Krzysztof Nędzyński Krzysztof Nędzyński
112
BLOG

Cicha rewolucja

Krzysztof Nędzyński Krzysztof Nędzyński Polityka Obserwuj notkę 8

W sobotnio-niedzielnym "Dzienniku" jest artykuł "Żyjemy w świecie politycznej iluzji" Roberta Krasowskiego, który, idę o zakład, znajdzie się w antologii publicystyki tego dziesięciolecia.

 

 

Red. Krasowski pisze: "Ostatnie wybory wcale nie były liberalną rewolucją, w której zwyciężyła nowa myśl i nowa siła. Liberałowie - znowu potwierdzając starą prawdę o naturze politycznych przewrotów i źródłach ich zwycięstw - wygrali dlatego, że konkurenci się wykrwawili. Powtórzę raz jeszcze, bo to najważniejsza teza: to nie liberałowie są silni, to pozostali gracze są słabi. A najsilniejszy gracz - rządząca Platforma - nie jest wystarczająco silny, by narzucić swój język. By powiedzieć "od dziś budujemy drugą Irlandię - czyli społeczny pokój i dobrobyt - i od dziś spieramy się tylko o to, jakimi środkami ten cel osiągnąć". I by to zostało naprawdę wysłuchane, zaczęło nadawać ton. [..] Jeśli żaden wszechpotężny ideowy wróg nie przeszkadza w modernizacji, przestaje nas ona pociągać jako zadanie. Taka modernizacja ani nie jest intelektualnie ciekawa, ani politycznie nośna. I to jest dziś główny problem PO. Platforma ma zaczątki swojego własnego, autonomicznego języka. Ale uczestniczy w świecie iluzji. I nie wiadomo, czy ma wystarczająco siły, aby się z niego wyrwać."  

 

Red. Krasowski najwyraźniej uważa, że aby dokonać prawdziwej zmiany, trzeba najpierw narzucić wszystkim własny język, wszem wobec obwieścić początek nowego wspaniałego świata. Ja się z tym nie zgadzam. Żeby dokonać prawdziwej zmiany, wystarczy zrobić coś dobrego. Myślę, że premier Tusk ma na to duże szanse - również dzięki pracy wykonanej przez Kaczyńskiego. Można powiedzieć że Kaczyński zaorał, dzięki czemu Tusk może teraz siać. Obaj ci politycy są nam potrzebni i w rzeczy samej nierozłaczni, choć tak różni jak awers i rewers monety, dobry i zły policjant.

 

Robert Krasowski pisze: "Historia za późno przyznała rację Kaczyńskiemu. Dostał mandat do walki z układem właśnie wtedy, gdy ten się posypał. Nie było już Kwiatkowskiego, Jakubowskiej, Czarzastego, których można dalej demaskować. Więc Kaczyński wystąpił w roli Don Kichota, śmiesznego pana, który ruszył do walki ze smokami po tym, jak one wszystkie wyzdychały. Dlatego nikogo nie złapał, nikogo nie ukarał, żadnego układu nie zlokalizował. Szarżował na kolejne wiatraki, starając się wmówić światu, że toczy zwycięskie krucjaty."

 

Wcale nie za późno. Moim zdaniem, Kaczyński doszedł do władzy właśnie wtedy kiedy powinien. Kaczyński przeorał Polskę i to przeorał w najlepszym tego słowa znaczeniu. On zmienił zmienił świadomość obywateli, zerwał z powszechnym poczuciem niemożności, sławetnym imposybilizmem, z odczuciem obywateli, że na szczytach władzy jest toleracja dla korupcji i innych patologii. Niestety nie obyło się bez ofiar i to przyznaje sam Kaczyński. Kiedy się robi generalne porządki, to prawie na pewno ktoś oberwie mocniej niż się należało. W moim przekonaniu praktycznie nie było szans, by podobnego wypadku uniknąć. Co nie zmienia faktu, że należało na pokaz uderzyć pięścią w stół, tak samo jak teraz trzeba przeprosić za błędy i wyrządzone przez nadgorliwość i niewiedzę (ale nie złą wolę, moim zdaniem) krzywdy. 

 

Myślę, że Donald Tusk ma szansę być prawdziwie wielkim premierem. Zaczątków jego wielkości upatruję m.in. w jego prawdziwie koncyliacyjnym podejściu. Pierwsze najważniejsze zwycięstwo chyba ma już za sobą. Wydaje mi się, że on już nie widzi problemów na zewnątrz, tylko wewnątrz PO. Przypomina mi się zakończenie znakomitego filmu "Pluton", kiedy główny bohater wracając z wojny w Wietnamie mówi: "Myślę teraz, patrząc wstecz, że nie walczyliśmy z wrogiem, walczyliśmy ze sobą, a wróg był w nas". Odnoszę wrażenie, że premier Tusk też tak myśli, nie traktuje polityków PIS i LID jako wrogów, ale co najwyżej jako jeszcze-nie-sojuszników. Tak jakby wierzył, że również w przypadku polityka najlepsza metoda, by zmieniać świat na lepsze zaczyna się od zmieniania samego siebie. 

 

Wyrazy uznania dla red. Krasowskiego, który tak wyczerpująco opisał zachodzące zmiany, że w jego artykule prawie można przeoczyć rzecz najważniejszą - iluzja polega na tym, iż rewolucja już się dokonała, choć bez oczekiwanych fanfarów. Największa zmiana, jak zwykle, przyszła niezauważona. 

 

 

Wesołych Świąt!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka