Był początek kwietnia 1987 roku. Odebrałem telefon Pana Profesora, ważnego autorytetu w dziedzinie medycznej. W krótkiej rozmowie poprosił bym zechciał przyjąć jego bardzo zdolnego studenta, który ma do mnie ważną sprawę związaną z katastrofą w Czarnobylu. Oczywiście zgodziłem się i wkrótce przyjąłem w mieszkaniu wizytę młodego wówczas Bogdana Klicha, który poprosił mnie, czy mógłbym wygłosić wykład o czarnobylskiej katastrofie na spotkaniu, które on organizuje w pierwszą rocznicę wydarzenia 26 kwietnia. Natychmiast się zgodziłem i omówiliśmy szczegóły dotyczące spotkania. Miejscem spotkania miał być „Kamieniołom” przy kościele pw. Św. Józefa w Podgórzu, a słuchaczami wykładu mieli być zgromadzeni tam Krakowianie zainteresowani sytuacją po katastrofie.
Dopytywałem się szczególnie mocno, kim będą słuchacze i czego będą oczekiwać, bo od tego zależała forma i treść wykładu. Uzgodniłem, zgodnie z własnym wcześniejszym doświadczeniem, że takim zainteresowanym słuchaczom warto przedstawić także kilka prostych spraw związanych z fizyką, by po tym wprowadzeniu podsumować wyniki dotychczasowych badań radioaktywnego opadu czarnobylskiego. Bogdan Klich jedynie mocno potakiwał, aprobując moje sugestie, a także bez zastrzeżeń przyjął moje wnioski wynikające z trwających cały rok badań radioaktywnego skażenia Polski po katastrofie. Wnioski te były bardzo proste. Zasięg skażenia był ogromny, ale nie mógł zagrozić żadnymi poważnymi skutkami dla ludności Polski. Było to niejako w opozycji do tych, którzy mieli zamiar demonstrować w pierwszą rocznicę katastrofy w Czarnobylu.
Nastał więc dzień 26 kwietnia 1987, gdy w Krakowie odbyła się demonstracja, a moja żona i córka szły w pierwszym szeregu pod hasłem: „Nie chcemy jodu ze Wschodu”. Ja udałem się do „ Kamieniołomu” w Podgórzu i byłem zaskoczony gęstym tłumem w sali. Gdzieś tam w przelocie mignął mi organizator – B. Klich i na moje pytanie, czy wszystko w porządku, potwierdził skinieniem głowy. Przedarłem się przez tłum do miejsca wykładowcy i lekko się zdziwiłem, że przednie rzędy były zapełnione dziennikarzami, z ich torbami, notatnikami i mikrofonami. Wkrótce po rozpoczęciu wykładu zauważyłem w pierwszych rzędach jakieś oznaki zniecierpliwienia. Zatrzymałem swój wykład i zapytałem, skąd to zniecierpliwienie, o co chodzi. Wytłumaczyli mi, że zostali tutaj skierowani na konferencję prasową, a nie na jakiś wykład. Wyjaśniłem, że organizator tego spotkania prosił mnie o wykład i nic nie wspominał o takiej konferencji prasowej, ale jestem gotów, by odpowiadać na państwa pytania, by przekazać to, co mam przygotowane w formie wykładu. Jeśli ktoś życzy sobie moich odpowiedzi w języku angielskim, to bardzo proszę potwierdzić takie życzenie.
Wszystko nie trwało dłużej, niż 30 minut, a pytania były merytoryczne, niektóre miały zabarwienie polityczne i na nie najchętniej odpowiadałem. Potem zacząłem szukać Bogdana Klicha, aby mu przekazać swoją irytację całą sytuacją, w jakiej się znalazłem, mimo naszych szczegółowych ustaleń. Nie znalazłem go, gdzieś uciekł i już się nie pojawił, także nie zadzwonił do mnie z jakimiś elementarnymi przeprosinami.
Widziałem go później, gdy pojawiał się na różnych spotkaniach w ramach młodzieżówki Unii Demokratycznej, a potem już wszedł w mocną politykę w gronie podobnych sobie karierowiczów, zawsze przeciw Polsce. W Skoczowie, podczas kolejnej pielgrzymki Ojciec Święty JPII głośno wołał: „Polska potrzebuje ludzi sumienia!”, ale tego Bogdan Klich nie słyszał, albo nie rozumiał. Wreszcie zobaczyliśmy psychiatrę Klicha na czele Ministerstwa Obrony i ta zbrodnia wobec Polski wkrótce stanęła w polu widzenia wszystkich Polaków. Ginęli generałowie, polska armia zanikała, a potworne plany obrony na linii Wisły zwiastowały kolejny rozbiór Polski. Teraz stał się pionkiem w grze sabotującej dobre relacje Polski z USA. Nie może nie wiedzieć, jak ważna dla tych relacji jest obsada polskiej ambasady w Waszyngtonie i jak bardzo szkodliwe jest blokowanie stanowiska ambasadora przez figuranta, który nigdy nie będzie zaakceptowany, ani przez polskiego Prezydenta, ani przez administrację USA.
Sięgając do bardzo dawnych czasów przedstawiłem ponurą postać Bogdana Klicha, by wezwać go do natychmiastowej dymisji ze stanowiska kierownika ambasady w Waszyngtonie. Ta gra Tuska i Sikorskiego, w której tak uparcie uczestniczy bezwolny psychiatra Bogdan Klich, jest wyjątkowo szkodliwa dla Polski, a może być przerwana dymisją przez samego Klicha. To obowiązek wobec Polski.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka