naczelnym dowództwem.


 Zamieszki, które miały miejsce na półtora miesiąca przed zakończeniem II wojny światowej w stacjonującej w Bobrujsku 34 Rezerwowej Dywizji Strzelców, nabrały masowego charakteru, dlatego zostały sklasyfikowane jako bunt a nawet określane są jako „powstanie”. Na listach nadesłanych z obwodowych komisji wojskowych wszyscy rekruci byli wymienieni jako Białorusini. Część poborowych posiadała jednak dokumenty potwierdzające polskie pochodzenie (przedwojenne paszporty, metryki urodzenia, a nawet wydane już karty ewakuacyjne do Polski - podpisane przez członków komisji ewakuacji do Polski). Większość nowo przybyłych rekrutów stwierdziła, że otrzymali wezwania do Wojska Polskiego, a kiedy pojawili się w wojskowych komisjach poborowych, zostali oszukani i wysłano ich do Armii Czerwonej. Co ciekawe kilka osób, nadal, do dziś zachowało wezwania do komisji poborowych potwierdzające, że otrzymali karty powołania do Wojska Polskiego.

Od wszystkich, którzy deklarowali się jako Polacy, odebrano raporty o odmowie służby w Armii Czerwonej. Do 24 marca 1945 roku stwierdzonych było ponad tysiąc takich doniesień. Biorąc pod uwagę „okrągłą liczbę” jednego tysiąca w sowieckich dokumentach z całą pewnością możemy przypuszczać, że w rzeczywistości musiało ich być znacznie więcej. Należy podkreślić, co moim zdaniem jest kluczowe w tej historii, że wszyscy protestujący pochodzili z jednego rocznika poborowych urodzonych w 1927 roku, deklaracje złożyły:

W 282 Rezerwowym Pułku Strzelców- 424 poborowych

W 75 Rezerwowym Pułku Strzelców- 250 poborowych

W 71 Rezerwowym Pułku Strzelców- 206 poborowych

w 14 Rezerwowym Pułku Strzelców- 120 poborowych 

Wszyscy zażądali skierowania ich do Wojska Polskiego. 

Dodatkowo w 1 Batalionie 282 pułku 195 osób odmówiło złożenia przysięgi, deklarując: „Złożymy, tylko polską, i to w Wojsku Polskim”.


„Szeregowy 75. pułku strzelców rezerwowych Furs VV, zwracając się do żołnierzy kompanii, powiedział: „Nie jestem Polakiem, tylko Białorusinem, ale zapisałem się jako Polak. Kiedy ja i inni Białorusini zostaną odesłani do polskiej armii, będziemy otwarcie domagać się, aby rząd sowiecki oddał Polsce Zachodnią Białoruś i znowu zamieszkamy w Polsce.”


„Szeregowy A. Karaś, zwracając się do grupy rekrutów, powiedział: „Nie przyjmujmy broni. W ten sposób przeciągniemy szkolenie bojowe, a nieprzygotowani nie zostaną wysłani na front.” W innym przypadku powiedział: „Polska będzie aż do Smoleńska i będzie pod wpływem Anglii i Ameryki. Związek Radziecki nie będzie miał żadnego znaczenia, będzie rządzony przez sojuszników.”


 Po odmowie złożenia przysięgi rekruci rozpoczęli akcje protestacyjne. 23 marca 1945 r. w drodze do łaźni, 4 poborowych z nowo przybyłej kompani uzupełnień usiadło na chodniku i odmówiło pójścia dalej. Po próbie zmuszenia ich do powstania, młodszy porucznik kazał sierżantowi aresztować buntowników i doprowadzić do wartowni. W tym momencie cała kompania stanęła w obronie i nie pozwoliła na aresztowanie swoich kolegów. Dopiero po tym, jak dozorujący żołnierze otworzyli ogień z karabinów maszynowych nad głowami poborowych, kompania uformowała się i udała się do łaźni. 

 To już były poważne zamieszki.

