kazimierz.marchlewski kazimierz.marchlewski
38
BLOG

O anachronizmie polskiego realizmu politycznego

kazimierz.marchlewski kazimierz.marchlewski Polityka Obserwuj notkę 3
W odpowiedzi na politykę obozu prezydenckiego wobec konfliktu rosyjsko-gruzińskiego z lewa, z prawa i oświeconego centrum odezwały się głosy przestrzegające przed drażnieniem Rosji, jako zagrożeniem dla polskiego bezpieczeństwa. Z jednej strony Adam Wielomski, z drugiej Radosław Sikorski i Jerzy Szmajdziński. Politycy SLD mówią o psuciu relacji polsko-rosyjskich, o uprzedzeniach i o Polsce, jako pomoście między Zachodem a Wschodem (czyli między Niemcami a Rosją - jedyna rola takiego pomostu, jaka przychodzi mi do głowy to trasa przemarszu wojsk). Minister Spraw Zagranicznych poleciał do Tbilisi, żeby przypilnować prezydenta. Internetowi neoendecy propagują niezmordowanie orientację prorosyjską, jako alternatywę wobec zgniłego Zachodu. Wypada zastanowić się, czy polityczny zdrowy rozsądek w 2008 roku jest wciąż tym samym, czym był w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, czy orientacja na wschód, albo przynajmniej polityka "nie drażnienia niedźwiedzia" jest wciąż - jeśli była kiedykolwiek - synonimem realistycznego spojrzenia na Polską politykę zagraniczną.

Z czysto geopolitycznego punktu widzenia Polska ma oczywiście strategiczną alternatywę Wschód-Zachód, przy czym orientacja prozachodnia jest oczywiście uproszczeniem, bo wewnątrz tego pojęcia istnieje obecnie szereg potencjalnych polityk. W odpowiedzi na tę alternatywę ukształtowały się przez ostatnie 19 lat - upraszczając - trzy-cztery koncepcje polskiej polityki zagranicznej. Pierwszy podział na scenie politycznej dotyczy tego, czy Polska ma być na scenie międzynarodowej podmiotem, czy raczej przedmiotem politycznych rozgrywek. W wersji "przedmiotowej", przez wiele lat dominującej, głównym zadaniem Polski jest wygodne ułożenie się w UE i dbanie o dobre stosunki ze wszystkimi możliwymi partnerami wewnątrz i na zewnątrz niej - tę strategię propaguje przede wszystkim liberalna lewica. Rozumowanie podmiotowe obecne jest w różnych proporcjach w różnych politycznych środowiskach, a w granicach tego rozumowania występuje szereg alternatywnych politycznych rozwiązań. Można mówić - umownie - o trzech orientacjach: pro-unijnej (której głównym celem jest zbudowanie jak najsilniejszej pozycji polski wewnątrz UE i działania na scenie międzynarodowej za jej pośrednictwem), proamerykańskiej (której priorytetem jest bezpieczeństwo budowane przez zaangażowanie Polski we wzmacnianie dwustronnego sojuszu z USA oraz roli NATO na scenie międzynarodowej) oraz prorosyjskiej (która opiera się na przekonaniu o dekadencji Europy i Zachodu oraz na wierze w to, że sojusz z Rosją, w przeciwieństwie do uczestnictwa w strukturach UE, może wzmocnić czy też utrzymać polską suwerenność). Oczywiście orientacje te rzadko występują w czystej formie, zazwyczaj mieszają się ze sobą, bo we współczesnym, zglobalizowanym świecie nie sposób oprzeć polityki zagranicznej na relacjach z jednym tylko partnerem (chyba, że jest to relacja całkowitej podległości). Chciałbym tu wykazać, że ci, którzy najbardziej szafują pojęciem realizmu, czy realpolitik (czyli przedstawiciele pierwszej, przedmiotowej, i ostatniej, prorosyjskiej, ze zdefiniowanych przeze mnie "szkół"), są tak naprawdę najbardziej oderwani od współczesnej rzeczywistości międzynarodowej.

Politykę uległości, układności i budowania "dobrych relacji ze wszystkimi partnerami" reprezentuje w dzisiejszej rzeczywistości politycznej przede wszystkim SLD, Platforma jest zaś dziwacznym konglomeratem taktyki przedmiotowej z podmiotową tyle, że jak do tej pory ta druga przejawia się jedynie w zaostrzaniu języka wobec USA. PiS łączy natomiast podmiotowość w UE z orientacją proamerykańską. Zwolennicy SLD i - częściowo - PO rozumieją realpolitik, jako realistyczny ogląd polskich możliwości, które są tak niewielkie, że wykluczają odgrywanie poważnej roli na scenie międzynarodowej. Sposobem na zapewnienie Polsce bezpieczeństwa jest w zatem utrzymywanie jak najlepszych stosunków z sąsiadami, zwłaszcza tymi, którzy mogliby stanowić dla Polski zagrożenie, nawet kosztem utraty części suwerenności (suwerenność jest bowiem - ich zdaniem - pojęciem anachronicznym). Zwolennicy tak pojmowanego realizmu są ślepi i głusi na świadectwa rzeczywistości, które pokazują, że suwerenność jest priorytetem dla większości państw, a zwłaszcza dla wspomnianych sąsiadów.

Paradoksalnie, w działaniach na rzecz "nie drażnienia rosyjskiego niedźwiedzia" w jednym szeregu z SLD stają ci, dla których suwerenność jest głównym wyznacznikiem polityki zagranicznej i dla których ma we współczesnym świecie takie samo znaczenie, jak w XIX wieku. Są jednak "realistami" i wiedzą, że Polska pełnej suwerenności póki co mieć nie może, w związku z czym pozostaje jej jedynie akces do jednej ze stref wpływów - rosyjskiej lub zachodniej. Wyznający orientację prorosyjską neoendecy przekonani są - wbrew świadectwom historii i imperialnej polityce, jaką Kreml prowadzi dzisiaj - że współdziałanie z Rosją jest lepsze dla polskiej racji stanu i daje lepsze perspektywy pełnej suwerenności, niż "wchłonięcie" Polski przez "zgniły Zachód". Oczywiście by mieć maksimum suwerenności, trzeba politykę zagraniczną rozgrywać "racjonalnie" i nie oddawać się w pełni ani jednym, ani drugim, ale w razie czego zawsze lepiej Rosji, przynajmniej nie będzie nowinek obyczajowych. A polityka "antyrosyjska" jest już świadectwem kompletnego romantyzmu i w praktyce sprzyja zwiększeniu wpływu Zachodu na Polskę.

Twierdzę, że tak naprawdę zarówno uwspółcześniona wersja myśli Romana Dmowskiego, jak i liberalno-lewicowa, ponowoczesna wizja stosunków międzynarodowych są mniej realistyczne niż neoromantyzm braci Kaczyńskich. We współczesnej Europie, przy wzbierających na nowo imperialnych ambicjach Rosji, jej niezmienionym od lat stosunku do państw postsowieckich i interesach łączących ją z Europą Zachodnią, zwłaszcza Niemcami (nie wspominając już o polskim bezpieczeństwie energetycznym), istnieje tylko jedna naprawdę rozumna polityka. Jest to polityka, która łączy budowanie, z pomocą innych zagrożonych przez Rosję państw, silnej pozycji w Unii Europejskiej, rozszerzanie UE i NATO na wschód, na państwa postsowieckie aspirujące do Zachodu oraz wzmacnianie sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi (bo to najmniej kosztowna pod względem suwerenności forma wzmacniania naszego bezpieczeństwa, doświadczenie wskazuje, że na Europę nie można pod tym względem liczyć). Nawet tak odlegli ideowo od Kaczyńskich realiści, jak Zbigniew Brzeziński, popierają gruziński kurs prezydenta. Można dyskutować na temat przyszłego kształtu Unii Europejskiej, o polskiej polityce wobec Chin, o walce z globalnym ociepleniem, ale im szybciej polscy politycy zrozumieją, że prowadzona przez Lecha Kaczyńskiego polityka wschodnia powinna być traktowana, jako element polskiej racji stanu i wspólne stanowisko wszystkich sił politycznych, tym lepiej. Alternatywą jest los Białorusi dla Gruzji, Ukrainy, a w przyszłości także Polski.

Trochę lewak, trochę prawak. Nieregularniak. kontakt: kazimierz.marchlewski@gmail.com  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka