krzysztof mielewczyk krzysztof mielewczyk
127
BLOG

DAWAJ NA POCZTE

krzysztof mielewczyk krzysztof mielewczyk Gospodarka Obserwuj notkę 2
Zapowiedzi zwolnień grupowych na wielką skalę narodowego znaku - Poczty Polskiej pokrywa się z jednoczesnym naborem kontrolerów abonamentu RTV do sprawdzania ilości odbiorników w naszych domach. Sensacją jest formuła otwarta, również dla obywateli Ukrainy. Kuriozalne sprzeczności w spółce trwają lata. Wszedłem w środek giganta. Nawet wnuk obrońcy Poczty września 39 był zbędnym balastem.

Trup w stanie rozkładu? Reportaż wcieleniowy zacząłem przygotowywać jesienią przełomu COVID 2020/21. Wiedziony katastrofalną ilością sąsiedzkich skarg na wątpliwe praktyki placówki pocztowej w rejonie zamieszkania. Również osobistych doświadczeń. Wówczas pisałem:

,,…Imponująco brzmią rządowe zapowiedzi planowanej ekspansji i inwestycje narodowego symbolu z niemal 500-letnią tradycją – jak podkreśla oficjalnie w swej strategii informacyjnej Poczta Polska SA. Tymczasem od co najmniej stycznia 2021 przechodzi tam fala masowej redukcji zatrudnienia, a kolejnych wiosną boją się nawet stali pracownicy. Płaca minimalna na umowach jest fikcją, zakładowi związkowcy w układzie, a kodeks pracy wręcz feudalnym zabezpieczeniem interesów pracodawcy. Za kosztownym marketingiem kryje się rzeczywistość porównywalna z rozpaczą wojennych ruin pierwszego dnia wolności. Taki wyniosłem po 3 miesiącach obraz placówki, dla której życie 1 września 1939 narażał mój dziad Franciszek i ponad pół setki pocztowców przez hitlerowców pomordowanych…,, .

HISTORIA ZBĘDNA

Media w połowie marca 2024 poinformowały o zapowiedziach spółki masowych zwolnień w blisko 60 tysięcznej armii pracowników. Jednocześnie we Wrocławiu Poczta Polska S.A. do ustawowej realizacji skutecznego ściągania z obywateli podatku na media publiczne namawia w ogłoszeniach również Ukraińców. Rolą kontrolerów jest ustawowe chodzenie po polskich domach i sprawdzanie, czy i ile mamy odbiorników radiowych i TV. Jak komornik, urząd skarbowy albo policjant. Więc to kolejne zrównanie w prawach ofiar wojny na własne życzenie – jak niedawno ogłosił papież Franciszek - coraz mniej zrozumiałej dla Polaków troski władz nadwiślańskiego kraju. Bezprecedensowa życzliwość demoluje nasz rynek pracy, mieszkaniowy, edukacji, socjalny, rolnictwo itd. Przy tak pojmowanej wolności gospodarki w konsekwencji umożliwia to narastający skrajny damping cenowy towarów i usług. Czechom czy Niemcom, ci są najbliżej, do głowy by nie przyszło tworzyć takie realia i nasyłać na siebie za własne pieniądze wojującą nację mając w pamięci doświadczenia nieodległych kart historii. Na przykład międzywojenne powstania i rewolty tej mniejszości w sanacyjnej RP. Czy wspólne z Czechami zabiegi blokujące odrodzenie Polski w 1918. Zabawne więc, że teraz światłość kaganka bije od państwowej spółki, która poza armią wyrosłej z prywaty i układów zbędnej administracji, za minimum płacowe graniczące z ośmieszaniem instytucji Państwa nie jest w stanie od lat skompletować efektywny i stabilny zespół pracowników. Firma kształtowana zadaniami komuny stanu wojennego niezniszczalnie tkwi w tym szablonie. Jej siermiężnie pozyskane dochody przy ekonomii opartej na zasadach wczesnego Jaruzelskiego wrzucane są do jednego budżetowego wora. Razem z ZUS, podatkiem drogowym, aż po wspomniany abonament. Czyli haracz na uprawianie pod partyjnym szyldem propagandowej prywaty za publiczne pieniądze. Żałosne, jak nawet tak mikroskopijna konkurencja miażdżona restrykcyjnymi przepisami i kosztami skutecznie podważa ten cmentarny monopol. Stypa trwa od wielu lat w tym samym towarzystwie, a polityka zatrudnienia opiera się na modelu feudalnym.

ZNANA PRAWDA

Donald Tusk przed 2015 zamierzał odstąpić Pocztę Polską niemieckiej i przyglądając się tej firmie w kolejnych latach pomysł nie wydawał się chybiony. Rząd PISu jedynie ukrócił zbędną PP SA konkurencję wbijając ten wieloletni układ w jeszcze większe przekonanie o swojej niezatapialności. Z pracowników liniowych, listonoszy i w okienkach zrobił akwizytorów wymuszając zajmowanie się nie tym do czego tę instytucję powoływano. Nic dziwnego, że doręczanie listów poleconych po terminie to usankcjonowany zwyczaj, podobnie martwe usługi sms czy dyspozycje przekierowania korespondencji. W konsekwencji nieskuteczne dostarczanie poczty sądowej i urzędowej. Składanie reklamacji to gwarantowana zemsta poczty wobec klienta, który z zasady racji nigdy nie ma. Jestem więc donosicielem na niezniszczlną polską biurokrację. Posiłkowanie się teraz nacją, w której odwiecznym modelu egzystencji poza tym samym w jeszcze bardziej zwierzęcym wydaniu rysuje się destrukcja, roszczeniowość i minimalizm połączony z agresją Poczta Polska już sprawdzała. Finał bez przywoływania trupów historii mógł być tylko jeden.

DOTYK REALIÓW

W covidzie przepracowałem 3 miesiące w centrum logistycznym Poczty Polskiej pod Gdańskiem. Przeszedłem przez procedurę naboru błyskawicznie, a na finał podstawowego szkolenia zawisła nade mną grupa akwizytorów. Etatowy personel dostawał do ręki masowo materiał ludzki dla realizacji norm i planów. Z klucza i mi to zaproponowano. Nie skorzystałem. Zobowiązanie i rozliczanie pod groźbą zwolnienia. Wykupiłem za to popychany obietnicami ubezpieczenie i otworzyłem konto w banku pocztowym. W praktyce dostęp do swoich pieniędzy miałem tylko w godzinach pracy urzędów PPSA. Wyegzekwowanie oferty pożyczki, którą kuszono okazało się nierealne. Podobnie jak pakiety pracownicze, kolorowa strona internetowa i czegokolwiek tam dotykałem. Najtrudniej było się z tego wycofać. Nawet, gdy z pocztą się ostatecznie rozstałem. A pracowałem w święta i sylwestra. System wielozmianowy i bez oddechu. Ale kto tam głośno narzekał? Wszyscy szczęsliwi bo w covid mogli wyjść z domu. Kierownictwo nie ukrywało, że po okresie próbnym zostaję. Legendę dziadka obrońcy poczty gdańskiej 1 września 1939, jednego z 4 którzy się uratowali odbierano życzliwie. Ktoś z biura pokazał mi nawet książkę w tym temacie. Z niej dowiedziałem się, że przedstawiciel rządu polskiego w WMG kilka dni przed wybuchem II wojny światowej otrzymał informację kanałem dyplomatycznym, że odsieczy w razie konfliktu nie będzie. Wysoki Komisarz RP miast o tym poinformować pocztowców i żołnierzy Westerplatte zawinął się i zniknął kierując z rodziną ku obczyźnie. Obrońców rozstrzelano, bo niezmobilizowanych Niemcy potraktowali jako bandytów. A oni przypalani żywcem cały czas z wiarą w ojczyznę czekali. Dostali przepustkę do śmierci.

CIAMAjDAN STYLEM

Teraz ja czekałem. I się doczekałem. Po ostatnim dniu trzymiesięcznej próby kadry mnie wezwały informując, że się jednak żegnamy. Redukcja etatów. Masowa. Panie ze zwieszonymi głowami, kierownik już od rana mnie półkolem unikał. To potwierdziło krążące od kilkunastu dni plotki. Że potrzebowali tylko ludzi na ciężki okres świąteczny. Jak zawsze. Więc po co umowy o pracę?

Hitem była jednak afera z Ukraińcami. W okresie największego nawału poczty tuż przed Wigilią zażądali podwyżki odmawiając pracy. Doprowadzali już wcześniej wszystkich do rozpaczy unikając stanowisk ciężkich i odpowiedzialnych, a uciekając na tak zwaną listówkę, czyli segregowanie przesyłek przez personel kobiecy. Zatrudniała ich zewnętrzna firma. Ktoś więc naruszył układ w centrali. W odpowiedzi całą armię ukraińskich pseudorobotników natychmiast spakowano i odesłano do kraju. Jak świetnie pracowali - nasze kierownictwo przestało opowiadać. Dołączyli z opinią do pozostałych. Polacy musieli teraz naprężać mięśnie potrójnie. Przy standardach organizacji i zarządzania spółki to było mniej więcej jak kocioł pod Kurskiem.

ZNACZEK NADZIEI

Szczęściem wydawała mi się zatem oferta listonosza samochodowego w placówce pocztowej na peryferiach metropolii. Mimo, że nic nie stało na przeszkodzie, miałem urlop do wykorzystania, centrala nie zgodziła się na utrzymanie ciągłości zatrudnienia. Tu warunkiem, było użyczenie swojego prywatnego auta. I wyłożenia pieniądzy na paliwo w pierwszy miesiąc pracy. Sprecyzowanie zapisów porozumienia wywołało panikę. A maile do dyrekcji pozostały bez odpowiedzi. Za to usłyszałem od nowych kolegów i kolżanek, bo już podjąłem zadania, że jak będę w dobrych relacjach z kierownik punktu, to będzie dopisywać kilometrówki. I kilka stów więcej wpadnie. Po dwóch dniach teorii, dzieląc dowożone przesyłki z pożegnanego moment wcześniej centrum logistyki ruszyły szkoleniowe wyjazdy w teren z pocztylionami zmotoryzowanymi. Regularnie kończyły się wyciąganiem ich pojazdów z zasp. Połowa lutego, drogi nieodśnieżone, a rejony słabiej zaludnione. Nawet parking naszej poczty nie był w tym czasie odśnieżany. Kasy na to nie było, a nikt z nas się do tego nie kwapił. Starzy pracownicy mieli auta wiekowe po dwa, trzy do pracy. Jeden zarabiał, pozostałe odwiedzały warsztaty. Patrząc na realia odmówiłem ostatecznie swojego argumentując, że nie po to w okresie największej pandemii zatrudniam się za najniższą krajową w państwowej, stabilnej jak namawiano spółce, żeby na dzień dobry wydawać pieniądze na własną wypłatę. Zwróciłem też uwagę, że już na etapie rozmów i podpisywania umowy o praćę unikano i unika się doprecyzowania zapisów porozumienia, zwłaszcza w tej sprawie. Moja pensja, najniższa miesięczna płaca krajowa spełniała warunki ustawy, ale po wliczeniu wszystkich dodatków. Żenujące było jak moje kłopotliwe pytania urzędniczy bukiet Poczty Polskiej S.A. przerzucał po przepastnych gabinetach gdańskiej centrali licząc, że stracę ochotę i zainteresowanie. Był przecież covid i nikt nie miał pracy. Nastrój wrogiej ciszy wokół mnie narastał. W dniu moich urodzin dostałem wielką torbę z listami i kazano mi je roznieść w zamieć. Tak zeszło prawie 8 godzin. Przez ćwierć wieku w triathlonie w takiej pogodzie nie startowałem. Skończyłem już po godzinach pracy. Urodziny fetowałem piorąc i susząc prywatne ciuchy i buty błotem rozdeptane. Wieczorem przygotowałem wymówienie z pracy w trybie natychmiastowym.

POCZTOWY OSTRACYZM

Że moja miejscowa placówka PP SA szybko wiedziała, iż pracuję na poczcie domyśliłem się z wręcz poddańczego uśmiechu, którym mnie uraczono przy kolejnym odbiorze poczty. Po wielomiesięcznej serii składanych reklamacji, dostarczaniu avizo po terminie, co przypłaciłem w jednym z sądów zaocznym niekorzystnym wyrokiem, a w innych sprawach ten problem siermiężnie odkręcając teraz poznałem organoleptycznie, jak te kilkadziesiąt tysięcy ludzi za najniższą krajową kombinuje oszczędzanie kosztem klienteli. Nikt nie będzie przecież jeździł w teren dla jednej przesyłki. Czeka się zatem, aż pakiet dla danego terenu opłacalnie dla listonosza się uzbiera. Któregoś razu ubawiła mnie awantura na poczcie. Klientka zarzuciła placówce taki proceder, wezwano listonosza z rejonu, który jeszcze podbił bębenek pyskówki. Ciśnienie opadło, gdy pojawiła się dyskietka z dwutygodniowym zapisem kamery przydomowej furtki ze skrzynką. U mnie nagminnie zostawiano awizo w drzwiach balkonowych, jakby wrzucać do czego nie było. Wiatr dopełniał reszty. Zapełnianie do oporu skrzynek ulotkami w ramach rekompensaty, to realizacja kolejnego obowiązku, który zaśmiecał sakwy i auta listonoszy.

WRÓG PUBLICZNY NR1

Największe żniwa to rozwożenie rent i emerytur. Końcówka pasków w niepisanej tradycji trafiała do kieszeni listonosza. Ludzie czekali na zwykle skromne grosze z utęsknieniem. Nierzadko była kawa, a nawet ciasta. Jako świeży nie miałem nieformalnie do tego zadania prawa. To był przywilej tych zasiedziałych. Załoga póki nie skontaktowała się z moją rodzimą placówką nieświadomie instruowała mnie jak traktować odbiorców, którzy są zadowoleni i nie są zadowoleni. Zasada – my ci teraz pokażemy – ubrana w solidną porcję wulgaryzmów  wyzwalała w tych ludziach niekłamany uśmiech. Gdy zasięgnęli wiedzy o mnie nowych zadań już nie dostałem. Poza sprzątaniem śmieci w biurku poprzednika. Nie czułem w sobie jak pozostali desperacji. Chocuiaż nawet bez covidu poza aglomeracją trojmiejską jakakolwiek praca to rarytas. Zwolniłem się w trybie natychmiastowym odmawiając dalszego świadczenia pracy. Powołałem na bezprecedensowe łamanie standardów uniemożliwiających człowiekowi bez brzytwy u szyi cywilizowane zarobkowanie. Wymówienie naczelnik przyjęła, a po kilku dniach rozdzwoniły się telefony.

POCZTOWA POTĘGA

Zakwestionowano formułę rozstania podsuwając swoją wersję z twierdzeniem, że nie mam prawnie takiego przywileju. A sąd pracy w zaocznym ślamazarnym postępowaniu przyjął stronę pracodawcy. Nie było chętnych do wyjaśnienia, co leży u podstaw dostosowania się do wypowiedzenia narzucanego przez państwową spółkę. Nawet z tradycjami. W tej feudalnie pojętej solidarności poczułem, że wreszcie zaczynam rozumieć istotę tragedii obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku.

Nie rozminę się z prawdą, gdy powiem, że szpachlowanie odpadającego tynku na fasadach reprezentacyjnych tworów naszego kraju odnosi się nie tylko do pocztowego raju. Każdy sam może sobie dopisać, jakim cudem jeszcze grubo przed wojną z Rosją w podgdańskim centrum logistycznym zatrudnienie znalezła ogromna rzesza obcojęzycznych. Nie wątpię, że fundamenty współpracy wyrosły za poprzednich rządów PIS w 2007, gdy kolebkę wolności ,,Stocznię Gdańską,, nabywał kapitał z Ukrainy. Byłem wtedy asystentem prezesa SG SA, Andrzeja Jaworskiego. Lojalnego żołnierza OJCA DYREKTORA, który nabył stoczniowe cegiełki. Finał współpracy przypomina wojnę o zboże. Ukraińcy z którymi się zetknąłem w centrum logistycznym PP SA pogłębiły nie tylko moje przekonanie o ich wątpliwej przydatności w pracach wszelakich. Nie tolerowali innych metod pracy, niż w swoim gronie wymyślone. Wszelkie sugestie przełożonych oraz otoczenia Polaków traktowali z natychmiastową agresją. Łamali ostentacyjną arogancją najzwyklejsze zasady współżycia. Szybko wygasła początkowa wylewność i wręcz nieśmiałość. 

W zeszłorocznym sondażu naszych sąsiadów większość odmówiłaby takiej pomocy Polakom, jaką my im daliśmy. Coraz więcej deklaruje chęć wyjazdu z naszego kraju. A jednocześnie nadal napływają nieprzerwanym strumieniem. Filozofia utrzymania gospodarki kraju unijnego w progresie rękami niestowarzyszonych nacji to okradanie rodaków i majątku publicznego. A pomysł zatrudniania ludzi z obcym paszportem do kontrolowania Polaków w ich domach jest równie szatański jak palenie kobiet w średniowieczu na stosach. 

Finał mojej przygody z pocztowcami jest godny takich praktyk. Przed kolejnymi świętami, Wielkiej Nocy dzwonił i esemesował do mnie ten sam kierownik centrum logistyki Poczty w Pruszczu. Zaproponował pracę. Prawda jakie to chrześcijańskie.


Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka