Naprawdę, jeszcze za życia śp. Lecha Kaczyńskiego polska demokracja mogła być wzorem nawet dla całego świata zachodniego. A to za sprawą polskich „wiodących” mediów, dla których i słusznie, nie było żadnej świętości w kwestii dociekania prawdy.
Jeśli chodzi o nieżyjącego prezydenta to trzeba dodać, że taka Gazeta Wyborcza, TVN24 czy Lisi Wprost, nie odpuściły mu nawet po śmierci.
Nie było w tym nawet cienia chaosu, a dziennikarskie kwiecie podzieliło się według zdolności i predyspozycji na: tropowce, posokowce, płochacze, norowce, gończe, dzikarze i aportery. Nawet, jeśli chodzi o aparycję to mogliśmy oglądać zarówno szorstkowłose, krótkowłose, długowłose, jak i nawet zupełnie łyse.
Pewien zaś gostek z Biłgoraja przyjął rolę psa wystawiającego, dzięki któremu powstawał pretekst i jednoczesne alibi do zadawania przez sforę trudnych pytań na temat pijaństwa byłego prezydenta, jego stanu zdrowia w tym psychicznego i na poważnie rozważać czy to on sam czy w porozumieniu z bratem bliźniakiem doprowadził do tragedii smoleńskiej.
I nagle coś się w tej sprawnej i wydawałoby się dobrze naoliwionej machinie zacięło.
Mamy nowego prezydenta i nikt nie przejmuje się stanem jego zdrowia, choć ten cierpi na częstokurcz komorowy (Tachycardia ventricularis) i w jego pobliżu ciągle musi przebywać ktoś z walizeczką, w której znajduje się defibrylator.
Kompletny zaś uwiąd dziennikarskiej profesji i dociekliwości obserwujemy na przykładzie wypadku, europosła Jarosława Wałęsy.
Nikt nie pyta o prędkość, z jaką jechał ani o stan jego trzeźwości podczas feralnego zdarzenia.
Czy ktoś może zna przyczynę tego nagłego upadku jaki masowo dotknął dziennikarską brać?
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka