...w Warszawie jutro, czyli w sobotę 23 stycznia, o godz. 18.00 w galerii Porczyńskich (Plac Bankowy 1, wstęp wolny i wskazany); JK– śpiew, prowadzenie, gitara romantyczna; Anna Śliwa – skrzypce; Henryk Kasperczak – opracowanie muzyczne, gitara romantyczna; HALINA ŁABONARSKA – recytacja; JERZY ZELNIK – recytacja.
- - - - - - - - - - - - - - - -
1.
[dowódca powstańców – płk Edmund Callier:]
[…] [kiedy prawie wszyscy nasi poczęli uciekać] […] skoczyłem ku staremu lasowi, aby wahających się tam powstańców zachęcić i pod tartak doprowadzić. Po drodze spotkałem kilku mniéj trwożliwych, którzy z własnego popędu już ku miejscu wyznaczonemu się zbliżali. […] czyniłem [w ten sposób] zadosyć [najzwyczajniejszym wojskowym] powinnościom; [ale] pośród młodych, niedoświadczonych [i nieostrzelanych] żołnierzy każdy [taki] krok wytrawnego wojaka za cud waleczności uchodzi[ł i niesłychane wrażenie wywierał].[…] Z lasu wysłałem kilku strzelców za chatkę młynarza, znajdującą się po prawéj stronie grobli, a co na koniec z kosynierów i strzelców zebrać zdołałem, przyprowadziłem do tartaka. […]
2.
[płk. książę Wittgenstein, dowódca rosyjski, raport:]
[...] [Ekscelencjo!] Większość sił nieprzyjaciela, ukryta na skraju lasu, przyjęła nas morderczym ogniem […] Mieliśmy do czynienia nie z jakąś luźną grupą, lecz z dobrze zdyscyplinowanym oddziałem, złożonym niemal wyłącznie z byłych żołnierzy pruskich, uzbrojonych w szwajcarskie i niemieckie karabiny. […] Widziałem, że ta pozycja jest nie do utrzymania […] nie mogę oprzeć się myśli, że zostałem zwabiony w pułapkę […] Prowadziliśmy ogień […] mając za plecami jezioro i groblę, którą właśnie przebyliśmy, a sto kroków przed nami las, obsadzony nieprzyjacielem zdecydowanym, dobrze uzbrojonym, który znacznie przewyższał nas liczbą[sic! - fantazja militarna...] [...]. [tłum. JK]
3.
Co roku przed 1 listopada mój dziadek – jako mały chłopiec – „zanosił do kościoła na wypominki” za dusze bratanków swojej babki (a mej pra-pra-babki) Macieja i Stanisława Kryśkiewiczów, którzy walczyli w bitwie pod Olszakiem. Zginął tam jeden z nich, Maciej. Dopiero niedawno – parę lat temu, kiedy zacząłem na serio zgłębiać dzieje powstania – dotarło do mnie, że wraz z Kryśkiewiczami służyło w tej samej powstańczej partii wielu moich ziomków. Wyprawa wyruszyła wszak spod miejsca, w którym mieszkał mój Dziadek, i w którym ja sam dziś mieszkam – czyli spod miasteczka Kórnik koło Poznania (w zaborze pruskim), które dotąd żyje w cieniu zamku Działyńskich i Zamoyskich, tych, którzy wyekwipowali wiele powstańczych oddziałów, ryzykując utratę głowy i majątku (ostatecznie – nastąpił długoletni sekwestr dóbr i zaoczny wyrok śmierci na hr. Jana Działyńskiego, po dekadzie odwołany amnestią).
Bitwa owa stoczona w lasach pod Koninem miała kiedyś wielką sławę w Wielkopolsce. Nazywano ją zresztą rozmaicie, bo i bojem w lasach Kazimierskich, i potyczką pod Olszową, albo pod Tartakiem, czy pod Pątnowem. Z licznych wspomnień tamtej epoki bije dumne: „i ja tam byłem, tam był mój brat, mój ojciec, stryj, wuj”. Po latach jeden z powstańców poświęcił jej fragment pięknego poematu, rymowanego udatnie na wzór Pana Tadeusza.
Dzięki fortelom powstańczych dowódców – Kazimierza Mielęckiego i Edmunda Calliera – rosyjski dowódca ks. Książę Emil de Sayn-Wittgenstein-Berlebourg (fligiel-adiutant dworu cesarskiego w stopniu pułkownika) był przekonany, że powstańcy są kilkakroć liczniejsi od jego kolumny, podczas gdy w rzeczywistości było na odwrót, liczba żołnierzy polskich do rosyjskich miała się jak 500 do 700. Przy czym Rosjanie dysponowali lepszym wyszkoleniem i znacząco większą siłą ognia (Polacy: 209 karabinów, Rosjanie: co najmniej 340 karabinów). Po pięciogodzinnej walce Moskale wycofali się – bo ich dowódca, wspomniany ksiązę Wittgenstein, bał się, zupełnie niesłusznie, okrążenia (!).
Niestety tak Callier, jak Mielęcki zostali pod koniec bitwy ciężko ranni, a wycofujący się powstańcy, wyczerpani, pozbawieni wodzów i amunicji, natrafili kilka kilometrów dalej na drugą kolumnę moskiewską, która ich rozproszyła. Tam własnie poległ młody mieszczanin, Maciej Kryśkiewicz. Wittgenstein przypisał ten przypadkowy sukces sobie samemu, twierdząc (w co zapewne sam naiwnie wierzył) że przeprowadził po mistrzowsku najważniejszą operację wojskową od początku powstania, i że rozbił największą z polskich armii powstańczych. Jako osobisty przyjaciel Wielkiego Księcia miał wystarczającą siłę perswazji, aby za swój „sukces” awansować na generała (podczas gdy w istocie haniebnie cofnął się przed słabszymi powstańcami…).
Jutro zapraszam na koncert, który opowie dzieje tej bitwy – pieśniami tudzież słowem, to jest raportami i listami gradilokwentnego, butnego Wittgensteina, zwięzłego Calliera, jak i innych polskich weteranów powstania - czytać je będą pp. Halina Łabonarska i Jerzy Zelnik.
UWAGA: koncert jest ostatnim wydarzeniem dnia powstania,który rozpocznie się w Galerii Porczyńskich o godz. 16.30 lekturą wspomnień powstańczych Ludomira Grzybowskiego
w interpretacji Piotra Bajora; o 17.15 spotkanie z panią Barbarą Petrozolin-Skowrońską, autorką książki Przed nocą styczniową.
Inne tematy w dziale Kultura