Pośród ludzi, dla których Józef Piłsudski pozostaje niekwestionowanym autorytetem, a w historii Polski przywódcą słusznie wyniesionym przez Naród na Wawel, łatwo spotkać takich, którzy mają wątpliwości związane z zamachem majowym 1926 roku. Ja też miałem takie wątpliwości, bo ocena ówczesnej sytuacji opiera się na przekazach innych, a nie na własnej bezpośredniej obserwacji tak odległych zdarzeń. Dzisiaj bezpośrednio mogę śledzić bieżące wydarzenia i od dawna mam ugruntowaną własną ocenę sytuacji politycznej w Polsce. Ta właśnie aktualna sytuacja pozwala mi lepiej zrozumieć motywacje tych, którzy podjęli decyzję i dokonali zamachu w maju 1926 roku.
Poszukiwanie analogii sytuacji roku 1926 z tym, co dzieje się dzisiaj w roku 2020, może być trudne, bo ówcześni politycy byli całkiem innymi ludźmi w porównaniu z większością dzisiejszych politycznych hochsztaplerów. Prawie osiem lat po odzyskaniu niepodległości i blisko sześć lat po jej bohaterskiej obronie przed skrajnym zagrożeniem, można wykluczyć, że politycy aktywni w 1926 mogliby nie uznawać niepodległości Polski za wartość podstawową i nienaruszalną. Dzisiaj, w 2020 roku politycy gromadzący się pod jednym szyldem totalnej opozycji, która działa przeciw demokratycznie wybranemu i niezwykle sprawnemu rządowi, są przeciwnikami niepodległości Polski i swoje partyjne interesy uznają za ważniejsze od tak podstawowej wartości. Zbyt wiele krzywdy wyrządzili Polsce, w czasie gdy sami rządzili i teraz, gdy sabotują dobre rządzenie, by ktoś mógł podważać prawdziwość twierdzenia, że w istocie dążyli do likwidacji polskiego państwa, do ubezwłasnowolnienia narodu i przekształcenia Polski w kolonię poddaną obcym.
Tutaj nie ma więc analogii, natomiast warto się jej doszukać w zagrożeniu, przed jakim postawiono Polskę, w którym każde, nawet najbardziej drastyczne działanie w obronie Ojczyzny staje się uzasadnione. W 1926 roku to partyjne swary i niesprawne działanie parlamentu hamowały proces krzepnięcia świeżo odzyskanego państwa. Trzeba było położyć temu kres, gdy perspektywa rysowała realistyczne możliwości pojawienia się nowych zagrożeń, a wewnętrzna walka polityczna blokowała rozwój silnego państwa. Teraz zagrożenie jest jeszcze poważniejsze, a zarazem jest o wiele wyraźniej zarysowane, bo sprawcy tego zagrożenia nawet się nie kryją ze swoimi zamiarami. Nie ma potrzeby, by tego dowodzić podsumowaniem wszystkich działań szkodliwych dla Polski, których dopuścili się przedstawiciele opozycji w czasie swoich rządów i później, gdy w 2015 roku demokratyczny werdykt wyborców pozbawił ich władzy. Zbyt obszerny byłby to materiał, pełen drastycznych faktów, które przecież są znane, a pośród nich hańbiące i jawne działania przeciw Polsce na forum międzynarodowym. Te ostatnie wywołują powszechne oburzenie, dokumentują zdradę w najczystszej postaci i przywołują dodatkową analogię ze zdradą konfederacji targowickiej, której konsekwencją była hekatomba trwającej ponad sto lat niewoli. Z czymś takim, czego doświadczamy od 2015 roku nie mieliśmy dotąd do czynienia. Opozycja, która sama określiła się jako totalna, w sposób ciągły próbuje dokonać destrukcji państwa, sabotuje wszelkie działania rządu, odmawia legalności organom i instytucjom, które zostały wyłonione w rygorystycznie przestrzeganych prawnych procedurach, bezpodstawnie oskarża, grozi i prowokuje, tworzy w Polsce atmosferę kompletnego chaosu i anarchii. To wszystko dzieje się na bieżąco, codziennie, a będzie pewnie szczegółowo opisane w przyszłości, gdy te działania będą skrupulatnie rozliczane. Pełna napięcia, chybotliwa sytuacja polityczna, w jakiej znalazła się Polska, potęguje zagrożenie i stan niepewności Polaków, gdy sprawcy tego politycznego rozgardiaszu pozostają zupełnie bezkarni i stają się coraz bardziej agresywni i bezczelni. Dzisiaj to oni grożą, rysując przyszłość, w której obiecują zapełnienie aresztów, więzień, może jakichś łagrów tymi, którzy dzisiaj tak sprawnie Polską rządzą. Jeśli ktoś uważa, że są to normalne spory polityczne i nie widzi autentycznego zagrożenia, niech nie łudzi się, że coraz częściej pojawiające się publicznie groźby fizycznego unicestwienia przeciwników, to tylko puste słowa niepoważnych, niezrównoważonych anarchistów.
Głębokość dzisiejszego kryzysu szczególnie dosadnie ilustruje horrendalne zachowanie się sędziowskiej, a może nawet szerzej, prawniczej kasty w całym okresie po 2015 roku. Patrząc na obfitą serię skandalicznych, a jednocześnie zaskakująco prymitywnych zachowań, można konkludować, że Polska w przyszłości będzie potrzebować całkiem nowej klasy prawników, którzy nie będą obarczeni degeneracją edukacyjną dzisiejszych wydziałów prawa polskich uczelni. W końcu to właśnie prawnicy są odpowiedzialni także za to, że politycznie destrukcyjnymi działaniami dzisiejszego senatu steruje marszałek oskarżony o najbardziej paskudny rodzaj korupcji, w którym życie pacjentów stało się narzędziem szantażu. Także odpowiedzialność prawników widzę, gdy w senacie zabierają głos ludzie oskarżeni o poważne przestępstwa, którzy nigdy tam nie powinni się znaleźć. Te wszystkie objawy trwającego już wiele lat i rozrastającego się kryzysu stanowią bogate tło zagrożenia przed jakim stanęła Polska, ale najpoważniejszy wymiar kryzysu ujawnił się teraz, w związku z pandemią, z prognozowanymi trudnościami ekonomicznymi i z groźbą kryzysu konstytucyjnego wywołanego blokowaniem wyborów prezydenckich. Mamy do czynienia z zagrożeniem ustrojowym, które może mieć tragiczne konsekwencje dla Polski. To jest zagrożenie bardziej niebezpieczne, niż tamto z 1926 roku, więc tym bardziej uprawniona jest jego neutralizacja aktem podobnym do ówczesnych radykalnych działań.
Uważam, że sabotowanie i blokowanie wyborów prezydenckich zmierza bezpośrednio do pozbawienia Polski głowy państwa i te antypolskie działania będą trwały bez względu na legalne przedsięwzięcia podejmowane przez rząd. Nie mam też wątpliwości, że działania Gowina sprzyjają blokowaniu tych wyborów i znamionują jego zdecydowany powrót do grupy politycznej, z której kiedyś wyszedł. Współpraca z Gowinem w ramach ZP jest już niemożliwa, a chybotliwa arytmetyka sejmowa umożliwi mu ciągłą dywersję i tę sytuację wykorzysta przy każdej nadarzającej się okazji. Dzisiaj już wyraźnie widać, jak sztuczny był argument, że w maju wybory nie mogą się odbyć, na którym oparł swój sprzeciw i uparł się do końca. W tych okolicznościach uważam, że premier Mateusz Morawiecki powinien ogłosić stan wyjątkowy, określając jego cel, który będzie ograniczony do umożliwienia skutecznego odbycia wyborów prezydenckich 2020 roku.
Nie ma potrzeby, by w analogii do 1926 roku prowadzić do bezpośredniej potyczki zbrojnej na moście Poniatowskiego, bo wystarczającym orężem będzie deklaracja o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Na przykład taka:
Niezwykle pomyślny rozwój Polski po 2015 roku, który wraz z rosnącym i sprawiedliwie dzielonym dobrobytem zyskał poparcie większości Polaków, został w marcu tego roku niespodziewanie przyhamowany mocno zaraźliwym wirusem, który w całym świecie doprowadził do szybko rozwijającej się pandemii przynoszącej liczne ofiary i znaczne spowolnienie gospodarczej aktywności. Na tle sytuacji w wielu krajach świata działania polskiego rządu okazało się bardzo skuteczne w opanowaniu kryzysu pandemii w Polsce i przygotowaniu warunków do zminimalizowania skutków kryzysu ekonomicznego w przyszłości, ale zarówno ten medyczny, jak i ekonomiczny kryzys nie został jeszcze zażegnany. Jednocześnie konstytucyjne wymagania zmuszają polskie władze do przeprowadzenia wyborów prezydenckich, które muszą uwzględniać trudne warunki epidemiologiczne.
Polityczna opozycja, zarówno ta, która osłabiała i niszczyła Polskę w czasie, gdy sprawowała rządy, jak i ta, która zjednoczyła się z nią w walce przeciw rządzącym politykom dobrej zmiany, w bezprzykładny sposób po 2015 roku sabotują wszelkie działania legalnych polskich władz. Ciągłe prowokacje, próby wywołania zamieszek ulicznych, tworzenie chaosu i anarchii w każdej dziedzinie życia narodu, a zwłaszcza jawne działania przeciw Polsce na arenie międzynarodowej nie ustały mimo trudnej sytuacji aktualnego kryzysu i w znaczący sposób utrudniają działania władz. Te wrogie działania opozycji nabrały szczególnego wymiaru, gdy skupiły się na wysiłkach zmierzających do zablokowania wyborów prezydenckich. Zmierzają one do zachwiania ustroju państwa, które utraci ciągłość, gdy po upływie kadencji 6 sierpnia 2020 Urząd Prezydenta nie zostanie objęty. Opozycja dla własnych partyjnych interesów podejmuje działania, które kompletnie nie uwzględniają potrzeb Polski i stawiają pod znakiem zapytania zachowanie jej niepodległości.
Uznając, że sytuacja ta stworzyła najwyższy stopień zagrożenia Prezes Rady Ministrów RP zarządza stan wyjątkowy obowiązujący na terenie całego kraju. Paradoksalnie jest to krok uwzględniający żądania opozycji, która od kilku miesięcy domaga się wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Ze względu na ewidentny brak uzasadnienia dla proponowanej przez opozycję wersji w formie stanu klęski żywiołowej, wprowadzony jest stan wyjątkowy, a jego przyczyną są działania blokujące możliwość przeprowadzenia wyborów prezydenckich.
Jedynym celem wprowadzenia stanu wyjątkowego będzie przeprowadzenie uczciwych, powszechnych, bezpośrednich i tajnych wyborów Prezydenta RP, a czas jego trwania będzie ograniczony od daty niniejszej decyzji, do czasu stwierdzenia ważności wyborów. Także wąski zakres ograniczeń wolności obywatelskich będzie dotyczyć wyłącznie tych praw i zachowań, które mogą być wykorzystane do działań przeciw wyborom. W ten sposób określony jest cel podjętej decyzji i zarysowany duch zarządzenia, którym będą podporządkowane szczegółowe zasady postępowania określone w osobnym dokumencie.
Nikomu nie uda się zablokowanie wyboru Prezydenta RP.
Obronimy Niepodległość Polski! Tak nam dopomóż Bóg!
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka