Postanowiłem zabawić się i chwilkę czasu poświęcić na sprawdzenie, jakie uczelnie kończyli amerykańscy laureaci Nagrody Nobla. Ograniczyłem się do nagród z fizyki, bo akurat ta dziedzina najbardziej mnie interesuje.
Wziąłem pod uwagę tylko tych Amerykanów, którzy zdobywali stopnie (licencjat i/lub doktorat) na uniwersytetach w Stanach. To zresztą ogromna większość amerykańskich noblistów z fizyki. Chciałem zobaczyć, które uniwersytety „wyprodukowały” najwięcej laureatów. Ponieważ bardzo często B.S. i Ph.D. robi się na różnych uczelniach, przyjąłem następującą zasadę: uniwersytet dostaje 1 punkt za laureata, który uzyskał na nim B.S. (lub równoważny stopień), i taki sam 1 punkt za doktorat. Tak więc np. R. Feynman „obdarował” po jednym punkcie MIT i Princeton (bo na pierwszej z tych uczelni uzyskał B.S., a na drugiej - Ph.D.), zaś za odkrywcę pozytonu, C.D. Andersona, Harvard dostał 2 punkty (bo ten noblista zdobył na tym uniwersytecie zarówno licencjat, jak i doktorat).
A oto podsumowanie mojego riserczu.
Amerykańskich noblistów spełniających powyższe kryterium jest 73. Stopnie uzyskiwali na zaledwie 46 uczelniach. Czołówka punkowa wygląda następująco:
-
Harvard 17
-
Columbia 15
-
MIT 14
-
U. of Chicago 12
-
CalTech 10
-
Berkeley 9
-
Princeton 7
Z pozostałych 39 uczelni żadna nie uzyskała więcej niż 4 punkty (a jest wśród nich również wiele znanych firm, takich jak Cornell, Stanford czy Yale).
Wniosek? Jeżeli młody człowiek chce zrobić wielką karierę w fizyce, to niech stara się – o ile to możliwe – studiować na jednym z uznanych uniwersytetów. Nieprawdaż?
Prawdaż.
Sześć praw kierdela o dyskusjach w internecie: 1. Gdy rozum śpi, budzą się wyzwiska. 2. Trollem się nie jest; trollem się bywa. 3. Im mniej argumentów na poparcie jakiejś tezy, tym bardziej jest ona „oczywista”. 4. Obiektywny tekst to taki, którego wymowa jest zgodna z własnymi poglądami. 5. Dyskusja jest tym bardziej zawzięta, im mniej istotny jest jej temat. 6. Trzecie prawo dynamiki Newtona w ujęciu internetowym: każdy sensowny tekst wywołuje bezsensowny krytycyzm, a stopień bezsensowności krytyki jest równy stopniowi sensowności tekstu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo