krzysztof mielewczyk krzysztof mielewczyk
132
BLOG

WĘDRÓWKI POLAKA PO RZECZY...NICZYJEJ

krzysztof mielewczyk krzysztof mielewczyk Społeczeństwo Obserwuj notkę 1
Gorszące opinie o wszechobecnej korupcji betonowej biurokracji utrwalają efekty corocznych przetargów, dotacji i dofinansowań. A konkursy na publiczne stanowiska zwyczajowo zwie się ,, ustawka,, . Oceny społeczne skutecznie weryfikuje dziennikarstwo wcieleniowe. Ale tego unikają w polskich mediach. Z samej prawdy na tym rynku po prostu wyżyć się nie da.

SEZON NA DOTACJE

Reporter jak ku...a, jego miejsce jest na ulicy – brzmiało zawsze pierwsze zdanie wykładów redaktora Kowalskiego dla kandydatów  tej profesji z Uniwersytetu Śląskiego. Mówca był motorem napędu propagandy Gierka, ale temat faktycznie najczęściej leży na ulicy. W Polsce realia i informacja są tak krańcowo filtrowane, że dziennikarz z krwi i kości stał się wrogiem systemu. Wchodząc w skórę przeciętnego obywatela odkrywa rzeczywistość, której nie dojrzy zza biurka. 

Transgraniczne miasteczko w południowo-zachodniej Polsce. Znajoma miała tu i w sąsiedztwie sieć placówek medycznych w oparciu o umowy z NFZ, dofinansowań urzędów oraz działalności na czarno. Miała łatwiej, bo wpływowych rodziców. Tata z sukcesami w czasach wspomnianego Gierka po upadku komuny w roli rzeczoznawcy majątku publicznego nabył na dzieci niemało dóbr w świetnych lokalizacjach za nieduże pieniądze. Z tego powstało małe imperium i rozpoznawalna marka medyczna  przez lata. Nie zrażał jej konflikt z Funduszem oraz fakt, że pracownice znaczną część zabiegów leczniczych pod cudzym szyldem wykonywały prywatnie. Znajoma ze swobodą i oczywistością mówiła o lokalnych układach z urzędnikami dla pozyskania wszelkich finansowań. Formułę rozwijała w rodzinie, więc i mi zaproponowała tą ścieżkę rozwoju. Optymistycznie i wspólnie. Wiedziała, że wcześniej byłem doradcą zarządów trzech dużych szpitali oraz przez lata związany z fizjosportem, jako zawodnik, trener i szef klubu. Wiedziałem więc, kim dla atrakcyjnych bizneswoman są w NFZ ,,pchacze,, oraz jak negocjowane są takie umowy. Jak załatwia się inne pieniądze z sektora publicznego. Znajoma i jej familia wydawała się tą moją świadomością coraz bardziej skrępowana.

Mój klub sportowy 8 lat temu dostał dofinansowanie z gminy. Po pół roku usilnie chciałem się z urzędem rozliczyć. Wielokrotnie próbowano mnie zmusić do podpisania innej umowy, niż złożonej pierwotnie i już zrealizowanej. Była tożsama z dofinansowaniem rządowym, które regularnie otrzymywaliśmy i zamykaliśmy bez problemu. Okazało się, że monopolistą zajęć basenowych jest małżeństwo dyrektora zespołu szkół, powiatowego radnego. Na masowe moczenie w miejscowym prywatnym miniaquaparku jego działalność gospodarcza otrzymywała niewyobrażalne kwoty z gminy. My byliśmy rodzącą się konkurencją z treningiem na trzech sportowych basenach, z dowozem oraz własnymi dotacjami dla dzieci utalentowanych, a ubogich. Przez lata bez żenady proponowano nam wejście w system układów za 20 procent udziału lub straszono i zniechęcano łącznie z zamykaniem pływalni przez zajęciami. Na rozgrzewki wyrzucono na szkolne korytarze. Formalnie kluby sportowe wszędzie mają pierwszeństwo. Ale w czasach komercji działalność pro bono jest w rzeczywistości marginalizowana globalnie. Przejąć cudzy pomysł i wyszkolonych zawodników – interesy jak za czasów kultowego  Nikodema Dyzmy  międzywojennej Sanacji.

Po takich doświadczeniach propozycja znajomej wydała się ciekawa i śmiała. To miała być tak zwana współpraca 2B2 w oparciu o zespół etatowych pracownic. Wcześniej pozyskanych z Urzędu Zatrudnienia. W Sylwestra wszystkie jednak złożyły wypowiedzenia. Bo skończyłyby im się czasy podwójnych dochodów. W przyszłości wielokrotnie przychodzili do nas pacjenci próbując mi wciskać pieniądze pod stołem. Znajoma nie wydała się tym zaskoczona. A nawet krzyczała. W działalności formalnie wykazywała straty. Gdy NFZ zerwał z nia umowę okazało się, że skończyły się pieniądze w stałym obrocie, zawsze pewne choć nie powalająco duże. Mimo, że miała też dochody z gabinetów w działalności na czarno musiałem kobiecie na życie pożyczyć. Duże dochody, duże wydatki. Teraz wszystko się zachwiało. Przygotowaliśmy wniosek na dofinansowanie mojej pracowni medycznej z samorządu. Konkretnie Urząd Pracy na wsparcie zakładanej działalności gospodarczej bezrobotnych. Blisko 30 tysięcy złotych umarzane po roku. Wniosek miał mieć ,,pchacza,, . Okazała się nim była dyrektor szkoły, która za drobną opłatą projekt szlifowała i składała. Koniecznie pierwszego dnia naboru.

Wątpliwości, że jestem zatrudniony obie panie rozwiały natychmiast. Bezrobotny mam być w dniu złożenia. Wcześniej i później to wręcz atrybut. Dokładnie to samo usłyszałem na infolinii Urzędu Pracy. Bo odpadają koszmarne koszty na opłaty ZUS, które beneficjentowi opłaca pracodawca. A w statystykach urzędu wzrasta odsetek skutecznie wydanych pieniędzy. Naprawdę zdębiałem. ,,Pchacz,, jest pierwszą weryfikacją kandydata i gwarantem jego lojalności. Kiedy przy kolejnych wątpliwościach o przymus wydania części dotacji na lokalne media, a nie inwestowanie we własne jak chciałem -  internet i youtub- ujawniłem swoją dziennikarskie doświadczenie, pani ,,pchacz,, odmówiła dalszej współpracy. A stosunek znajomej do mnie uległ znacznemu ochłodzeniu. Potem zasłyszałem o aferze z próbą sprywatyzowania znamienitej tutaj szkoły przez jej dyrektor przy wsparciu władz miasta. Protest rodziców i opozycyjnych radnych projekt uśmiercił, a na pomysłowej dyrektor wymuszono zwolnienie. Zgadujmy, czy mówimy o tej samej osobie?

Śląskie miasteczko symbolem którego jest piłkarz stulecia. Magistrat z komórką dotacji i zamówień publicznych. Inna moja znajoma jest tam od lat fundamentem wydziału. To wdowa po lokalnym biznesmenie. Skończyła studia techniczne oraz podyplomowe kierunkowe jak mówi. Dofinansował je miejscowy urząd pracy...z dotacji dla bezrobotnych. Nie widzi w tym nic zatrważającego. Jest kasa, trzeba korzystać. Rozmawiamy telefonicznie. Muszę być cierpliwy. Co chwilę dialog się nam zawiesza. Jest w pracy i podejmuje ważne decyzje. Słyszę, jak właśnie wyjaśnia koledze z sąsiedniego pokoju, który jest ,,pchaczem,, projektu dofinansowania pracowni psychologicznej pewnej niewiasty, że wniosek odrzuca, bo nie ma podpisu elektronicznego. Odręczny, oryginalny nie ma znaczenia. Również fakt, że merytorycznie wszystko bez zarzutu. Siłą rzeczy w temat wprowadzony pytam, czy nie najprościej skontaktować się z wnioskodawcą, żeby lukę uzupełnił. Chociaż podpis oryginalny dla logiki jest bardziej wiarygodny od internetu. - Jeśli nie umie czytać regulaminu, nie ma ochoty mnie pytać i poprosić, to żadna kasa się nie należy – usłyszałem. Znajoma ściągnęła do współpracy swoją znajomą. Ta przyjmuje i rozlicza zamówienia publiczne w sektorze pomocy społecznej. Jedyny petent jest jednocześnie jej kochankiem. Bo w domu się nie układa. Pytam, czy nie ma tu jakiejś sprzeczności interesów?Usłyszałem, że jesteśmy jak dwa różne światy. Aha, znajoma wdowa po mężu ma niemałe długi.

Rok temu wniosku o dofinansowanie z Urzędu Bezrobotnych nie złożyłem. Po rozmowie ze swoim szefem w górskim ośrodku przygotowań olimpijskich. Potwierdził moje wątpliwości wspierając się identycznym dylematem swojej córki. Bardziej raczej zależało mu na reputacji własnej, bo dekadę temu był bohaterem największej afery korupcyjnej w polskim piłkarstwie. Poszedł na układ z CBŚ, sypnął kolegów, uniknął więzienia, a po latach jak widać ze spokojem stał się dysponentem publicznych pieniędzy. W naszych relacjach zapewne najwięcej medytował, czy znam ten wątek? Dla pewności umowy nie przedłużył. W naszych rozliczeniach też miał zaparcia. O czym poniżej.

Teraz, gdy się usamodzielniłem, a projekt wspólnych działań fizjomedycznych nic nie stracił na aktualności  urząd pracy namówił mnie do aplikowania. Zarejestrowałem się więc jako bezrobotny, a co miesiąc telefonicznie sprawdzano, czy gdzieś pracuję. Ofert miałem szukać sam. Wyrażano przy tym ubolewanie, że jestem sceptykiem po tym, jak ośrodek olimpijski za treningi zapłacił mi po 11-u miesiącach, a inna rozpoznawalna w regionie placówka publiczna dopiero jak jej dyrektor skończył wakacje. Pozostałe firmy dawały do podpisu umowy na innych zasadach, niż wynegocjowane. Nie wiem, czy ich zawieranie w dniu rozpoczęcia pracy, te umowy-zlecenia chroniące zleceniodawcę, były gorsze od kompletnej ignorancji etycznej i zawodowej. Nie dziwi więc, że ludność nadgraniczna masowo zatrudnia się u naszych zachodnich i południowych sąsiadów. I tam zakłada działalność gospodarczą, której nie otworzą, jeśli kiedykolwiek byli karani, albo nie mają wymaganego doświadczenia w zawodzie. Lub nostryfikacji. W Polsce jest zawsze nieco inaczej. W zawody medyczne wchodzą niedouczeni  bez matury lub obcojęzyczna rzeka bez wykształcenia. Są tani.

Projekt górskiej pracowni fizjo z dojazdem do pacjenta, z rehabilitacją nad morzem to poza umiejętnościami osobistymi, które w medycynie całe życie się uzupełnia, wydatki na sprzęt. Przy dopieszczaniu szczegółów wobec kilku osób tej branży mogę być tylko dłużnikiem. Także producentów, którzy przez szereg miesięcy wykazywali się wyrozumiałością i cierpliwością. Dobry pomysł zawsze jest wart realizacji. A przede wszystkim przetestowany skutecznością metodologii. Klasycznej, wielowiekowej terapii manualnej i balneologii, czyli terapii w wodzie. Wsparcie przyzwoitej klasy wspomagającymi urządzeniami zabiegowymi to wielki komfort dla rehabilitanta i jego rąk. Pacjenci, czy klienci w ramach zabiegów NFZ mogą co najwyżej liznąć takiego wsparcia i poziomu. Projekt kilkuetapowy rozpisany na lata. Z docelowo własnym marketingiem i mediami. I wspólny w działaniach transgranicznych. Dla dobra i zdrowia polskiego pacjenta. Nasi sąsiedzi w swej normalności nie mają się czego wstydzić, a podstawowy sprzęt medyczny byle przychodnia ma przyzwoity, bezpłatny i dostępny natychmiast.

Pisanie tegoż na urzędowym formularzu zajęło mi dzień. Złożyłem następnego dnia po ogłoszeniu konkursu. Dzwonili z ,,pośredniaka,, dodając otuchy. Po ponad miesiącu otrzymałem pismo polecone, że wobec ogromu zainteresowanych komisja termin rozpatrywania wniosków dofinansowania na otwarcie działalności przez bezrobotnych przedłuża o dwa miesiące. Po kolejnych dwóch tygodniach znów odezwał się ,,pośredniak,,. Mam stawić się na szkolenie niezbędne do składania wniosku. Kolejnego dnia odwołali, ale zaprosili na rozmowę w sprawie wniosku. Stawiłem się.

Pani z moją teczką robiła wrażenie. Elegancja daleka od urzędniczej, dojrzałość połączona z dynamiką. Sami w pokoju, spotkanie zaplanowała na pół godziny. Po pierwszych słowach nie miałem wątpliwości, że we wniosek zagłębiła się na bezpieczny zerowy poziom. Była mi wdzięczna, że z wszystkim osobiście teraz ją ukierunkowałem. Jeszcze bardziej, gdy informowałem, że z przychodnią lekarską, gdzie ma być pracownia domawiamy szczegóły bez oglądania się na wysiłki komisji dotacji. Mój monolog trwał niemal godzinę. Przerwał wejście sprzątaczek oraz słowo końcowe pani urzędniczki. - Czy będzie pan wnioskował w przyszłości, jeśli teraz pan dotacji nie dostanie? Bo liczy się kolejność złożonych wniosków. Te z pierwszego dnia konkursu mają największe szanse. Pan złożył drugiego. Mamy dofinansowania unijne oraz z innych programów-. Odpowiedziałem, że jako człowiek lokalnie bez żadnych koneksji i układów nie zdziwi mnie odpowiedź odmowna. Wspomniałem o zeszłorocznej próbie z panią eksdyrektor ,,pchaczem,, . Zapewniłem, że działalność i wnioski o wsparcie są przedmiotem mojej strategii.

Równolegle z ,,pośredniakiem,, dzwonili do mnie z fundacji NGO, która uczestniczy w rozdziale pieniędzy unijnych i rządowych. Skąd mój klub sportowy otrzymywał wsparcie. Termin był ekspresowy, kwota 6 tysięcy zł, wyraziłem zainteresowanie na zakup sprzętu fizjosport dla rodzinnego ośrodka rehabilitacji pod Gdańskiem. Tak, by pierwotny projekt zgodnie z planem wiązał się  od morza do gór.. Spotkanie w powiecie. Poza kilkoma Ukraińcami nikogo więcej. Usłyszałem, że do oceny i podziału środków dołączono jeszcze jeden organizm. Kolejny pośrednik upasiony  na publicznych pieniądzach – pomyślałby każdy. Zrezygnowałem.

Konkursy, przetargi były, są i będą skanalizowane. Te nierzadko kopalnie cudzych pomysłów w nieudolny sposób potem przez układy realizowane. Tajemne i niedostępne kandydatom komisje, łańcuszek pośredników, ślimacze procedury. Składając swój wniosek musisz się z tym liczyć. Już mam podejrzenia, że lokalizacja pracowni w przychodni się oddala. Jej szef unika rozmowy, którą sam wcześniej kreował. Dobry, rozpoznawalny punkt miasta. Za dużo wokół tego wątku pytań konkursowego spotkania. Coś jeszcze pani z tego zapamiętała? I który urzędnik uwikłany w dotacje, ich ocenę kiedykolwiek napisał samodzielnie wniosek i złożył, przebrnął siermięgę procedur, zrealizował i rozliczył? I był w tym anonimowy? Czy dotowanie z urzędu bezrobotnych w istocie zatrudnionych lub swoich w ramach szkoleń może być zjawiskiem wieloletnim i ogólnokrajowym? W cuda nie wierzę, choć to kraj cudów. Dlatego działalność gospodarczą i wnioski o dotacje planuję, ale u któregoś z naszych sąsiadów. Gdzie sprawdziłem- procedury, tempo i współpraca z urzędami to po prostu uśmiechnięta przyjemność. Nawet wobec Polaków.


Reportaż wcieleniowy - SEZON  NA  DOTACJE-  pozbawiłem szczegółów, bo blog jest tutaj bezpłatny. A redakcje jak wspomniałem zajmuje inna formuła. Stąd w perspektywie ,,Wędrówki...,, będą wydane w formie publikacji ksiązkowej. Dziś pierwszy odcinek. W planie przez wydawnictwo zagraniczne. W Polsce artykułowanie prawdy zawsze miało knebel cenzury i sądowej kary.


Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo