Koronawirus "napadł" na nas niespodziewanie - zaatakował nasz styl życia, naszą codzienność i przyzwyczajenia.
Najgorszym i najdziwniejszym uczuciem jest to, że nie wiemy kiedy to się skończy - ciągła wątpliwość i niepewność.
Napotkał społeczeństwo podzielone, zagonione i zestresowane od samego rana - ludzi niemających czasu dla najbliższych: rodziny, przyjaciół - przede wszystkim dla samych siebie. Ludzi w chorym kulcie pracy, którzy, aby wyrobić dzienną normę są gotowi na (muszą) ignorowanie otaczającego ich tła - zdrowia, ważnych informacji itp. - zamknięci w korporacjach i czekających na telefon.
Jestem zwolennikiem kapitalizmu, lecz kapitalizmu należącego do człowieka - NIE człowieka należącego do kapitalizmu. Chodzi mi o to, że wirus odwrócił chaos w chaotycznym systemie - ze skrajnie zabieganego świata tworzy skrajnie zasiedziały świat. Godzina 7:00 - metro Centrum - pustki, ulica Marszałkowska - pustki, w wielu polskich domach ludzie siedzą przy "home-office" - mają więcej czasu dla siebie - nadrabiają zaległości, rozmawiają ze członkami rodziny. Jakoś dziwnie i jednocześnie normalnie.
Czy ta trwająca już od tygodni pandemia zmieni nasz sposób widzenia na pracę i relacje? Uświadomi kruchość systemu?
Komentarze