Koszon Koszon
1059
BLOG

Cela im. ministra Biernackiego

Koszon Koszon Polityka Obserwuj notkę 12

Koszonowi żal jest b. ministra Gowina. Pluje sobie teraz Koszon w osiwiałą brodę, że przed laty, będąc jeszcze młodą i różową świnką, na niniejszym blogu dokuczył temu panu. Kiedy indziej, i już nie na blogu dokuczał też i ministrowi Czumie. Aż po Czumie przyszła dżuma. I jak przepowiedział mądry Budyń, wypędzono Czumę za to, za co akurat dawał się cenić.

W Koszonie utwierdza się prymitywny konserwatyzm zawarty w słowach "lepiej to już było" (stanowiących odpowiedź na pytanie, kiedy będzie lepiej). Doświadczenie życiowe podpowiada, że każda zmiana w rządzie Donalda Tuska jest zmianą na gorsze. Tak więc, jeśli nawet ktoś pokłada nadzieje w Marku Biernackim; jeśli nawet i sam Biernacki na samego siebie liczy, to bardzo prawdopodobne jest, że gorzko sie rozczaruje. Fatum albo cosik na podobie.

W krótkim wystąpieniu nowego ministra sprawiedliwości znalazł się passus o tym, że minister lubi stawiać sobie cele. Internet podchwycił sarkastycznie te słowa, domagając się od szefa resortu budowy nowych więzień. My jednak chcielibyśmy wspomnieć o innych deficytach wymiaru sprawiedliwości. A w zasadzie o jednym problemie, który sprawia, że choćby klamki w sądach pozłocić, odurzać strony sporów cywilnych gazem rozweselającym, a złoczyńców karmić ikrą i Dobrą Nowiną albo wszystkich jednocześnie wyrżnąć, to i tak nic dobrego z tego nie będzie.

Ten problem nazywa się terminy. Kodeksy zawierają zachętę dla sądu, aby rozpoznawał sprawę na jednym posiedzeniu. Na kilku tzw. terminach należy rozpoznawać wyłącznie sprawy zawiłe, a zatem takie, w toku których wychodzą na jaw nowe okoliczności, pojawia się konieczność przeprowadzenia nowych dowodów, czego nie sposób wykonać ad hoc, chociażby z powodu konieczności wezwania dodatkowego świadka. Problem w tym, że od zamierzchłych czasów sądy się do tego przepisu nie stosują.

Koszon bywa pieniaczem; w sali sądowej czuje się jak ryba na patelni; jest też z wymiarem sprawiedliwości szeroko spowinowacony, tak więc wie o czym mówi. O błahostkach, które sąd mógłby rozpoznać w trzy godziny. I które, owszem, rozpoznaje w trzy godziny, ale rozłożone na sześć półgodzinnych odcinków rozciągniętych na okres lat trzech.

W dniu rozprawowym, Sąd przychodzi rano do swej sali, zasiada i robi tak:

08:30 - trzeci odcinek sprawy W. Kęsikowej przeciwko Z. Kęsikowi o zapłatę;

09:00 - siódmy epizod z powództwa G. Brzuchacza przeciwko Zjednoczeniu;

09:30 - jedenasta odsłona nieprocesu obywatela Zanzibaru, Gumba-Bumba, o stwierdzenie nabycia spadku;

10:30 - spór o miedzę, sezon czternasty

itd. itp. do 16:00, z przerwami na siku.

Sąd dyktuje do protokołu, tak więc czyta z posiedzenia na posiedzenie, co tam rok wcześniej podyktował. I czasem nawet kojarzy. W każdym razie stara się. I wie, że przychodzi do pracy po to, aby komuś było lepiej.

Ale w okolicach godziny drugiej po południu, gdy muchy latają, a Sąd ssie w żołądku, myśli Sąd tylko o jednym, żeby ta cała hałastra szukająca u Sądu sprawiedliwości, poszła sobie w jasną cholerę, a w zamian za to, żeby pojawił się kelner i dał Sądowi co nieco przekąsić, po czym, żeby Sąd wachlowały eunuchy, bo w tym upale się już wysiedzieć nie da. "Ale nic, trzymajmy się!" - mówi sobie Sąd w duchu, a na głos porykuje:

- I co tam, panie Kowalski, pan słyszał? Że ziemia pożydowska? No to niech pan mówi głośniej, w sądzie pan jest a nie w konfesjonale! Pani Mariolu, pani zaprotokołuje. "Kowalski stanął i zeznał..."

Świadek: - Wysoki Sądzie, ja się nie nazywam Kowalski!

Sąd: - To co za dowód osobisty mi tu pan dał?

Świadek- To nie mój dowód!

Sąd: - No trzymajcie mnie! Pani Mariolu: "...i zeznał, że to nie jego dowód". To czyj to jest dowód w takim razie, panie Kowalski?

Świadek: - Niech pani pokaże.

Sąd: - Proszę się zwracać "niech sąd pokaże". Pani Mariolu, pani zaprotokołuje "okazano świadkowi dowód osobisty na nazwisko Jan Kowalski". To czyj to jest dowód, panie Kowalski?

Świadek: - Jana Kowalskiego.

Sąd: - Pani zaprotokołuje. "Jan Kowalski zeznał, że to jego dowód".

Świadek: - Ja się nazywam Maślak!

Sąd: - To czemu mi pan daje dowód Kowalskiego?

Świadek: - Ja dałem mój, tylko pani...przepraszam... sąd czymś przywalił mój dowód, a ten to nie wiem skąd się wziął.

Panna Mariola: - Pani sędzio, to chyba dowód tego, co to o zaprzeczenie ojcostwa u sędzi Dobrosielskiej wczoraj..., co te wrzaski były. A Maślaka to się tu skitrał, pod bułką...

Sąd: - A to przepraszam. Niech pan mówi dalej, panie Kowalski... 

 

I tak się Sąd z własną cierpliwością, pamięcią i całym światem bije o sprawiedliwość. Musi mieć jednocześnie na wokandzie (czyli w tzw. referacie) określoną liczbę spraw. Nie można skończyć zbyt szybko, bo zaraz wszyscy pomyślą, ze sąd leniuchuje. Premiuje się przewlekanie spraw, karci sprawność.

No więc Koszon apeluje, aby  na początek, pan minister Biernacki zechciał wdrożyć w życie kpc w przywołanej części, a choćby tylko przypomniał sądom, że taki przepis obowiązuje. W przeciwnym wypadku, wymiar sprawiedliwości pozostanie w tym miejscu, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. A my, eleganci, nazwiemy je  tytułową celą im. ministra Biernackiego.

 

 

 

Koszon
O mnie Koszon

U nas łajdak na łajdaku i łajdakiem pogania. Jeden prokurator uczciwszy, a i to - prawdę powiedziawszy - świnia... koszon16[małpa]wp.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka