Okres kampanii wyborczej to wspaniały czas, kiedy to rozgrzane sądy III RP pozwalają odetchnąć nieco funkcjonariuszom z TVN24, Gazety Wyborczej i im służącym, medialnym braciom mniejszym. Złapać za jakieś słówko i skazać w ciągu 24 godzin to niezła gratka nadarzająca się niestety tylko raz na cztery lata w tak zwanym przyspieszonym, wyborczym trybie orzekania.
A co między jedną, a drugą kampanią? No cóż wtedy sądy mielą równie słusznie, lecz znacznie wolniej i kwestia odwracania uwagi gawiedzi duperelami, kiedy na celownikach moherów różni Turowscy, Chlebowscy, Drzewieccy, ruskie fałszerstwa i dziwne samobójstwa, spoczywa na mediach.
O tym, że PiS nie ma lekko z zaprzyjaźnionymi z Platformą Obywatelską i Andrzejem Wajdą mediami wiadomo od dawna. Trwa w nich nieustanna mrówcza praca polegająca na wynalezieniu jakiegoś pretekstu w postaci wypowiedzi, choćby jednego zdania bądź pojedynczego słowa któregoś pisowca, na których to kanwie da się utkać jakiś skandalik lub wielki skandal.
Tak było z pamiętnym przeciwstawieniem Jarosława Kaczyńskiego Ślązakom, do czego wykorzystano bardzo słuszne jego słowa o niebezpieczny nasilaniu się na Śląsku ruchów separatystycznych z głównym udziałem wspieranego przez Platformę Obywatelską, Ruchu Autonomii Śląska.
Metoda ta jest dość prosta i prymitywna, ale skuteczna. Po wyodrębnieniu już odpowiedniego preparatu i sprawdzeniu po mikroskopem czy się nadaje, trzeba w jednym z wiodących mediów dać sygnał do ataku.
Kiedy producenci medialnego skandalu na zamówienie, uznają, że sprawa została już odpowiednio nagłośniona i poszła w lud, angażuje się nagonkę złożoną z „ekspertów” i „autorytetów moralnych”, którzy potwierdzą słuszność dziennikarskiej dociekliwości. Owo potwierdzenie polega zawsze na odegraniu przed kamerami spektaklu, którego główny przekaz to wyśmianie, zdziwienie, oburzenie, zaskoczenie, solidarność z „ofiarą”, bądź „ofiarami” PiS-u.
Fala ta idzie przez TVN24, Gazetę Wyborczą, a następnie pałeczkę przejmują te wszystkie zetki, toki, rmf-y i reszta towarzystwa wzajemnej adoracji.
Nie ma lepszego sposobu na uzmysłowienie czytelnikowi jak to wszystko wygląda niż posłużenie się przykładem. Wykorzystam do tego sprawę kuriozalną i komiczną jednocześnie.
Działo się to na samym początku akcji zakończonej utworzeniem PJN. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział o zakulisowych kontaktach Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Pawła Poncyliusza z Januszem Palikotem i Leszkiem Millerem.
Kiedy Jarosław Kaczyński pozbył się z partii spiskujących posłanek, Elżbiety Jakubiak i Joanny Kluzik-Rostkowskiej, rozpoczęła się próba rozbijania Prawa i Sprawiedliwości.
Przebieranie nogami na Wiertniczej osiągnęło apogeum i na siłę szukano pretekstu by się do czegokolwiek przyczepić.
Zaproszona do studia TVN24, posłanka Beata Kempa nazwała wówczas działania obu usuniętych posłanek „wkładaniem kija w szprychy pędzącego pisowskiego pociągu”.
To, co nastąpiło potem powinno stać się natchnieniem nie tylko dla kabaretów, ale i reżyserów filmowych specjalizujących się w komedii. Nie mam wątpliwości, że gdyby żył Stanisław Bareja to nie przepuściłby okazji by uwiecznić dzieło komediantów ze stajni Waltera.
Na pierwszy ogień poszedł profesor Marek Sitarz z Wydziału Transportu Szynowego Politechniki Śląskiej. Do niego to udali się reporterzy z TVN24 by uzyskać sensacyjną informację, że we współczesnych pociągach stosowane są koła monoblokowe nieposiadające szprych.
Wniosek. Kempa bezczelnie skłamała, gdyż pisowski pociąg nie może posiadać szprych
Następnie ze Śląska reporter „Faktów” Paweł Abramowicz zabrał nas do Wielkopolski, a dokładnie do Wolsztyna gdzie pracownik tamtejszej parowozowni, Tomasz Opaska, przekonywał, że nie tylko kij wsadzony w szprych lokomotywy, ale i metalowe przedmioty nie są w stanie jej zatrzymać ani spowolnić.
Kolejny wstrząsający wniosek. Okazało się, że pisowski pociąg nie tylko nie posiada szprych, ale nawet gdyby takowe miał to i tak kij między nie wsadzony, nie tylko by go nie zatrzymał, ale nawet nie mógłby go spowolnić.
Szkoda, że ów skandal z kołem, kijem i szprychami nie miał miejsca w kampanii wyborczej. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że znalazłby się w III RP niejeden rozgrzany sędzia, który z kamienną twarzą kazałby wpłacić posłance Kempie10 tysięcy złotych na Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach oraz zamieścić przez nią sprostowania i przeprosin o następującej treści treści:
„Pragnę przeprosić panie Joannę Kluzik-Rostkowską i Elżbietę Jakubiak oraz wszystkich widzów programu „Fakty po faktach” w TVN24 za podanie przeze mnie nieprawdziwej informacji jakoby posłanki Joanna Kluzik-Rostkowska i Elżbieta Jakubiak włożyły kij w szprychy pędzącego pisowskiego pociągu.
Pragnę również sprostować swoją nieprawdziwą wypowiedź.
Panie Kluzik-Rostkowska i Jakubiak nie mogły tego uczynić, ponieważ w dzisiejszym kolejnictwie stosowane są powszechnie koła monoblokowe nieposiadające szprych. Nawet gdyby przyjąć, że ów kij byłyby w stanie jednak włożyć, to nie miałoby to wpływu na prędkość pisowskiego pociągu.
Beata Kempa”
To drodzy czytelnicy nie sen. W takim oto państwie przyszło nam żyć.
Pocieszeniem jest jednak stały spadek sprzedaży Gazety Wyborczej i to, że tylko w ciągu jednego roku TVN24 stracił 22 procent widzów.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (37/2011)
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka