Joe Biden, Spełniając obietnice
Joe Biden, Spełniając obietnice
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
695
BLOG

Joe Biden, Spełniając obietnice

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 12
Nienawidzą go jedni, uwielbiają inni. Obecny prezydent USA napisał wspaniałą powieść o swoim życiu i o amerykańskiej polityce.

Z politykami tak bywa: jedni ich uwielbiają, inni nienawidzą. Nie inaczej jest w USA, gdzie politycy są tak samo wyraziście oceniani, jak w Polsce. A po kadencji Donalda Trumpa te podziały – równie podobne jak w Polsce – stały się głębsze i bardziej soczyste.

Joe Biden przejął kraj po człowieku będącym chyba najbardziej kontrowersyjnym politykiem amerykańskim, choć nie mam pewności, czy aby tak samo kontrowersyjnych nie było wcześniej. Po prostu każda epoka ma swoje polityczne kontrowersje i tyle.

Biden – prezydent nie jest nowicjuszem w amerykańskiej polityce. Funkcjonuje w niej od dawien dawna i ma olbrzymie doświadczenie: jako wieloletni senator, wiceprezydent i wreszcie prezydent. Zna amerykańską i światową politykę jak mało kto. Był zaangażowany w różne sfery polityki, prawa i gospodarki amerykańskiej, ale poprzez swoje zaangażowanie w międzynarodowe misje zna też realia polityki światowej.

I o tym wszystkim jest w tej książce. Piszę o tym, nie po to, by prezentować biografię obecnego prezydenta, ale po to, by wskazać zakres tej przeszło 500-stronicowe książki, która trafiła do nas w 2021 r.

Mam świadomość, że książki takich autorów są w części lub w całości pisane przez ghost writerów, ale też wiem, że bez jego wkładu nie powstałaby tak ciekawa relacja opisująca nie tylko dekady amerykańskiej polityki, ale też kawał jego prywatnego życia. Tu ciężko doświadczony rodzinnymi dramatami – ciężkie choroby i śmierć pierwszej żony i dzieci – dzięki swojej determinacji i sile – nie tylko – politycznych przyjaciół zawsze odnajdywał spokój i szlaki swojej politycznej drogi. To właśnie życie prywatne – rezygnacja z wcześniejszych wyścigów do fotela prezydenckiego z powodu tych osobistych dramatów – determinowało jego karierę polityczną, a zwłaszcza czas, w jakim była prowadzona. Być może, tak sobie myślę, prezydentem byłby wcześniej? Ale może tak być musiało – że został nim w tak ciężkich czasach?

W książce jest za dużo ciepła, za dużo prywatnych emocji, by była zdominowana przez ghost writerów, za dużo tu prywatnych dylematów, opinii, wygłaszanych w „zwykły sposób”, bez zbędnego nadęcia. Ale też pisanych w dokładny sposób – pokazujący metodykę dochodzenia do pewnych decyzji. W wielu sprawach pokazuje dylematy „za” i „przeciw”, które nam dziś są wydają się dziwne, ale tylko dlatego, że znamy ich konsekwencje. Wtedy, gdy je analizował, nie wiedział o wielu okolicznościach. To ubarwia tę opowieść i pokazuje wieloaspektowość wielu politycznych decyzji, mających konsekwencje nie tylko dla USA, ale i dla innych miejsc na świecie.

Czytałem tę książkę jako książkę pisaną przez polityka (oryginał wyszedł w 2007 r., czyli na rok przed prawyborami u Demokratów, które wygrał Barack Obama, u którego prezydenckiego boku Biden został wiceprezydentem), ale i ciekawego człowieka – pamiętam obfotografowany moment, gdy wiceprezydent Biden witając się klęka przed Deb Haaland (Pueblo Laguna), indiańską polityczką demokratyczną, która w administracji prezydenta Bidena została szefową Departamentu ds. Wewnętrznych odpowiadającą za sprawy ochrony środowiska i ludów tubylczych.

Jest to książka, która przywróciła mi wiarę w to, że polityka może być pracą na rzecz dobra wspólnego. Nie ma tu typowej – excuzes le mot – napierdalanki politycznej, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni w polskiej publicystyce, a spokojna – choć wyrażana niekiedy w zdecydowanych słowach – narracja o polityce, ideach, sprawach świata. Zwróciłem na to uwagę, gdy – po wielu latach – zaczęła mi się podobać polityka, choć finalnie i ta amerykańska bardzo upodobniła się do polskiej.

Po wyborach, które ponownie wygrał George W.Bush w 2004 r., dostrzegł pęknięcia i zarysowania, które są odczuwalne do dziś. Uważa, że ten czas, gdy Bush obejmował drugą kadencję (a więc już nieobliczoną na kolejne wybory), został zmarnowany o tyle, że został zaprzepaszczony dla politycznego porozumienia (w określonych granicach, oczywiście)  między Republikanami a Demokratami. Przypomnijmy, że było to raptem parę lat po ataku na WTC: Każdego, kto ich nie popierał oskarżali o brak patriotyzmu, brak wsparcia dla naszych żołnierzy lub miękkie podejście do terroryzmu – zupełnie jakby występowanie przeciwko republikanom równało się godzeniu w interesy Ameryki. […] Utraciliśmy zdolność wyrażania odmiennego zdania bez rozpętywania kłótni oraz do prezentowania własnych argumentów bez kwestionowania fundamentalnej przyzwoitości ludzi zasiadających po drugiej stronie stołu.

I wskazuje coś, co powinno być przestrogą nie tylko dla polityków, ale nas wszystkich: Stronniczość pruje więzy, które spajają ten kraj na poziomie stanów, partii politycznych czy relacji obywatelskich. Tam i tu.



Joe Biden
Spełniając obietnice
Wyd. Znak Koncept
Kraków 2021

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka