Wiesław Kos Wiesław Kos
533
BLOG

Wrzesień 1939 roku i okupacja sowiecka we wspomnieniach przodków.

Wiesław Kos Wiesław Kos Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Na początku Września 1939 roku toczyły się działania wojenne, jednak równolegle życie cywilne biegło własnymi torami. Mój pradziadek wraz z czternastoletnim wówczas dziadkiem przygotowywali pole pod zasiew zboża ozimego. Leżało ono przy drodze biegnącej do granicy Polski z Prusami Wschodnimi. Granica znajdowała się około 10 kilometrów od miejsca w którym pracowali. W pewnym momencie pojawił się na tej drodze konny oddział Wojska Polskiego, którego dowódca spytał pradziadka, czy ten nie widział w okolicy Niemców. Pradziadek odparł: "Co z was za wojsko, skoro nie wiecie gdzie szukać Niemców". Żołnierze nieco zawstydzeni odjechali. Zastanawiacie się dlaczego udzielił takiej odpowiedzi żołnierzom? Może dlatego, że w 1920 roku służył w artylerii konnej w Osowcu, brał udział w Bitwie Warszawskiej i jego zadaniem było podczas wycofania baterii z pozycji podpiąć armatę do zaprzęgu konnego oraz odholować ją będąc w tym czasie wystawionym na ostrzał nieprzyjaciela. Opowiadał, że na własne oczy widział marszałka Piłsudskiego. Po takich doświadczeniach zapewne był z siebie bardzo dumny, stąd ta kąśliwa uwaga pod adresem wojskowych. 

Kilka dni później wkroczyły oddziały Wehrmachtu. Żołnierze niemieccy przyjechali na rowerach, w porozpinanych pod szyjami mundurach i wyperfumowani tak, że woń biła od nich na kilka metrów. 

Nie zabawili jednak na tych terenach długo, gdyż na skutek paktu Ribbentrop - Mołotow ziemie te przypadły ZSRR. Włączono je w skład Białoruskiej SSR, mimo że w większości zamieszkiwane były przez ludność polską z domieszką ludności żydowskiej. Doszło wkrótce do wytyczenia granicy pomiędzy dwoma okupantami. Biegła ona wzdłuż rzeki Pisy a dalej na północ wzdłuż niedawnej granicy polsko - niemieckiej. 

Sojusznicy nie darzyli się jednak szacunkiem, gdyż jak wynika z opowieści - po zbudowaniu na tej granicy masywnych zasieków, które pilnowane z obu stron były przez uzbrojonych po zęby strażników - Niemcy naśmiewali się z Sowietów, wykonując w ich kierunku gesty naśladujące bicie pcheł, lub innych pasożytów które towarzyszyły często żołnierzom Armii Czerwonej. 

Po zajęciu wspomnianych ziem Armia Czerwona przystąpiła do budowy schronów bojowych, które wchodziły w skład linii Mołotowa ciągnącej się od państw bałtyckich aż do Karpat. Tak więc Stalin nie ufał za grosz sojusznikom i dążył do utwierdzenia nowej granicy betonowymi bunkrami, rowami przeciwczołgowymi i transzejami. Ściągnięto na te tereny ogromne rzesze robotników oraz krasnoarmiejców, którzy kwaterowali w leśnych obozowiskach pod namiotami. Mieli nawet kino pod gołym niebem. Wzdłuż budowanej linii schronów zwanych przez Rosjan "Toczkami" zbudowano kolejkę wąskotorową dla ułatwienia transportu niezbędnego budulca. Sowieci potrzebowali niezliczonych ilości drewna, dlatego wycinano w pień okoliczne gęste i bogate w starodrzew lasy świerkowe i sosnowe. Okoliczna ludność opowiadała, że zapędzano ją do robót ziemnych pod masywne schrony bojowe, jednak sowieckie ekipy budowlane stawiały wysokie płoty w celu ukrycia przed oczyma ciekawskich przedmiotu budów. 

Trzeba przyznać, że radziecka machina miała rozmach, bo do momentu ataku niemieckiego wybudowano ogromną ilość tychże "Toczek", masywnych żelbetowych konstrukcji z pancernymi drzwiami. Do dziś można podziwiać te bardzo dobrze zachowane pomniki historii i znak granicy, która przecięła żywy organizm jakim był naród polski. Sowieckie władze zadbały także o wykształcenie młodzieży. Z opowieści mojej babci, która miała 9 lat w 1940 roku wynika, że uczęszczała do szkoły, gdzie uczono dzieci pisania cyrylicą i języka rosyjskiego. W klasie wisiały portrety sowieckich przywódców: Stalina, Kalinina i Woroszyłowa. Nauczycielem był jednak Polak, który musiał być niepewny politycznie, gdyż pewnego dnia - według relacji - przyszli po niego żołnierze w czapkach z granatowymi otokami (NKWD) i dzieci już nigdy nie zobaczyły tego człowieka, ani nie dowiedziały się kim naprawdę był. 

Zaczęły się też wywózki na Sybir, które dotknęły też "Kułaków" - bogatych lub bardziej zaradnych gospodarzy. Rodzina babci została wpisana na listę do wywózki, jako że jej ojciec podczas I Wojny Światowej przebywał w USA i pracując w górnictwie zgromadził kapitał, który pozwolił mu zakupić spore gospodarstwo w Polsce. Byli po prostu wrogami ludu według prawa sowieckiego. 

W noc poprzedzającą wywózkę, rodzina spakowana, w trwodze oczekiwała przyjścia enkawudzistów. Nagle rozległo się bębnienie w okno. Przerażony pradziadek wyszedł na zewnątrz, gdzie spotkał podekscytowanego sąsiada, który prawie wykrzyknął: - Nie bójcie się, Niemcy wkroczyli a bolszewicy w samych kalesonach uciekają na wschód. 

Tak więc to atak hitlerowskich Niemiec 22. 06. 1941 uchronił rodzinę babci przed deportacją do Kazachstanu. 

Ucieczka Sowietów była rzeczywiście paniczna i bezładna. Opuścili swoje obozowiska leśne zostawiając na pastwę okolicznej ludności samochody, tabory, namioty i ogromne ilości różnych materiałów w swych obozowiskach. Opuścili budowane z tak wielkim mozołem potężne bunkry linii Mołotowa.

Z wykształcenia - administracja sektora publicznego. Moje pasje to podróże, spacery i przyroda. Jeśli chodzi o sferę duchową to jestem miłośnikiem dobrej książki, filmu. Prezentuję poglądy realisty politycznego z akcentem narodowym. Publikuję pod pseudonimem artystycznym. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura