Nie zauważylem, jak mi stuknął milion klików. Dziesięć lat temu prowadziłbym dziennik w kajecie. Nawet zacząłem. Byłby ciekawszy, bo szczerszy, dla siebie. I głębszy. Blog wysysa energię przeznaczoną na bieżące zapiski. W zamian daje bezpośredni kontakt z czytelnikiem. Odpowiadam dość często na komentarze, bo to należy do poetyki medium i czasem wymusza doprecyzowanie myśli. Mam ulubionych komenatatorów płci obojga, dla nich warto pisać.
Zdarza mi się wprowadzać poprawki stylistyczne już po publikacji; ciągle próbuję być perfekcjonistą. Łatwiej o to dzisiaj, niż w czasach stukania na maszynie, gdy trzeba byłoby poprawiony tekst przepisać na nowo. Blog sprawił nie tylko, że nie prowadzę prywatnego dziennika ale też rzadko piszę artykuły do prasy papierowej. Tu nie muszę wpisywać się w politykę redakcyjną, prócz własnej.
Niestety, w ten sposób nie powstanie żadne arcydzieło. Czas arcydzieł literackich minął. Nie ma na to czasu, skupienia, zapotrzebowania. Skoro cywilizacja europejska dziś to ciepła woda w kranie, niech leje się cieczka myśli niedogotowanych.
Dziękuję za uwagę.