W latach osiemdziesiątych, zaraz po studiach, pracowałem dwa lata w podpoznańskiej szkole. Uczyła tam nauczycielka pochodząca z Kalisza, która pełniła funkcję sekretarza POP PZPR. Ta nominalna komunistka opowiadała ciekawe, zupełnie nieateistyczne historie ze swojego dzieciństwa. Jedna, którą przytoczę dziś - w dzień świętego Józefa, zapadła mi w pamięci.
Rodzina mojej szkolnej znajomej, którą nazwijmy tu Aliną, zamieszkała po wojnie w poniemieckiej kamienicy. W mieszkaniu, które zajęli, został po poprzednich właścicielach olejny, przyczerniały ze starości obraz przedstawiający "świętą rodzinę". Wisiał on nad drzwiami wejściowymi w przedpokoju. Pewnego dnia przed południem przechodząca obok uchylonych drzwi do przedpokoju mama Aliny, dostrzegła zamiast zwykłe panującego tam półmroku niezwykłą jasność. Myśląc, że to Alina zapomniała wyłączyć światło, zawołała ją, ale gdy stanęła w progu, ujrzała, że to nie żarówka, tylko święty obraz umieszczony nad drzwiami wejściowymi płonie niesamowitym, jaskrawym światłem. Trwało to jakieś dwadzieścia sekund, w tym czasie również Alina stanęła za mamą i patrzyła oniemiała na to, co się dzieje. "Wyglądało to, jakby ktoś spawał, albo palił zimne ognie, z obrazu tryskały iskry." - opowiadała po latach Alina. Kiedy ogień zgasł i wrócił mrok, mama z córką włączyły światło i ujrzały rzecz jeszcze bardziej zdumiewającą: stary, sczerniały obraz jaśniał świeżością barw, jakby dopiero co został namalowany, a na podłodze leżały kawałki starej farby.
Kiedy przyszła babcia i usłyszała, co zaszło, padła przed obrazem na kolana i zaczęła bić głową o podłogę tak mocno, że - jak wspominała ze śmiechem Alina - obie z mamą przeraziły się, czy nie zrobi sobie krzywdy. Ojciec z kolei, gdy wrócił z pracy, nie chciał uwierzyć w tę historię. Był przekonany, że ktoś pod jego nieobecność dokonał renowacji obrazu, a one zmyślają. Tylko zaprzyjaźnione z rodziną siostry zakonne przyjęły wszystko z pokorą i wiarą. Zachodziły do nich na modlitwę przed cudownym obrazem i któregoś razu zabrały za zgodą rodziny "świętą rodzinę" do swego klasztoru.
Co było dalej, nie wiem, pamiętam jednak, że ojciec święty Jan Paweł II nawiedził Kalisz i że poświęcił homilię rodzinie. To w Kaliszu Ojciec Święty przytoczył słowa Matki Teresy z Kalkuty:
"największym niebezpieczeństwem zagrażającym pokojowi jest dzisiaj aborcja. Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się wzajemnie nie pozabijali? Jedynym, który ma prawo odebrać życie, jest Ten, kto je stworzył. Nikt inny nie ma tego prawa: ani matka, ani ojciec, ani lekarz, żadna agencja, żadna konferencja i żaden rząd. (...) Przeraża mnie myśl o tych wszystkich, którzy zabijają własne sumienie, aby móc dokonać aborcji. Po śmierci staniemy twarzą w twarz z Bogiem, Dawcą życia. Kto weźmie odpowiedzialność przed Bogiem za miliony i miliony dzieci, którym nie dano szansy na to, by żyły, kochały i były kochane? (...) Dziecko jest najpiękniejszym darem dla rodziny, dla narodu. Nigdy nie odrzucajmy tego daru Bożego”
http://mateusz.pl/jp99/pp/1997/pp19970604a.htm