Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski
287
BLOG

Trochę nadziei

Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski Polityka Obserwuj notkę 103

   Całopalenie elit to narodowa klątwa Polaków. Powstanie Warszawskie, Katyń Pierwszy, Katyń Drugi ...  Widzę ciągłość, bo jeśli w coś "wierzę", to w metafizykę historii. Gdy rosyjski premier i były (?) oficer KGB przekazuje nam opodal Katynia zwłoki polskiego prezydenta, ciarki chodzą po plecach.

   Do katastrofy pod Smoleńskiem nie doszłoby, gdyby nie polityka historyczna braci Kaczyńskich.  Zapragnęli takiej Polski, jakiej miało już nie być. To było powodem wściekłego na nich ataku. I tak po nitce dochodzimy do kłębka - dwie osobne uroczytości sprowokowane przez Rosjan jakby celowo, żeby jeszcze bardziej poróżnić Polaczków.  Pierwsza uroczystość zakończona kolejnym sukcesem rosyjskim popieranego przez Moskwę premiera. Druga - śmiercią naszego prezydenta. Nie, nikogo nie oskarżam. Widzę fatum.

   Lech Kaczyński i Jarosław chcieli odrodzić i poprawić II Rzeczpospolitą pod postacią IV.  Nie łudźmy się tym, że zdobyli władzę. Na ich radykalny program nie było wtedy narodowego przyzwolenia, już nie mówiąc o zgodzie większości elit politycznych, intelektualnych, miedialnych. Wtedy to nie mogło się udać. Czy tragiczna śmierć wielu z najlepszych Polaków pod Smoleńskiem stanie się więc zaczynem odrodzenia? 

   Pod pałacem prezydenta otoczonego przeogromnym tłumem w odświętnej żałobie, nie mogłem oddać hołdu Panu Prezydentowi i Zmarłym. Kilkadziesiat metrów dalej, na placu Piłsudskiego było dość miejsca. Jednak nie podszedłem do krzyża papieskiego. Dopiero pod spuszczoną do połowy masztu flagą przystanąłem dla krótkiej modlitwy. Zdarza mi się w chwilach wielkiego wzruszenia odmówić "Ojcze Nasz" i "Zdrowaś Mario", jak nauczył mnie kościół, z którym jestem w osobistym sporze. Jednak właśnie tak w polszczyźnie wyraża się więź metafizyczna. To jest moja kultura, moja forma, do której ciągle wracam po odlotach kosmopolitycznych.

   Ostatni raz odmówiłem te słowa na tym miejscu pięć lat temu, kiedy odszedł Papież. Mówili, że tamta śmierć pozostała niezagospodarowana. Nie mogło być inaczej, skoro zabrakło punktu krystalizacyjnego nie tyle dla emocji, ile dla działania. Dlatego nie śmierć, ale pierwsza pielgrzymka papieska stanowiła przełom. 2 czerwca 1979 roku przyszliśmy na plac Zwycięstwa, żeby się zobaczyć i policzyć. Po kilku dniach on wrócił do Watykanu, lecz był zwornikiem nadziei, bo mogł nas wspomagać ze swej potężnej pozycji międzynarodowej. Reszta jest historią. Kiedy jednak odszedł, nie zostawił dziedzica.

   Natomiast śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego może być wydarzeniem na miarę pierwszej pielgrzymki papieskiej. Wstrząśnięci Polacy wyszli na trasę konduktu pogrzebowego aby się zobaczyć i policzyć. Przecież to się przełoży na głosy.  Zmarły zostawił bowiem następcę. Aż boję się o tym pisać, bo łatwo zmarnować coś niezręcznością. Lecz zaryzykuję. Dziedzicem Lecha może być Jarosław, jeśli tylko zostanie tym, kim w gruncie rzeczy jest - mężem stanu. Ten wstrząs może go odmienić, dodać ciężaru wewnętrznego i dystansu, które tracił w często niepotrzebnych sporach. Będzie musiał teraz wchłonąć swoją drugą połowę, nieco bardziej umiarkowanego i ciepłego ducha swego brata, aby zostać człowiekiem pełnym i politykiem dojrzałym. Mężem stanu także dla większości wyborców.

   Oczywiście to wcale nie musi się wydarzyć. Jesteśmy na krawędzi. Na którą stronę to wszystko się przechyli?

  

W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (103)

Inne tematy w dziale Polityka