Nagroda za reżyserię w Sundance - dla amatora - to nie jest byle co. Ten zachwyt wzbudził Dito Montel, który napisał również scenariusz na podstawie swej powieści autobiograficznej o dojrzewaniu na Queensie w Nowym Jorku. „Wszyscy twoi święci” pokazuje środowisko tak odrażające, że fascynujące: twardych prostaków w dzielnicy wieloetnicznej. Zadanie życiowe bohatera polega na tym, by rozpoznać w nich ludzi. W kim autor dojrzy w końcu jakieś cechy ludzkie, tego mianuje swoim świętym.
Nie mam serca dla środowisk, które z trudem wychodzą ze stanu zwierzęcego. Niejasna samowiedza o własnym upodleniu wyraża się jako nienawiść do świata, wściekłość i chęć dominacji. Wzajemne urazy mają dla tych osobników śmiertelne skutki. Kto gardzi sam sobą, nie może pozwolić innym na lekceważenie, bo straciłby chęć życia. Machina agresji pracuje im pod poziomem świadomości. Ludzie ci nie umieją zrozumieć siebie, dlatego trzęsą nimi skrajne emocje. Kto jednak potrafi, ten zostaje dla Dito świętym, rzecz jasna relatywnie na paskudnym tle. Przecież żadnego z nich Kościół nie wyniósłby na ołtarze.
Główny bohater, Dito, ucieka ze swego domu rodzinnego do mitycznej Kalifornii. Wraca dopiero po piętnastu latach na wezwanie matki do chorego ojca. Jak dla każdego mężczyzny jest to centralna postać – prawodawca, nauczyciel, legitymator naszego istnienia w świecie.
Wszakże jedyna cecha samego ojca, która usprawiedliwia jego istnienie w świecie, to miłość do syna. Poza tym jest durniem o umyśle tak ciasnym, jak dziurka od klucza w drzwiach do kuchni, tak płaskim, jak blat stołu, przy którym tam króluje. Jego miłość jest instynktowna, bezmyślna, zwierzęca. Ten patriarcha chce kurczowo utrzymać wokół siebie stado ze strachu przed samotnością, z przerażenia, że jeśli bliscy go opuszczą, będzie musiał dojrzeć klęskę swego życia. Nie może więc darować synowi ucieczki od rodziny.
Jednak dla Dito ucieczka to najlepsza rzecz, jaką sobie zrobił. Dlaczego budzą się w nim wyrzuty sumienia? Myślę, że w filmie nie znajdziemy na to pełnej odpowiedzi. Padają dwie, obie moim zdaniem za mało przekonywujące. Pierwsza: żeby zostać dojrzałym mężczyzną, trzeba zaopiekować się swymi rodzicami, czyli „zrozumieć i wybaczyć”. Druga: ponieważ bliscy i przyjaciele cię nie opuścili, ty musisz wrócić do nich. Pamiętajmy wszakże, że Dito zrobił karierę w Kalifornii. W ten sposób uświadamia swemu środowisku z młodości nędzne miejsce w świecie. Budzi więc zazdrość. Przyjaciele młodości i rodzina chcą, aby przez powrót do nich usprawiedliwił ich kiepskie istnienie.
Jest to egoizm porzuconych, pod pozorem nakazu szlachetności. Widać tu jak na dłoni działanie nietzscheańskiego resentymentu. Egoizm Dito jest usprawiedliwiony. Bliscy chcą narzucić Dito moralność niewolników, wyklętą przez Nietzschego. A więc skąd ten powrót? Odpowiedź znajdziemy w życiu samego autora. W okresie pisania książki i pracy nad filmem miał trzydzieści kilka lat. Wypada wtedy kryzys wieku średniego. Jest to moment zmiany strategii życiowej. Dito wyczerpał korzyści ze strategii ucieczki od dzieciństwa: Był modelem Versace. Wziętym muzykiem punk rocka, z którym David Geffen podpisał bajeczny kontrakt. (Gołym okiem widać związek ze świetną postacią geja, jednego z opiekuńczych „aniołów” Dito w filmie.) Są to przygody chłopca na ucieczce z domu, który spotkał możnych protektorów dzięki wdziękowi młodości. Mężczyzna musi znaleźć inny sposób bycia. Trzeba cofnąć się, by dojrzeć swój potencjał i znaleźć inny sposób samorealizacji. To nie obudzona moralność, czy szlachetność, każe Dito wrócić, lecz wejście na nowy etap w cyklu ludzkiego życia. Wygląda to bardzo po jungowsku: Mamy po pierwsze kryzys wieku średniego. Po drugie: spotkanie z Cieniem, tym co wyparte ze świadomości, ponieważ jest to pierwszy krok na drodze do ludzkiej pełni – uświadomić sobie własne zło.
Autor filmu dostarcza gęstej pożywki myśli, choć są one w stanie ledwie zalążkowym. Bo jacy ludzie robią dzisiaj kulturę w Ameryce? Spójrzmy tylko na imiona twórcy tego autobiograficznego filmu. Rzekł Nietzsche: "Twoja prawdziwa istota nie tkwi głęboko ukryta w tobie, lecz niezmiernie wysoko nad tobą, a przynajmniej nad tym, co odbierasz zwykle jako swoje ja". Rolę wskazówki tej istoty mają pełnić imiona. Taka jest ich kulturowa rola. No i proszę: W życiu realnym Dito był wokalistą rockowej kapeli o pseudonimie Gutterboy, czyli chłopak z rynsztoka. Prawdziwe imiona to Orlando Anthony. A jaki z niego Orlando, Rycerz Szalony z poematu Ariosta? Jaki on tam św. Antoni Padewski, doktor Kościoła, patron rzeczy i ludzi zagubionych? I cóż to za kościół na Queensie, gdzie w czasie mszy pogrzebowej żałobnicy przerzucają się „fuckami” i „shitami”? To tylko Dito, który nam opowiada swoje życie w rynsztoku wielkiej kultury, a w Sundance biją brawo – stawiam kropkę, wkładam do butelki i ciskam do oceanu Onet.film.pl
W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura