Nowy spot PiS przypominający deklaracje polityków PO w sprawie dopalaczy z 2010 roku zrobił piorunujące wrażenie – Kopacz prawie płakała, a Neuman wściekał się i bezsilnie kłamiąc, pogrążał jeszcze głębiej swoją partię. Powrót do dawnych wypowiedzi, obiecanek, prognoz i gróźb polityków, zwłaszcza jeśli przypomnienie można podeprzeć dokumentalną rejestracją ich obrazu i głosu, to jedno z najmocniejszych narzędzi ujawniania prawdy o politycznych oponentach i ich wiarygodności. Jest to też na wskroś uczciwy sposób toczenia politycznej walki o prawdę w życiu publicznym.
W normalnych warunkach, gdy istnieje równowaga pluralistycznych mediów, polityczni przeciwnicy nie muszą uciekać się do kosztownej produkcji i emisji telewizyjnych spotów, aby ukazać taką cząstkową, ale bardzo ważną prawdę. Robią to za nich dociekliwi dziennikarze, którzy sami sięgają do archiwów, by przywołać dawne wypowiedzi i zweryfikować dzisiejsze lamenty i udawania. Polityk może się mylić, lub zapomnieć co powiedział, czy obiecał, ale musi być przygotowany na to, że ktoś przypomni mu dawne słowa i trzeba będzie się wytłumaczyć, a przy tym zarumienić. Jeżeli polityk w takiej sytuacji nie wykazuje pokory i wstydu, ludzie powinni to dostrzec i zapamiętać. Tylko powszechne przyjęcie takiej praktyki rodzi odpowiedzialność za słowo, kształtuje we właściwy sposób debatę publiczną i temperuje zapędy do posługiwania się kłamstwem i fałszywymi obietnicami.
To nic, że dzisiaj ujawnione wcześniejsze wypowiedzi i zachowania podważające wiarygodność polityka mają wciąż jeszcze niewielki wpływ na to, jak jest on odbierany przez ludzi podejmujących decyzje wyborcze. Sprawa takich reakcji jest dość skomplikowana i zależy od wielu czynników. Nie wiadomo czy na przykład znana wypowiedź D.Tuska związana ze słowami: „polskość to nienormalność” została zlekceważona jako mało znacząca, czy też dotarła do zbyt wąskiego kręgu ludzi, by wpłynąć na opinię publiczną. Zachodzi wszakże widoczna zmiana i nawet bez przywoływania zachowań z przeszłości wiarygodność dzisiaj rządzących polityków została tak zredukowana, że obietnice rzucane przez E.Kopacz wywołują jedynie wzruszenie ramionami, przekleństwa i śmiech.
Odpowiedzialność za słowo ma decydujące znaczenie w wielu dziedzinach życia. W naukach matematyczno-przyrodniczych, ale także w historii, filologii, filozofii, jest egzekwowana raczej rygorystycznie. Patrząc na wielu socjologów, psychologów społecznych, czy ekonomistów występujących na co dzień w mediach, jest ona zjawiskiem zupełnie nieznanym w tych środowiskach. Są nieliczne wyjątki, a może jest ich nawet więcej, ale nie egzekwują oni odpowiedzialności za słowo u swoich kolegów, którzy o zgrozo robią kariery naukowe. W publicystyce natomiast, w tej pisanej i telewizyjno-radiowej, odpowiedzialność za słowo zdaje się szybko zanikać, a pracodawców dziennikarzy w ogóle te aspekty nie interesują. Jedynie wąska grupa odbiorców potrafi zachować w pamięci to, co autor wypowiedzi pisał lub mówił wcześniej, odnotowując sprzeczności, które sumują się na ocenę wiarygodności. Jest to bardzo indywidualny proces, tak jak indywidualna jest wrażliwość i tolerancja dla błądzenia piszących. Nie miałbym problemu z przyjęciem dzisiejszego płaczu R.Ziemkiewicza, że Polska stała się kolonią Niemiec, gdybym nie pamiętał długich lat jego publicystyki, gdy uczestniczył on w tworzeniu osłony medialnej dla procesów prowadzących do takiego stanu.
Słowo pisane wymaga szczególnej odpowiedzialności, bo zawsze może być w oryginalnej formie przywołane, ale we współczesnej praktyce internetowej także to przestaje działać. Podobno rzecz raz wrzucona w Internet, nie ginie, choć dla normalnego użytkownika praktyka jest jednak inna. Często zdarzało mi się, że adwersarz usuwał swój wcześniejszy komentarz i nie mogłem go przywołać w dalszej polemice. Należę do wciąż jeszcze licznego grona tych autorów w S24, którzy żadnego ze swych wpisów nie usunęli i tak pojmuję przyjęcie odpowiedzialności za słowo, mimo że nie zawsze jestem zadowolony ze swoich komentarzy, gdy do nich wracam. Jestem natomiast zirytowany coraz częstszym pojawianiem się komentatorów, którzy usuwają większość swoich wpisów, a czasem nawet wszystkie. Tego administracja S24 nie powinna tolerować, bo tolerancja jest zgodą na zaśmiecanie portalu uwagami, za które autorzy świadomie nie chcą podjąć odpowiedzialności, bo piszą je tylko po to, by zakłócać dyskusje, prowokować i tworzyć szum informacyjny.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo