Dzikie Życie, ekologiczny miesięcznik Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, w mediowych kategoriach jest wydawnictwem niszowym. Jednak każdy kto ma szczęście być czytelnikiem Życia wie, że ów miesięcznik nie tylko prezentuje niezwykle odważny pogląd na sprawy ochrony środowiska, ujawnia wiele ciekawych (nie zawsze oficjalnych) informacji o różnych wydarzeniach w różnych częściach kraju.
Dzikie Życie stawia również niezwykle ważne pytania dotyczące obecności człowieka w świecie, jego wpływu na przyrodę i wzajemnych z nią relacji. Tekst Ryszarda Kulika Dlaczego miejscowi nie chcą chronić tego, co mają u siebiejest takim właśnie ważnym tekstem, bo dotyka niezwykle poważnej kwestii.
Zwrócił uwagę na zatrważającą prawdę – ludzie nie szanują swojego otoczenia. Dewastują je i ciągle zmieniają. Unicestwiają w ten sposób komfort swojego życia. Wskazuje na prostą, choć wcale nie oczywistą prawdę. Jesteśmy obcy. Migrując i przemieszczając się, tracimy związek z miejscem i tak naprawdę nigdy nie jesteśmy u siebie. Każde miejsce wydaje się być równie dobre, ale z żadnym nie nawiązujemy głębszego związku. Dzieje się tak, ponieważ nasza mobilność podpowiada nam, że nie warto się przywiązywać do czegoś, co za chwilę będziemy musieli pozostawić. Brak głębokich związków z miejscem sprawia, że traktujemy je jak co, co można bezwzględnie eksploatować, przy okazji niszcząc i degradując.
Prawda jest jednak bardziej porażająca – o swoje otoczenie nie dbają nie tylko „migracyjni”, ale i „tubylcy”. Przykłady głośnych konfliktów z Tatr, Białowieży, Warmii i Mazur, pasa nadmorskiego i innych części kraju dowodzą na kompletne zdziczenie ludzkich obyczajów i wywrócenie pojęcia ojcowizny (jako daru podlegającego ochronie) do góry nogami: Generalnie widać to przy okazji wprowadzania programu Natura 2000, który wywołuje niemal powszechny sprzeciw w lokalnych społecznościach i samorządach. Z jakiego powodu ludzie uwierzyli, że ochrona przyrody, zachowanie przyrodniczego dziedzictwa, jest przeciwko nim. […] To często z dziada, pradziada mieszkańcy tego obszaru . A jednak gdy przychodzi co do czego, skłonni swój skarb sprzedać za przysłowiową garść srebrników. […]I dalej: … gdyby nie królewskie ograniczenia, z puszczą[Białowieską – przyp. KM] stałoby się to, co z lasami wokół niej, czyli zostałaby zamieniona na pola uprawne lub zwykły las gospodarczy.
Tę przedziwną współczesną przypadłość trudno wyjaśnić prostymi teoriami – można wszak uznać, jak redaktor Kulik, że dzisiejsze media narzuciły wzór zachowań łatwego wygodnego życia. Tylko, że wygodne życie nie oznacza niszczenia przyrody! Można to próbować wyjaśniać poczuciem zagrożenia lokalnych społeczności przed przyjezdnymi ekologami, którzy chcieliby zrobić z nich skansen. Tylko, że to zagrożenie fikcyjne, gdyż w przeważającej mierze ekolodzy chcą ochronić … podstawę bytu tubylców, którzy niejednokrotnie z walorów tych atrakcji czerpią zyski. Prosty przykład – dolina Rospudy stała się „żyłą złota” po jej uratowaniu przed dewastacją.
Ludzie nie rozumieją oczywistych potrzeb ochrony przyrody. Gorzej, gdy tacy ludzie mają wpływ na decyzje (radni), lub tacy, którzy decyzje podejmują (burmistrzowie, wójtowie). Na Kongresie 20-lecia Samorządu Terytorialnego podczas panelu pn. Środowisko i Infrastruktura nasłuchałem się samorządowego lamentu nad programem Natura 2000 – że szkodliwa, że blokująca rozwój gmin, że wprowadzana bez konsultacji. Nawet minister Stanisław Gawłowski kwitował to zachowanie cierpką uwagą, ile jeszcze potrzeba edukacji w samorządach, by tę niewiedzę zmienić.
Tak, ochrona przyrody wymaga ogromnej edukacji – wyjaśnienia wielu uwarunkowań, potrzeb, zależności. Tylko w świadomy sposób można budować kompromis. Kompromis, pomiędzy potrzebami gospodarczymi a potrzebami ochrony przyrody.
Czym szybciej to zrozumiemy, tym lepiej.
Inne tematy w dziale Rozmaitości