Aby ocenić zaistniałą sytuację, B. Nikołajew, instruktor wydziału wojskowego KC KP (b) B, został wysłany z Mińska do zbadania sprawy na miejscu. Czytamy w dokumentach: „34. dywizja strzelców rezerwowych jest rozmieszczona w mieście Bobrujsk, przygotowując szeregowców i podoficerów do uzupełnienia jednostek frontowych Armii Czerwonej. Termin szkolenia w dywizji waha się od 25 dni do 6 miesięcy. Sztab dowództwa, pracownicy polityczni i organizatorzy partyjni dywizji stają w obliczu odpowiedzialnego zadania w krótkim czasie zbadania i przygotowania nowego uzupełnienia.” Zwróćmy uwagę na zadanie „zbadania” nowego uzupełnienia, zatem pułki szkoleniowe pełniły funkcję obozów filtracyjnych.

  2 kwietnia 1945 znany już nam, Generał porucznik Ponomarenko, pierwszy sekretarz KC KP(b) Białorusi, otrzymał obszerny raport od B. Nikołajewa, który już wrócił z Bobrujska: „O obecnej sytuacji w 34. Dywizji Strzelców Rezerwowych w Bobrujsku”. A oto preambuła raportu: „W związku z wejściem do dywizji dużych kontyngentów odpowiedzialnych za służbę wojskową z zachodnich regionów Białorusi, w tym poszczególnych grup, które przez kilka miesięcy unikały mobilizacji i ukrywały się w lasach, osoby, mało żyjąc w warunkach władzy sowieckiej, byli narażeni na wieloletnią antysowiecką agitację i mając w tej chwili w swoim gronie popleczników londyńskiego rządu emigracyjnego, niemieckich agentów, którzy wszelkimi sposobami próbują skorumpować nowe zasilenie Armia Czerwona - dowództwo dywizji stanęło w obliczu faktów zorganizowanej niesubordynacji, sabotażu i zbrodni kontrrewolucyjnych. W marcu część nowo przybyłych żołnierzy z rejonu Mołodeczna odmówiła kąpieli i przyjęcia mundurów Armii Czerwonej, oświadczając: „Jesteśmy Polakami, nie chcemy służyć w Armii Czerwonej i domagamy się wysłania nas do wojska polskiego”.


Grupa licząca nawet 100 czy 200 protestujących mogła zostać uznana za zdrajców, szpiegów, osądzona w pokazowym procesie przed trybunałem wojskowy i rozstrzelana. Ale jeśli były ich tysiące? Buntowali się nie tylko rekruci z rejonu Mołodeczna, ale, jak donosi szef sztabu dywizji ppłk Fiodorow, także z Połocka, Wilejki, Baranowicz, Pińska, Polesia. A działo się tak nie tylko w 34 dywizji w Bobrujsku… A co najistotniejsze i co warto podreślić uczestnikami protestu, nie byli tym razem, jedynie protestujący narodowości polskiej ale w dużej części byli to również rdzenni Białorusini. Sądzę, że ten fakt był szczególnie niewygodny dla władzy sowieckiej. To duże zaangażowanie w Bunt Białorusinów świadczą i wspomnienia i dokumenty i sposób postępowania z protestującym. Buntownicy nie zostali rozstrzelania jak praktykowano to wobec Polaków w powyżej podanych znanych przypadkach a rozesłania i rozproszeni po jednostkach w głębi Związku Sowieckiego. Prawdopodobnie obawiano się szerokich rzesz społeczeństwa białoruskiego i skutków takiego rozwiązania dla władzy sowieckiej. Oczywiście rozgłos o wydarzeniach był groźny dla nastrojów społecznych i jednocześnie dla samego politycznego kierownictwa Białorusi, postanowiono sowieckim zwyczajem aferę uciszyć. Zastosowano proste rozwiązanie: rozproszono poborowych z zachodnich regionów Białorusi do różnych jednostek wojskowych na Syberii, Uralu i innych odległych regionów Sowietów. Wszyscy otrzymali adnotację „DMB-1951” co oznaczało, że dopiero w 1951 zaczęto ich zwalniać z Armii Czerwonej. W aktach osobowych „zesłańców” sporządzono odpowiednie zapisy, które nie pozwoliły im nawet na otrzymanie masowego medalu „Za zwycięstwo nad Niemcami”, który dawał uznanie uczestnikowi wojny. Wszelkie materiały dotyczące zamieszek zostały utajnione.

Wydarzenie „przypadkowo” zobaczyło światło dzienne a przecież jest to tylko jedna z wielu istniejących sowieckich dywizji rezerwowych i dotyczy tylko jednego rocznika poborowych. 

Oficjalnie na Białorusi przedstawia się poborowych jako podłych tchórzy uchylających się do walki. „Wydaje się, że czas się zmienił. Wydaje się, że zmieniła się idea wartości ludzkiego życia. Wydaje się…”

Jak pisze jeden z białoruskich internautów, „na całą prawdę trzeba będzie jeszcze poczekać”.


 Młodzi chłopcy, rekruci w wieku 17-18 lat nie mający jeszcze doświadczenia życiowego, jak podaje raport komisarza Nikołajewa „nie znający władzy sowieckiej” ale urodzeni już w Rzeczypospolitej, w wolnym kraju i w kręgu kultury łacińskiej i europejskiej. Prawdopodobnie ukończyli pierwsze klasy w przedwojennych polskich szkołach w których poznali światopogląd wolnego chrześcijańskiego europejskiego społeczeństwa. Może nie doskonałego ale na tyle byli już dorośli i dojrzali aby porównać stosunki społeczne panujące w przedwojennej Polsce z „wolnością” jaką przywiozły sowieckie tanki 17 września 1939 roku. Prawdopodobnie na własnej skórze poczuli różnice między polską szkoła podstawową a edukacją sowiecką. Byli już na tyle dorośli aby mogli brać udział w konspiracji, pomocy partyzantom może nawet uczestniczyli w walkach czy związanych z tym wydarzeniach a jednocześnie na tyle byli młodzi i naiwni aby sądzić, że ma to dla Sowietów jakiekolwiek znaczenie. Widzieli tragedię niemieckiej okupacji i zetknęli się z germańska butą i nieludzkim terrorem jaki przynieśli ze sobą Niemcy. Potrafili już w tym wieku poradzić sobie z wieloma sytuacjami o których dzisiejszym pokoleniom nawet się nie śni w sennych koszmarach. Okupacja niemiecka prawdopodobnie nauczyła ich i zaradności i umiejętności zadbania o siebie i własne interesy. A pamiętajmy, nie było to pokolenie wychowane pod sowieckim batem posłuszeństwa ale pokolenie urodzone w wielokulturowej Rzeczypospolitej w której podmiotem była jednostka i szacunek dla człowieka. Przez ostatnie miesiące widzieli panoszących się sowieckich sołdatów, rekwizycje, przymusowe branki do armii starszych braci i ojców. W tej sytuacji obraz Polski, który nosili w dziecięcej pamięci był dla nich rajem utraconym. Beztroskie lata dzieciństwa nawet jeśli nie były dostatnie to w obecnych warunkach sowieckiej rzeczywistości, donosów, nienawiści i poniżania człowieka mogły być dla tych młodych ludzi kierunkiem ucieczki. Dlatego szansa dostania się do Wojska Polskiego jawiła się im jako ratunek i niewątpliwy sposób na poprawę własnego losu. Jednocześnie młodzieńcza zadziorność i prawdopodobnie naiwna wiara w ideały dodały im sił do protestu. Musimy podkreślić, że młodzi ludzie nie chcieli, jak komentuje to rosyjskojęzyczny internet, uchylić się od wstąpienia do wojska, uniknąć walk, zadekować się na tyłach. Jako potwierdzenie takiej hipotezy, która jest wygodnym dla Sowietów tłumaczeniem żywiołowych protestów, są wyjęte z tysięcy oświadczeń uczestników, pojedyncze zeznania, które faktycznie tak to próbują przedstawić i udokumentować a przynajmniej rzucić na bunt negatywne światło. Poborowi chcieli za wszelką cenę dostać się do Wojska Polskiego. To był marzec 1945, żołnierz polski walcząc „ramię w ramię z żołnierzami Armii Czerwonej” nie szczędził krwi ani wiosną 45 ani jesienią 1943 i podawanie argumentu jakoby Wojsko Polskie nie brało udziału w tak intensywnych walkach jak Armia Czerwona jest wyssaną z palca nie mającą potwierdzenia w faktach bzdurą. Po za tym, skąd niby 17 latkowie na Białorusi, wiosną 1945 roku mogli wiedzieć w jakich warunkach walczą Polacy a w jakich Sowieci. Nawet jeśli przyjmiemy, że ówczesna propaganda sowiecka kładła większy nacisk na wkład wojenny Sowietów niż na udział jednostek polskich w walkach to nie sądzę, aby przedstawiała Białorusinom Wojsko Polskie jako kurort wypoczynkowy dla młodzieży. Niewątpliwie wydarzenia w Bobrujsku były dla administracji sowieckiej wielkim zaskoczeniem. Niewątpliwie nie byli na to przygotowani ani nie potrafili sobie z tym poradzić tak łatwo i szybko jak robili to wcześniej, krwawo tłumiąc wszelkie przejawy polskości i nieposłuszeństwa. Niewątpliwie pierwszy raz spotkali się z tak zdecydowanym i szerokim wspólnym oporem poborowych narodowości polskiej ale i białoruskiej. Jest bardzo prawdopodobne, że bunt ten umożliwiła buta sowieckiej władzy. Prawdopodobnie, nigdy wcześniej pobór nie był tak jednolity rocznikowo a przez to pozbawiony osób starszych wiekiem, doświadczonych i pokornych. Powołanie do jednostek wojskowych jednego rocznika poborowych z „nowego pokolenia” mogło być przyczyną „Powstanie w Bobrujsku”. Pokolenia ludzi urodzonych w wolnej Polsce. Jak podają dokumenty, zamieszki wystąpiły jednocześnie we wszystkich lub przynajmniej z tego co wiemy w wielu dywizjach szkoleniowych na terenie całej Białorusi. Nigdy wcześniej ani później nie wystąpiły tak masowe protesty poborowych. Wiemy, że kierownictwo partyjne Białorusi miało poważne obawy o swoją przyszłość i uważało, że ich kariery w aparacie władzy wiszą na włosku. Sądzę, że już po wszystkim zadawali sobie sprawę z błędu jaki popełnili. Ale jednocześnie widzimy, bezradność władzy sowieckiej i pełne zaskoczenie postawą zamieszkujacych tereny Rzeczypospolitej rdzennych mieszkańców. Tak przestraszyli się masowych wystąpień, że nie rozstrzelali wszystkich tylko rozesłali po całym Sowieckim Sojuzie licząc na to, że do demobilizacji w 1951 roku nikt z uczestników protestów nie przeżyje albo uda się przerobić go na „sowieckiego człowieka”. Tak się nie stało. Pozbawieni przywilejów, okradzeni z przeszłości i szacunku przedstawiciele całego pokolenia młodych obywateli przedwojennego Polskiego Państwa przeżyli. Po latach dali świadectwo swojej odwagi, przywiązania do wartości kultury łacińskiej i kultury europejskiej. I nasza pamięć o nich niech będzie pomnikiem ich niezłomności, niezłomności ich charakterów i pomnikiem braterstwa Polaków i Białorusinów. Nie pierwszy raz Polacy i Białorusini ramię w ramię walczyli z rosyjska nawałą i dzięki temu szczególnemu poczuciu łączącej nasze narody wspólnoty udało się, i im i nam, zachować swoją tożsamość narodowa i siłę do walki o lepszą przyszłość dla kolejnych pokoleń. 


Dariusz Wołosiuk


Warszawa, dn. 2022.01.04

Kerakles
O mnie Kerakles

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura