"Od tego czasu minęło wiele lat. Historia stała się legendą, legenda mitem. Rzeczy, które nie powinny być zapomniane, uległy zapomnieniu." Ta trawestacja cytatu z „Władcy Pierścieni” najlepiej oddaje sens artykułu, jaki zamieścił w blogosferze Newsweeka Robert Bogdański pt. "Gierek idolem nastolatek, czyli za co młodzi kochają PRL".
Autor jest prezesem fundacji „Nowe Media”, na płaszczyźnie socjo-politycznej powiązanym ze środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości. I chociaż nie jestem zwolennikiem marksistowskiej tezy, że „byt określa świadomość”, to jednak moja pierwsza uwaga skierowana jest w tym tonie. Nie da się ukryć, że starsi członkowie tego środowiska częstokroć na transformacji ustrojowej przegrani (naprawdę?), a obecnie spychani są przez medialno-polityczny front władzy do narożnika, toteż chętnie opowiadają o czasach, w których ich czyny oraz słowa cokolwiek znaczyły. Paradoks, jak najbardziej. Ważne jest jednak, że oni o tym opowiadają, na okrągło. A młode skorupki tym nasiąkają. Wiele z nich czuje się zresztą dzisiaj podobnie jak starsi. Czyż to nie sam Jarosław Kaczyński pochwalił Gierka? No właśnie.
Ale generalizacją byłoby zwalać wszystko na PiS. Edukacja w szkole też uczyniła swoje złego. W podręcznikach historii nieustannie pisze się o bohaterstwie i męczeństwie robotników, członków KOR-u, Solidarności, Lecha Wałęsy et consortes. Czytając w jakimkolwiek szkolnym opracowaniu historię PRL-u łatwo odnieść wrażenie, że czyta się jakąś baśń o rycerzach, co prawda głodujących, ale za to w nieustannym wirze przygód i niebezpieczeństw. Co tam PRL-owskie dwójmyślenie, hipokryzja i kulturowa schizofrenia, kiedy gorliwi katolicy zapisywali się do partii, aby zdobyć szansę na lepsze zaopatrzenie i „karierę”. Co tam, że oprócz ludzi dobrej woli równie często trafiało się na donosicieli, a owi ludzie dobrej woli naszą dobrą wolę wykorzystywali... i okazywali się najgorszymi świniami. Takiego przekazu nie ma. Nigdy nie było. Był głód, ale z głodem każdy sobie poradzi przecież. Ponadto nie samym chlebem człowiek żyje - za to jakaż nęcąca jest wizja walki z gołymi pięściami i słowem przeciwko... właśnie, przeciwko czemu?
Czas zrobił swoje. Narracja środowiskowa zrobiła swoje. Polska narracja historyczna, jednotorowa i czarno-biała, zrobiła swoje. Polacy często mają pretensje do Niemców, że zbyt łatwo wybaczyli sobie winy (mimo, że niewielu Niemców pamięta czasy III Rzeszy) z II Wojny Światowej. Tymczasem miliony Polaków pamięta jeszcze siebie lub swoich rodziców w PZPR-ze, jak się trzeba było układać, kombinować, czasami coś gorszego. I nagle, jak ręką odjął, zapomnieli. Dokładnie tak jak młodzi Niemcy o czynach swoich przodków, z jedną różnicą - wspomnienia PRL-u są jeszcze świeże, a uczestnicy - czynni i bierni - osobiście zaangażowani i żyjący (przepraszam za truizmy).
Powody tej schizofrenii (nie chciałem używać słowa „hipokryzja”) jest pewnie przekonanie, że bohatera trzeba przedstawiać pozytywnie. W naszym wypadku był to bohater zbiorowy. Nie wolno z kolei mówić o wstydliwych zakątkach bohaterów, bo to czyni rysy na ich monumentalnym pomniku. Za to trzeba maksymalnie oczernić wroga. Należy maksymalnie zwiększyć kontrast między naszym zbiorowym bohaterem a antybohaterem.
Nawet jeśli zrobiło się coś niemoralnego (podpisało lojalkę, ukradło narzędzia z zakładu pracy, było czynnym członkiem partii), to przecież w zasadzie chciało się dobrze. Bo chodziło o przetrwanie, nie o zasady. Młodzieży, której imponuje wszelkiego rodzaju cwaniactwo i brawura, w to im graj.
Wróćmy jednak do wroga. Wrogiem było PZPR. Co to był PZPR? Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Tutaj narracja historyczna się rozmywa. W podręcznikach rzadko wychodzi się z opisów PZPR jako esencji zła, abstrakcyjnego zła, a przecież przeciwko tak pojmowanemu złu każdy może się zjednoczyć z każdym, bo czyż nie wierzymy, że my i reszta ludzi są z natury rzeczy dobrzy? Do cholery, przeciwko czemu walczono? To nie było abstrakcyjne zło. PRL był społeczeństwem planowanym z góry, wchodził z butami w każdy zakamarek życia, decydował o tak trywialnych sprawach (dla nas trywialnych) jak przydział chleba na osobę. Bez PZPR-u nie było awansu, bez donosicielstwa ciężko było otrzymać paszport czy nawet przydział jakiegoś rzadkiego dobra. W dodatku po stanie wojennym społeczeństwo było w takiej apatii, że tylko niewielu na serio myślało o konfrontacji. Tak, ja też słucham starszych i mądrzejszych - ale czytam między wersami. Na rzekomy heroizm i wszystko-dobre biorę niezbędną poprawkę.
Mój kolega opisał to dosadniej: „PRL było [super]. Nasłuchałem się o nim od ludzi z wielu pokoleń. Alkoholizm, złodziejstwo, donosicielstwo, kumoterstwo i wrogość do wszystkiego. Szukanie przeciwnika w każdym zakamarku i wroga ludu. Zaszczucie ideologiczne. [Kiepska] publicystyka, która próbowali ratować, ostatnim tchem tacy, jak Tyrmand czy Łysiak. [Kiepski] teatr, który próbował ożywić Holoubek i Dziady. Ci ludzie, jak widać, walczyli na darmo. [Ci] gimnazjaliści (...) wyobrażają sobie PRL jako idylle. Raj, w którym człowiek służył człowiekowi.”
Co młodzi sądzą o PRL-u? Esencja z artykułu p. Bogdańskiego brzmi tak: Ludzie byli bardziej religijni, częściej się ze sobą spotykali, tworzyli wspólnoty, pomagali sobie, bezrobocia nie było, a i coś do odwiecznego-polskiego heroizmu można było dorzucić od siebie.
Wyłączając religijność, te przekonania bardzo pokrywają się z przekonaniami bananowej młodzieży z Zachodu. Głód im w oczy nigdy nie zajrzał, więc nie wiedzą, co to strach przed nim. Wojna nigdy nie zajrzała im w oczy, więc nie wiedzą, co to strach przed pociskami. Te można obejrzeć w ciepłym pokoju przy popcornie i włączonym ekranem.
I tak o to płynnie przeszliśmy do ostatniego punktu - punktu, w którym paradoksalnie moim zdaniem starsi i młodsi tęskniący za PRL-em zawinili najmniej - mianowicie postępu technologicznego w komunikacji. W czasach, kiedy komórek i internetu po prostu nie było, a i sam telefon stacjonarny był rzadkością, człowiek siłą rzeczy musiał wyjść do drugiego człowieka. Z wewnętrznej potrzeby socjalizacji, towarzystwa, strachu przed samotnością, jakkolwiek. Sytuacja taka była naturalna. Dzisiaj, w erze internetowej alienacji, nie trzeba się ruszać z miejsca, by pogadać ze znajomymi.
Jesteśmy w stanie skontaktować się w każdej chwili ze sobą. Nastąpiła swoistego rodzaju inflacja - inflacja towarzyska. Mamy kontaktów w nadmiarze i osłabła nam chęć do nich, jednocześnie rykoszetem dostały normalne kontakty. Jednostki słabe, samotne, wstydliwe ucierpiały najbardziej, gdyż Internet jest wygodnym narzędziem do skrycia wstydliwych stron i wykreowania swojego lepszego wizerunku, ucieczką od niewygodnego, realnego świata.
Jeśli zatem młodym tak tęskno do wspólnoty - powinniśmy z miejsca wyłączyć Internet i sieć GSM. No, żeby nie być okrutnym i nie udusić dobrej strony tychże - skasować tylko facebooka, komunikatory internetowe oraz wprowadzić limit 1 godziny na rozmowy telefoniczne - wtedy te media ograniczą się jedynie do rzeczy pożytecznych/ważnych. Tylko, że to absurd, nie do uzasadnienia żadnym sensownym argumentem i który ta sama bananowa młodzież odrzuci, choć tylko jej wolna wola może urzeczywistnić tę „wspaniałą” rzeczywistość. Odrzuci i sama będzie narzekać, że nie ma wspólnoty. Kuriozum.
Być może jednak patrząc na ostatni kryzys w krajach zachodnich - kryzys nie tylko finansowy, gospodarczy, ale przede wszystkim kryzys moralności (dzięki specyficznie pojętej „wolności”), wydaje się, że jakiś PRL-bis zbliża się wielkimi krokami. Na poważny kryzys PRL pracowała 30-40 lat. My - III RP - dopiero osiągnęliśmy 23 lata... Zobaczymy, czy będąc w podobnej sytuacji jak swoi rodzice/dziadkowie, pokolenie Internetu i Komórki będzie w stanie choć podjąć walkę. Póki co - rozbraja się samo - emocjonalnie, nie doceniając wartości jak wolność czy moralność i materialnie, preferując beztroską konsumpcję i alkoholowy rausz.
Chcecie heroizmu - nie obawiajcie się - każda epoka ma lub będzie miała swoją KOMUNĘ. A i może religia doczeka się swojego renesansu - bo wiadomo, że jak trwoga, to do Boga. Co niektórzy starsi dobrze to znają, prawda?
Kisiel jr (zdegustowany postawą swoich rówieśników).
siedzącym na beczce prochu ładunkiem wybuchowym. wyrzutem sumienia skrzywionego świata. obrońcą patrymonium europejskiej cywilizacji. zagorzały przeciwnik Unii Europejskiej i zwolennik Europejskiego Obszaru Wolnego Rynku, który może funkcjonować bez jednego dodatkowego urzędu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka