Opowieść ta nie dotyczy bohaterów, tylko świadków, a przeznaczona jest dla naszych dzieci – czyli pociech mojej Ani i moich – bo mówi o Ich Pradziadkach żyjących w roku 1920.
W roku 1920 dziewięcioletni Józio Szarecki mieszkał w ziemiańskim dworze w Mołodowie niedaleko Pińska; tam, gdzie „w bawialnym pokoju nad kanapą wisiały owalne wizerunki Księcia Józefa i Kościuszki, w środku Gerwazy i Protazy popijający miodek”.
W roku 1920 w małomiasteczkowym gospodarstwie w Kórniku pod Poznaniem szesnastoletni Staś Michałowski, gimnazjalista i skaut, pomagał rodzicom. Spoglądał często na cegiełkę z widokiem spalonej wioski – składkową pomoc dla „ludu polskiego”, cierpiącego wojenne niedole.
W roku 1920 Cesia Maliszówna, lat piętnaście, pomagała w nauczycielskim domu swojej starszej siostry Eugenii – niedawno jeszcze w Galicji, teraz już na podlubelskiej wsi. Na ostatnie Boże Narodzenie Anno 1919 zjechała tu cała rodzina: rodzice Regina i Tomasz, reszta rodzeństwa, a także narzeczony Eugenii Stanisław Marusarz, teraz żołnierz – potem ostatecznie ksiądz… Tę wizytę upamiętniła wspólna fotografia. Ponieważ Regina w lutym umrze na tyfus, już wkrótce Eugenia będzie miała pod opieką wszystkie młodsze siostry i brata.
W roku 1920, daleko za dawnym niemiecko-rosyjskim frontem, w rewolucyjnej zawierusze, tułał się z żoną Anną były oficer carski, syn zubożałego szlachcica z Mazowsza, Feliks Kowalski. Tymczasowo bez dachu nad głową. Czasem zamiast tkwić w bezczynności – rysował w swoim szkicowniku (prowadzonym od początku wojny) portrety kolegów, karykatury wrogów i różne rodzajowe scenki.
Trzy zabory, cztery strony świata i cztery losy.
W Mołodowie podczas rewolucji, jeszcze w roku 1918, wiejski komitet zamierzał żywcem zakopać ojca Józia – czyli „pomieszczika” Stanisława Szareckiego. Potem przyszła Polska, a kiedy znowu szli bolszewicy, Józio wraz z rodziną uciekał i wracał; jego siostra utrwaliła to w swoich wspomnieniach.
Cesia Maliszówna widziała, jak wiejska gromada chciała na powitanie bolszewików powiesić jej siostrę nauczycielkę, o czym już na Salonie pisałem [TU].
Staś jako szesnastoletni skaut wstąpił do Armii Ochotniczej.
Feliks, próbując przebić się do Polski – stanął oko w oko z innym Feliksem, mianowicie Dzierżyńskim, z czego na szczęście nic nie wynikło, czyli przeżył, a potem mógł o tym opowiadać rodzinie.
.
Żadna z powyższych osób nijakiej roli w tej wojnie nie odegrała. Tym niemniej ich wspomnienia, zdjęcia i rysunki będą dla Ich prawnuków – a naszych dzieci niezawodnym, jak mam nadzieję, świadectwem. Podobnie jak owa cegiełka, świadectwo „niedoli ludu polskiego”, która dotąd w domu naszym wisi.
Więcej – i nieco szczegółowiej – w dzisiejszym Naszym Dzienniku: TUTAJ, O. A tu tylko nieco więcej fotografii.